– Równość wyborów wynika nie tylko z tego, że każdy ma równy głos, ale też, że kandydaci mieli równe szanse prowadzenia kampanii, a więc tej jednej z najważniejszych części procedury wyborczej. Tu też mamy zaburzenie równości, bo w zasadzie tylko jeden kandydat prowadzi kampanię – mówi Wojciech Hermeliński, były sędzia Trybunału Konstytucyjnego i były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej w rozmowie z Justyną Koć (wiadomo.co).
JUSTYNA KOĆ: PiS złożył projekt zmiany konstytucji, gdzie wydłużona zostaje kadencja prezydenta. To dobry pomysł?
WOJCIECH HERMELIŃSKI: W moim przekonaniu nie można modyfikować czy zmieniać konstytucji w związku z faktycznymi okolicznościami, które mogą się wydarzyć. Już raz mieliśmy podobne rozważania, kiedy powstała historia z prezesem NIK-u. Konstytucja nie pozwalała na jego odwołanie, zatem powstał pomysł, aby zmienić ustawy o NIK-u w ten sposób, aby można było zawiesić prezesa, kiedy zostanie mu postawiony zarzut karny. To byłoby naruszenie konstytucji, bo jeżeli ktoś ma postawiony zarzut, to nie jest jeszcze winny. Musi być prawomocny wyrok, aby kogoś za winnego uznać. Tutaj próbuje się zmienić konstytucję w związku z przypadkową okolicznością, oczywiście jest ona istotna, ale jest prosty sposób zgodny z prawem, jak należy postąpić w czasie pandemii.
Wystarczy wprowadzić prawnie stan nadzwyczajny, który faktycznie i tak istnieje. Władza nie chce go wprowadzić, tłumacząc się różnymi, fałszywymi przesłankami.
W uzasadnieniu projektu podnosi się okoliczności, które nie są na tyle nowe, aby te zmianę uzasadniać – mianowicie, że „zmiana jest potrzebna w celu zapewnienia stabilności rozwiązania, zapewniającego ciągłość władzy państwowej”. Ta ciągłość istnieje i przy wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego będzie dalej istniała, bo przedłuży kadencję prezydenta, ale tylko na okres, o którym zadecyduje Sejm czy Rada Ministrów.
Jest też podana okoliczność, która budzi jeszcze większe wątpliwości – „zwiększenie stabilności sprawowania urzędu prezydenta w trakcie biegu kadencji jest podyktowane sytuacją niespotykanego zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego i obywateli RP związanego z COVID-19”. To wypisz, wymaluj uzasadnienie do wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, a nie zmiany konstytucji. Ponadto należałoby sobie zadać pytanie, w jakiej sytuacji stawia się wyborców, którzy głosowali na prezydenta będąc przekonanymi, iż wybierany jest na 5 lat, a nie 7. To wyraźne lekceważenie wyborców.
A także w jakiej sytuacji stawia się obecnego prezydenta, który kandydując w 2015 roku był przekonany, że ubiega się o urząd trwający 5 lat, a nie 7, i że być może będzie miał szansę na powtórzenie kadencji, co w projekcie się likwiduje.
Co do kwestii politycznych, to nie chcę się wypowiadać, chociaż widać gołym okiem, że opozycja nie ma chęci do współdziałania. Nie bardzo też widzę, gdyby nawet doszło do porozumienia, aby można było zdążyć przed 10 maja. Nie można wcześniej rozpocząć procedowania, niż 30 dni od złożenia projektu – on trafił do marszałka Sejmu 6 kwietnia, więc 5 maja minie 30 dni. Potem sprawą zajmie się Senat, który ma do 60 dni, czyli może być to i 1 dzień. Pewnie na to liczą wnioskodawcy.
Czyli już z dwojga złego lepsze powszechne wybory korespondencyjne? Co jest mniejszym złem?
Gdyby nie było innego wyjścia, czyli możliwości wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, to wybory korespondencyjne. Ciężko to zresztą porównywać, bo mamy z jednej strony porządek prawny, a z drugiej zdrowie i życie obywateli.
Abstrahując od pandemii, hipotetycznie mniejszym złem byłyby wybory korespondencyjne, żeby nie tykać konstytucji i nie zmieniać jej w bezsensowny sposób z doraźnych powodów.
Sam pomysł 7-letniej kadencji prezydenta jest dobry?
Rozumiem, że w tym przypadku chodzi o zmianę na stałe. Generalnie to nie ma znaczenia, bo są kraje, gdzie ta kadencja jest 7-letnia. Zresztą przed wojną w Polsce w myśl konstytucji marcowej i kwietniowej, a także po wojnie do 1952 roku była 7-letnia kadencja. Tu oba rozwiązania są dobre, tylko nie można wprowadzać zmian w taki sposób.
Projekt powszechnego głosowania korespondencyjnego też łamie konstytucję.
Oczywiście i to już na etapie, kiedy procedowano tzw. marcową zmianę, która dała możliwość głosowania korespondencyjnego grupie osób powyżej 60 lat i osób w kwarantannie. Złamano wówczas konstytucję i regulamin sejmowy. Ten sam błąd został popełniony przy kolejnej noweli, kiedy wprowadzano powszechne głosowanie korespondencyjne. Również mamy tu naruszenie orzecznictwa TK, które mówi, że nie można wprowadzać zmian w terminie późniejszym niż 6 miesięcy przed wyborami.
Wprowadzana teraz zmiana jest bardzo istotna, bo likwiduje się całkowicie osobiste głosowanie w komisjach. Rozumiem, że sytuacja jest wyjątkowa, bo mamy epidemię, ale wprowadzanie głosowania tylko korespondencyjnego zaburza powszechność głosowania chociażby dla osób z zagranicy.
Z tych przepisów, które proceduje teraz Senat wynika, że najpóźniej 14 dnia przed wyborami wyborca za granicą musi złożyć do konsula wniosek, że chce głosować. Na pewno to nie będzie zrealizowane, jeżeli wybory mają się odbyć 10 maja, 17 maja podobnie.
W ogóle termin 17 maja jest podwójnie niezgodny z konstytucją, bo marszałek nie może dowolnie zmieniać daty wyborów. Jeżeli jest potrzeba zmiany terminu, to tylko może być wywołana stanem nadzwyczajnym.
Poza tym żaden konsul nie wyśle pakietu do głosowania, dopóki ustawa nie wejdzie w życie, czyli przed podpisaniem ustawy przez prezydenta i opublikowaniem jej, co może najwcześniej nastąpić na kilka dni przez 10 maja.
Pomijam już obostrzenia w innych krajach, gdzie nie mamy pewności, czy i jak listonosz dostarczy i zabierze w odpowiednim terminie pakiet do głosowania. Oznacza to, że wiele osób zostanie pozbawionych możliwości głosowania nie ze swojej winy, co może odbić się dużą liczbą protestów wyborczych do SN.
Czy zatem wynik nie zostanie podważony?
To będzie zależało, w moim przekonaniu, od ilości protestów, które są zawsze. Do tej pory też były i SN je rozpatrywał, ale było ich na tyle mało, że nie wpływały na generalny wynik wyborów. Teraz może być inaczej, bo jeżeli okaże się, że prezydent zostanie wybrany niewielką ilością głosów, to być może głosy osób z zagranicy zmieniłyby wynik. Trudno powiedzieć. Mam nadzieję, że SN w osobach sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej orzeknie uczciwie i członkowie tej Izby zachowają się jak sędziowie.
Problemy z powszechnością mogą być także wśród wyborców w kraju. Listonosz może się pomylić, pakiet nie będzie dostarczony lub zostanie wykradziony – takie przypadki też się mogą zdarzyć.
Pytanie, czy da się przeprowadzić powszechne głosowanie korespondencyjne.
Nie tylko powszechne, ale i równe. Pamiętajmy, że ta równość wynika nie tylko z tego, że każdy ma równy głos, ale też, że kandydaci mieli równe szanse prowadzenia kampanii, a więc tej jednej z najważniejszych części procedury wyborczej. Tu też mamy zaburzenie równości, bo w zasadzie tylko jeden kandydat prowadzi kampanię. Nawet gdyby zarzucić, że niektórzy wycofali się świadomie z kampanii, to gdyby tego nie zrobili, to i tak nie mogło być agitacji, o której mówi kodeks wyborczy.
A jest to publiczne nakłanianie do głosowania na daną osobę czy program. To nakłanianie to spotkania, rozmowy, nawet na ulicach. Tego nie ma i trudno nazwać powszechną agitacją rozsyłanie maili, bo to jest niepoważne. Z tajnością też może być różnie. To, że ktoś podpisze oświadczenie, że głosował tajnie, jest nieweryfikowalne.
Zatem te trzy przesłanki – tajne, powszechne, równe – moim zdaniem nie zostaną w pełni spełnione, jeżeli w ogóle.
Słychać komentarze, że przeprowadzenie wyborów w ten sposób to zamach stanu i odebranie ostatniej ostoi demokratycznego państwa. To zbyt mocne słowa?
Muszę przyznać, że zgadzam się ze słowami Jacka Żakowskiego. On twierdzi, że zamach stanu odbył się już wtedy, kiedy prezydent odmówił przyjęcia ślubowania od wybranych legalnie sędziów. Może powiem tak: to kontynuacja łamania konstytucji; złamano ją przy wyborze sędziów do TK, potem przy powołaniu KRS, potem ze złamaniem konstytucji próbowano dokonać czystki w SN, łącznie z usunięciem I Prezes, demolowano wymiar sprawiedliwości i sądy. To wszystko jest ciągnącym się, tlącym zamachem stanu. Te wybory to będzie tylko kolejna tego faza.
Weźmie pan udział w wyborach 10 maja?
Nie chciałbym, aby moje słowa były traktowane jako nawoływanie do bojkotu, ale nie mogę wziąć w tym udziału. Zawsze brałem udział w wyborach i również w tych bym zagłosował, gdyby były przeprowadzone zgodnie z prawem.
Jeszcze jako przewodniczący PKW zawsze namawiałem do głosowania jak najszerszego, aby frekwencja była na przyzwoitym poziomie. Tutaj nie mogę, bo przy tych naruszeniach ustawy i konstytucji to byłby to rodzaj pewnego legalizowania tego procederu.
Bardzo żałuję, ale przy tych naruszeniach nie mogę.