59928522_766204557113405_2029245023702220800_n
Parę dni temu wróciłem z Norwegii. Grałem z grupą młodzieżową koncert w Oslo. Dwa dni po moim powrocie dowiedziałem się z mediów, że kilkadziesiąt kilometrów na południe od norweskiej stolicy, w niewielkim miasteczku, człowiek zastrzelił z łuku pięć osób a kolejnych kilka ranił. Zupełnie, jak w pewnym filmie…
Sprawca, wedle pierwszych sygnałów które dotarły do Polski, był Duńczykiem, zradykalizowanym salafitą, który kilkanaście lat temu przeszedł na islam i od tego czasu jego stan notorycznie się pogarszał. Jak widać, w Norwegii strzela się nie tylko do socjalistów. Można zadać śmierć w imię Allaha i to na dużo bardziej wyszukany sposób, niż pan B.
Chodząc po ulicach Oslo napotykałem ludzi wielu narodowości i ras. Nie napotykałem na szczęście żadnych religijnych wykwitów, prócz starej katedry ewangelickiej w centrum miasta, niestety lub stety, w dni powszednie zamkniętej i otwieranej jedynie na niedzielne nabożeństwo. Napotykałem także mnóstwo progresywnej sztuki ulicznej, czasami, jak na nasze poczucie słowiańskiej estetyki, nazbyt szokującej, jak choćby pływające prącie w kształcie łabędzie, lub bardziej, łabędź w kształcie prącia, w pobliżu knajpy i przedszkola, zlokalizowanych przy rzece. Na parkanie przedszkola dzieci wywiesiły własnoręcznie wymalowane tęcze, żeby było weselej i bardziej kolorowo w jesienną, norweską aurę. Nie napotkałem też żadnego meczetu, choć nie wykluczam że jakiś w Oslo jest, zważywszy na spory odsetek ludzi o arabskich korzeniach, zamieszkujących ten kraj i gród. Być może ów pływający, falliczny łabędź tak rozsierdził człowieka, że chwycił za łuk i zaczął strzelać do ludzi? Może to piwo w knajpie, drogie w Norwegii jak zboże, albo cydr w markecie, ciut tańszy, dostępny dla ludu do 18 w łykendy. A może jeszcze coś innego…
Burmistrz Kolonii, miasta w Niemczech, dzień po tragedii w Norwegii, zapowiedział, że miasto w ramach umacniania kulturowej różnorodności zacznie odtwarzać w miejscowych meczetach, a jest ich tam kilkanaście, wezwania muezina na modły. W myśl zasady, że żadna religia nie może by w demokracji liberalnej uciskana ani faworyzowana. I ja kupuję taki egalitaryzm. Tylko nie w tę stronę. Religia bowiem, każda, zwłaszcza z grupy wielkich religii monoteistycznych, przynosiła światu wojny i cierpienia, a jeśli już coś wniosła lub wzniosła, to dzięki wyzyskowi i poddaństwu.
Czym różnią się obchody Bożego Ciała w Polsce od publicznych modłów Muzułmanów na paryskiej ulicy? No choćby tym, że u nas to element kultury, wrosły w przestrzeń tego kraju, a we Francji to element kulturowo obcy, co nie znaczy, że lepszy albo gorszy. Na pewno jednak dużo bardziej agresywny w swoim marszu po rządy dusz niż dzisiejszy Jezus i jego wyznawcy. To, że Kościół katolicki jest w odwrocie, wcale mnie specjalnie nie martwi. To jednak, że w ramach fałszywie pojętego, kulturowego pluralizmu, ustępuje się pola równie agresywnej i przepojonej wrogością do inności, ideologii islamskiej, budzi mój głęboki niepokój i sprzeciw. Bo, Szanowni Państwo, z jakiegoś powodu, to nie utrakatolik albo ultraprawosławny strzela na ulicach Norwegii do ludzi z łuku. A początkiem tego obłędu było pozwolenie przez Zachód, owładnięty polityczną poprawnością, na wejście sobie na głowę przez ortodoksów w turbanach.
Jest u nas, o Zachodzie nie wspomnę, bo za karykatury Mahometa można tam stracić głowę (dosłownie!), pewien dziwaczny, myślowy rozdźwięk, który zasadza się na tym, że chrześcijaństwu, judaizmowi a tym bardziej hinduizmowi, można przyklejać sztuczne wąsy, naigrywać się z ich przywódców i dogmatów, ale jeśli czepisz się Islamu, to od razu fatwa i śmierć. Słowa nie można powiedzieć, bo przecież to grzech, albo nie wypada. Islam nie pozwala pić, nie pozwala gejom normalnie żyć, kobietom się emancypować, pracować, kształcić się. Mnie to szokuje, ale obywatela Afganistanu już nie. W porządku. I tak jak ja nie chcę zaprowadzać demokracji w islamskich społecznościach, tak nie życzę sobie, żeby islamskie myślenie i islamskie porządki panowały w moim otoczeniu. Bo po prostu nie są moje. Ja chcę móc pić, móc mieć kolegów gejów i chodzić z nimi na koncerty z muzyką mechaniczną. W każdej dzielnicy mojego miasta. I nie chcę słuchać muezina na ulicach Warszawy czy Krakowa, bo irytuje mnie to zawodzenie, tak jak i dzwony o szóstej rano na Ursynowie. Od tego właśnie powinienem mieć Państwo. Państwo, które ma mnie chronić przed ortodoksami i ich religijnym zaczadzeniem.
Islam, tak jak Katolicyzm, Prawosławie czy Pastafarianizm, jeśli chce się rozwijać w Polsce, w Europie, ma grać wobec tych samych reguł, a nie ponad nimi. W Brukseli mniejszość islamska, która niebawem może stać się większością, zażądała jakiś czas temu usunięcia choinki bożonarodzeniowej z głównego placu miasta, bo rzekomo obrażała ich uczucia. Wyobrażacie sobie Państwo, żeby mniejszość islamska w Knesecie wniosła projekt zakazujący w Izraelu symbolu menory, bo źle im się kojarzy? Albo mniejszość chrześcijańska w Arabii Saudyjskiej domagała się przeprowadzenia w Abu Dhabi drogi krzyżowej ulicami miasta? No właśnie, a w Brukseli prawie dopięli swego. Jak nie teraz, to za rok. Względem Islamu, zwłaszcza tego walczącego, Europa stoi na głowie i dziwi się, że kupa i mocz leci jej do oczu. A to sama Europa robi na siebie brzydko.
Jak mają wyglądać relacje Państwo-Kościół? Bardzo prosto. Państwo jest Państwem, Kościół-Kościołem, a religie mogą sobie siedzieć w świątyniach i tam praktykować swoje gusła. Choinka, procesje, Święty Mikołaj, to nie przejawy religijnego fanatyzmu, tylko symbole naszej części świata. Meczet albo muezin nią nie są. Czy się to komu podoba, czy nie. Tak jak można, a wręcz należy, krytykować religie tu obecne, tak można to czynić z tymi napływowymi. A jak te zaczynają zabijać, a każda wielka religia, prędzej czy później, zacznie lub zaczęła zabijać, wtedy musi wkroczyć Państwo. Albo Państwa. Nie puszczać melodyjek z wież kościołów czy minaretów, tylko zaostrzyć kurs. Bardzo zaostrzyć.