O czym warto pamiętać w tym szczególnym okresie?
Ano o tym, żeby wybierając się po kupno choiny w donicy zabrać ze sobą sondę . Nie sondę telefoniczną ani sondę Voyager, tylko improwizowaną. Z kawałka drutu, patyka, szpilkę do namiotu. Czemu? O tym sam się boleśnie przekonałem rok temu.
Ciemną już nocą, w mróz, tuż przed wigilią, poszedłem po drzewko. Zdecydowałem się na wersję doniczkową. Że dłużej postoi,że nie miałem stojaka itd. Ledwo to cholerstwo doniosłem do domu, myślę – no tak, sporo ziemi, ale choroba – na serio była ciężka. W domu stanęła przy oknie, jak tata radził.
Poza nadmierną wagą bardzo dziwiło mnie to, że ziemia w doniczce zupełnie nie absorbowała wody. Lało się wszędzie, kapało gęsto z donicy tak jakby nic nie zostawało w środku. No i zdziwienie nr 3: opadła w trzy dni. TRZY zakichane dni. No, nie po to kupuję w ziemi, żeby zaraz mieć suchego badyla. Liczyłem na to, że chociaż postoi do Wielkanocy a tu taka lipa. Serio byłem wkurzony.
Dosłownie chwilę po Sylwestrze, jak prawilny blokers wywaliłem tego złoma przez balkon. Poszedłem zebrać resztki doniczki i krzaka.
Ogromne było moje zdziwienie gdy zobaczyłem to co zobaczyłem. Źrenica się rozszerzyła, ząb zgrzytnął, pięść się zacisnęła. Pośród sterty igieł, potrzaskanego plastiku i resztek drzewka walały się duże elementy cementu.
Skąd u diabła w doniczce z choinką cement? Otóż te przebrzydłe handlowe łobuzy po prostu urżnęły drzewko przy ziemi, wsadziły w plastik, zalały cementem i posypały ziemią. No skandal jak stąd do Bałtyku
Dlatego zawsze, kupując niby żywą choinkę w donicy, zwarto grzebnąć paluchem, kijkiem vel patykiem czy innym instrumentem – i sprawdzić czy w ziemi nie ma tony gruzu.