Nasze państwo nie ma ani woli, ani ochoty, żeby podjąć jakiekolwiek skuteczne działania dla uregulowania rynku suplementów diety.
Żadnego rezultatu nie przynoszą próby uregulowania rynku suplementów diety w Polsce. Gwoli prawdy, próby te są nader niemrawe.
Rząd Platformy Obywatelskiej i PSL wiele wprawdzie mówił na ten temat, ale nic nie robił, zaś rząd Prawa i Sprawiedliwości nic na ten temat nie mówi i także nic nie robi – zgodnie z zasadą propagandy sukcesu, że o niepowodzeniach mówi się jak najmniej.
W olbrzymim tempie
Sytuacja na rynku suplementów diety to zaś ewidentne niepowodzenie organów państwa.
Innymi słowy, każdy na tym rynku sprzedaje jako suplementy co mu się tylko żywnie podoba, zaś wyrywkowe kontrole czasem, od wielkiego dzwonu, wykryją jakąś niedozwoloną substancję. Rezultatem będzie wycofanie jej z obrotu, po czym błyskawicznie wróci ona do sprzedaży ale już pod inną nazwą.
Rozmaite instytucje, takie jak Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, Główny Inspektorat Sanitarny, Narodowy Instytut Leków czy Naczelna Izba Aptekarska zastanawiają się jak ucywilizować produkcję i sprzedaż suplementów w Polsce. I nic z tego nie wychodzi.
Tymczasem, jak wskazuje Najwyższa Izba Kontroli, polski rynek suplementów diety rozwija się wyjątkowo dynamicznie. W rejestrze Głównego Inspektora Sanitarnego od 2007 r. wpisano blisko 30 tys. produktów zgłoszonych właśnie jako suplementy. W latach 2013-2015 przybywało ich 3-4 tys. rocznie. W 2016 r. przybyło ich już blisko 7,5 tysiąca.
Natomiast dane Komisji Europejskiej wskazują, że w latach 1997-2005 polski rynek suplementów wzrósł aż o 219 proc. i był to najwyższy wzrost wśród wszystkich państw Unii Europejskiej. W latach 2017-2021 wzrost może wynosić nawet ok. 8 procent rocznie.
Dopóki ktoś się nie struje
W tej sytuacji trudno mówić o skutecznej kontroli rynku suplementów przez organy Inspekcji Sanitarnej. A w związku z tym, nie brakuje na nim produktów wątpliwej jakości. Nie zwracają na to uwagi klienci, dopóki ktoś się nie zatruje. Ich świadomość jest delikatnie mówiąc, bardzo niska. Nie wiedzą czym są w istocie suplementy diety – i raczej się nad tym nie zastanawiają.
Przeprowadzone przez TNS Polska w 2014 r. badanie wykazało, że wiele osób mylnie uznało je za witaminy (31 proc.) czy pożyteczne minerały (8 proc.), a aż 41 proc badanych przypisało suplementom diety właściwości lecznicze, których produkty te oczywiście nie mają.
Na tak dynamiczny rozwój rynku suplementów diety w Polsce niewątpliwy wpływ ma reklama. Według Instytutu Monitorowania Mediów, w pierwszym kwartale 2014 r. reklama leków wydawanych bez recepty) pochłonęła 420,7 mln zł, zaś suplementów diety – 371,6 mln zł.
Szaleństwo reklamowe
Można zakładać, że od tego czasu liczby te się niemal podwoiły. Z danych Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wynika bowiem, że od 1997 r. do 2015 r. liczba reklam z sektora obejmującego produkty zdrowotne i leki wzrosła blisko 20 razy, podczas gdy ogólna liczba reklam wzrosła „tylko” trzykrotnie.
W 1997 r. przekazy handlowe produktów zdrowotnych i leków stanowiły zaledwie 4,6 proc. wszystkich reklam, natomiast w 2015 r. już prawie co czwarta reklama stanowiła zachwalanie tzw „produktów zdrowotnych” oraz leków (24,7 proc.). W radiu odsetek ten wynosi jeszcze więcej – ponad 50 proc.
Często przy tym zdarza się, że określenie „suplement diety” – wprawdzie zamieszczone w bezpośrednim sąsiedztwie nazwy handlowej – prezentowane jest czcionką znacznie mniejszą, niejednokrotnie rozmytą, mało widoczną, tak aby wprowadzić konsumenta w błąd. Dotyczy to również prezentacji suplementów w reklamach telewizyjnych.
Nikogo nic nie obchodzi
Reklama to jedno, ale szczególne zastrzeżenia budzić musi także proces wprowadzana suplementów diety do obrotu na terytorium Polski.
Przepisy wymagają od przedsiębiorcy jedynie złożenia powiadomienia do Głównego Inspektora Sanitarnego, w którym podaje się m.in. nazwę i postać produktu, jego rodzaj, skład jakościowy i ilościowy oraz wzór oznakowania w języku polskim.
Obowiązujący dziś system notyfikacji pozwala wprowadzić do obrotu suplement diety natychmiast po złożeniu powiadomienia, bez czekania na jakiekolwiek działania sprawdzające.
Ewentualna, wyrywkowa procedura weryfikacji takiego powiadomienia ani nawet ewentualne wszczęcie postępowania wyjaśniającego, nie wstrzymują sprzedaży zgłaszanego produktu. Nagminną praktyką jest, że w czasie trwania takich postępowań, niezweryfikowany produkt, niejednokrotnie zawierający niedozwolone, szkodliwe dla zdrowia składniki, może znajdować się w sprzedaży.
W dodatku, średni czas trwania weryfikacji powiadomień w naszym kraju jest rozpaczliwie długi i wynosił 455 dni (a maksymalnie nawet 817 dni). To i tak oznacza olbrzymie przyśpieszenie. Postępowania wyjaśniające wszczęte we wcześniejszym okresie, to jest w latach 2009-2010 trwały średnio blisko 2.300 dni (ponad 6 lat), przy czym najdłuższe z tych postępowań – ponad 3.100 dni (ok. 8,5 roku).
W tym czasie weryfikowany produkt już dawno zdążył być wyprzedany, wycofany z rynku i wprowadzony nań pod zmienioną nazwą.
I trudno sie temu dziwić, skoro w Głównym Inspektoracie Sanitarnym przyjmowaniem i rozpatrywaniem powiadomień z całej Polski zajmowało się tylko siedem osób.
Wobec blisko połowy ogólnej liczby powiadomień, w ogóle nie rozpoczynano więc procesu weryfikacji. Oznacza to, że w stosunku do tak wielkiej liczby wprowadzanych na rynek suplementów diety nie podjęto nawet żadnej próby ustalenia, czy produkty te są bezpieczne dla konsumentów.
Może walnąć ich po kieszeni?
Pomysłów, na poradzenie sobie ze szkodliwymi suplementami bynajmniej nie brakuje. Najwyższa Izba Kontroli proponuje na przykład wprowadzenie systemu opłat za notyfikację suplementów diety, co powinno ograniczyć liczbę rejestrowanych produktów.
A z drugiej strony – podwyższenie kar finansowych dla podmiotów wprowadzających do obrotu niebezpieczne lub nielegalne suplementy diety do takiego poziomu, by były one skuteczne i odstraszające.
Pożądane byłoby także stworzenie systemu ostrzegania konsumentów przed niezbadanymi suplementami diety znajdującymi się w obrocie – poprzez informowanie o tym, że dany specyfik nie uzyskał notyfikacji. Ten akurat pomysł wydaje się niewykonalny, bo nie wiadomo jak miałby działać taki system ostrzegawczy, kto pilnowałby jego sprawnego funkcjonowania i jak Polacy byliby informowani o tym, że jakiś suplement nie został notyfikowany.
Równie mało realne byłoby wprowadzenie obowiązku monitorowania reklam suplementów diety przez Głównego Inspektora Sanitarnego i prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, bo wiadomo, że nie wywiązywaliby się oni z tego obowiązku.
Już bardziej realne wydaje się podwyższenie wysokości kar pieniężnych, jakie mogą być nałożone przez Państwową Inspekcję Sanitarną na przedsiębiorcę za niewłaściwe znakowanie środków spożywczych (bo wyłącznie nimi są suplementy diety) oraz za ich kłamliwą prezentację i reklamę.
Na razie przybędzie urzędników
Warto byłoby także wprowadzić zakaz wskazywania na etykietach suplementów diety, ich rzekomych właściwości zapobiegawczych i leczniczych, których one oczywiście nie posiadają.
Powinien korespondować z tym zakaz reklamy suplementów z wykorzystaniem wizerunku osób ze środowiska medycznego lub farmaceutycznego, osób sugerujących posiadanie takiego wykształcenia – lub odwoływania się do ich zaleceń.
Wreszcie, należałoby wprowadzić obowiązek umieszczania na opakowaniach suplementów oraz w ich reklamach, także telewizyjnych, czytelnych informacji, dostrzegalnych dla każdego konsumenta, że mamy do czynienia z suplementem diety. Nazwa ta powinna być wyraźna i zamieszczona w bezpośrednim sąsiedztwie nazwy handlowej.
Wszystkie te propozycje oczywiście pozostają w sferze mało precyzyjnych zamysłów i raczej nigdy nie zostaną wprowadzone w życie.
Na razie zaczęto od zmiany czysto biurowej, owocującej wzrostem liczby urzędników. Powołany został bowiem pełnomocnik rządu do spraw utworzenia jednolitej agencji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo żywności. Został nim Jarosław Pinkas, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a wcześniej wiceminister zdrowia.
Należy więc oczekiwać, że wkrótce powstanie i cała liczna agencja, obfitująca w etaty.