Uczmy się od USA, że interesów gospodarczych trzeba bronić tak, jak niepodległości.
W ostatnich dniach często mogliśmy słuchać rosyjskiego marsza „Przejście przez Morze Czerwone”, będącego pieśnią pułku piechoty carskiej, stacjonującego kiedyś w Kielcach. Napisano potem do niego słowa „Pierwszej Brygady”…
Zbieg dwóch wydarzeń – 98 rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę oraz wyborów 45 prezydenta USA, skłania do pytania, jak może w przyszłości wyglądać współpraca obu naszych krajów?
„Poprawianie” rzeczywistości
Donald Trump wygrał, bo mówił głośno to, co myśli większość tzw. przeciętnych Amerykanów. Pomogły mu też działania przeciwników. Kiedy zobaczyłem wynajęte prostytutki czy aktorki porno, dukające z kartki, jak to Trump je molestował, pomyślałem, że nawet wyborcy w USA nie dadzą się wziąć na tak prymitywne numery.
Osobna sprawa to blamaż mediów i ośrodków analitycznych, prorokujących zwycięstwo Clinton. Nie należy dopatrywać się w tym niekompetencji czy serii pomyłek, bo tam funkcjonują raczej niegłupi ludzie. To po prostu zwykła nieuczciwość. Oni tak bardzo chcieli aby Clinton wygrała, że „poprawiali” rzeczywistość na jej korzyść oraz dawali fałszywe świadectwo.
Po zwycięstwie Trumpa analitycy bardzo dziwili się, że uzyskał on spore poparcie wśród Latynosów, mimo iż zapowiadał zbudowanie muru na granicy z Meksykiem. Nie byli w stanie pojąć, że właśnie dlatego zebrał te głosy.
Wielu latynoskich imigrantów w USA mogło wręcz ucieszyć się zapowiedzią zbudowania muru granicznego – bo przecież doskonale rozumieli, że taki mur ograniczy dalszy napływ ich krajanów, robiących im konkurencję w staraniach o przyzwoitą pracę. Zapowiedzi deportacji nie były zaś dla nich czymś nowym, bo i za prezydentury Baracka Obamy deportowano każdego roku dziesiątki tysięcy nielegalnych emigrantów latynoskich.
Nowe standardy dziennikarstwa
Fajnie jest obserwować jak stopniowo zmienia się styl mówienia i pisania części mediów o Trumpie. To trochę tak jak pisano o Napoleonie w 1815 r.: „Potwór uciekł z Elby”; „Uzurpator wylądował we Francji”; „Napoleon zmierza do Paryża”; „Jego Cesarska Mość przybył do swej stolicy”.
Są też i media, które nie poddają się niewolniczo takiej stylistyce. Na przykład „Gazeta Wyborcza” wyznacza nowe standardy subtelności i elegancji dziennikarskiej, pisząc w ostatnią sobotę o amerykańskim prezydencie-elekcie: „jest nieprzewidywalnym ignorantem, mizoginem, narcyzem, kłamcą i chamem”.
Jeśli jednak chodzi o jego przeciwniczkę, o której dotychczas wspomniana gazeta pisała w samych superlatywach, to w sobotnim wydaniu „GW” mogliśmy przeczytać o niej np.: „beznadziejna Clinton”, „trudno pojąć czemu Demokraci wybrali Hillary na swoją kandydatkę”, „choćby nie wiadomo jak biczować martwą kobyłę, to wozu nie pociągnie”.
Wszystko to nieco przypomina sytuację przed ubiegłorocznymi wyborami w Polsce – zarówno jeśli chodzi o umiejętność trafienia w oczekiwania większości wyborców przez PiS i Jarosława Kaczyńskiego, jak i pod względem wiarygodności naszych ośrodków analitycznych oraz rzetelności i kultury mediów.
Podobieństwa i różnice
Podobieństwem jest też pewna nieprzewidywalność, jaka może cechować poczynania przyszłego prezydenta, zauważalna także w działaniach obecnych władz naszego kraju. Jak się jednak wydaje, i Polska, i USA będą sterować w kierunku nieco większego izolacjonizmu.
Podobieństwem jest również to, że amerykański prezydent-elekt oraz ekipa rządząca z PiS, głośno deklarują, że najważniejszy jest dla nich interes ich własnych państw. To niby oczywiste, wszystkie rządy próbują tak robić, nawet jeśli – jak na przykład rząd RFN – nie mówią o tym głośno.
Ale mówić, a robić, to nie to samo. Oczywiste jest, że we wzajemnych relacjach, to USA będą mieć nieporównanie większe możliwości niż Polska, by realizować swoje interesy.
I właśnie dlatego raczej nie należy się spodziewać, zapowiadanego przez niektórych ekspertów, przerwania prac nad największym projektem gospodarczym tej dekady – umową transatlantyckiego partnerstwa w dziedzinie handlu i inwestycji (TTIP).
Od NAFT-y do TTIP
Zadaniem wspomnianego porozumienia, negocjowanego od 2013 r., jest utworzenie strefy bezcłowego, wolnego handlu pomiędzy USA a Unią Europejską.
Umowa TTIP ma zwiększyć dochód narodowy obu stron, z tym, że w przypadku Unii Europejskiej ten wzrost będzie minimalny, w granicach błędu statystycznego (najwyżej o około 0,5 proc.) i zostanie skoncentrowany w najlepiej rozwiniętych państwach UE. Na pewno jednak gospodarka unijna będzie musiała stać się bardziej konkurencyjna i mniej kosztochłonna, co musi oznaczać dla niej przejście przez bolesne procesy dostosowawcze (co z kolei dotknie przede wszystkim słabiej rozwinięte państwa UE, takie jak Polska).
Konkretna treść negocjowanych zapisów utrzymywana jest w tajemnicy, aby nie wywoływać sprzeciwu opinii publicznej w państwach unijnych. Z przecieków oraz zgodnych opinii obserwatorów wynika jednak, że umowa TTIP będzie korzystna przede wszystkim dla USA. Byłoby więc dziwne, gdyby Donald Trump, polityk mówiący, że interes jego kraju powinien być zawsze na pierwszym planie, storpedował TTIP.
Funkcjonujące już porozumienie NAFTA, o wolnym handlu między Meksykiem, Stanami Zjednoczonymi i Kanadą, wywołuje zróżnicowane oceny w amerykańskich kołach gospodarczych. Na pewno spowodowało ono, że niektóre firmy przeniosły swą produkcję do Meksyku, odbierając pracę mieszkańcom USA. Trump, wsłuchując się w nastroje wyborców, w kampanii wyborczej krytykował układ NAFTA.
Tańsza produkcja oznacza jednak wymierne korzyści dla amerykańskiego biznesu. Trudno się więc spodziewać, by poza kosmetycznymi poprawkami, Trump chciał wprowadzać jakieś fundamentalne zmiany w tym porozumieniu.
Możemy mieć trudniej
Z tego, co dziś można spekulować na podstawie wypowiedzi Trumpa w kwestiach gospodarczych, wynika, że jest on zwolennikiem większej ochrony celnej amerykańskiego rynku przed napływem tanich towarów zagranicznych, wytwarzanych w krajach, konkurujących głównie niskimi kosztami pracy. Najważniejszym takim krajem są oczywiście Chiny, ale i Polska wciąż należy do tej kategorii partnerów handlowych USA.
Chiny i USA są dziś połączone zbyt rozległymi więzami ekonomicznymi, aby przyszły prezydent zamknął szlabanem celnym napływ towarów z Państwa Środka. Jego zapowiedzi, że doprowadzi do nałożenia na niektóre chińskie towary ceł sięgających nawet do 45 proc., należy uznać za propagandę wyborczą. Drobniejsi partnerzy, tacy jak właśnie Polska, mogą jednak mieć nieco trudniej. Niewykluczone więc, że w najbliższych latach zwiększą się nasze kłopoty z eksportem do USA – które dały się zresztą zauważyć już w 2015 r.
W 2013 r sprzedaż z Polski na tamtejszy rynek osiągnęła rekordową wartość 4,8 miliarda dolarów. Rok później wynik był niemal identyczny, natomiast w ubiegłym nastąpiło zauważalne wahnięcie – polski eksport spadł do 4,5 mld dol. (w rzeczywistości był pewnie minimalnie większy, bo nasi producenci, chcąc uniknąć amerykańskich barier celnych, sprzedają jakąś część swej produkcji poprzez Meksyk).
Generalnie Stany Zjednoczone nie są jakimś bardzo znaczącym partnerem gospodarczym Polski. Przypada na nie 2,2 proc naszego eksportu i nieco więcej, bo 2,7 proc. importu.
Te liczby (zwłaszcza gdy chodzi o eksport) mogą się zwiększyć, jeśli porozumienie TTIP kiedyś w końcu zostanie przyjęte i wejdzie w życie. Warunkiem musi być jednak wyraźna poprawa konkurencyjności i innowacyjności naszej gospodarki – a to wydaje się niezmiernie trudne.
Mało kto wie, że silniki turboodrzutowe to najważniejsze produkty, eksportowane przez Polskę do Stanów Zjednoczonych.
To nie ta tragedia
„Gazeta Wyborcza”, dla zobrazowania jak tragiczne nastroje panują po wyborach w USA, przywołuje tytuł komentarza Davida Remnicka, szefa tygodnika „New Yorker”, brzmiący „Amerykańska tragedia” (”An American Tragedy”). „GW” pisze, że jest to „lament nad nadchodzącą erą Trumpa”, zaś tytuł ten „dobrze oddaje nastrój” dominujący dziś wśród amerykańskich liberałów .
Pragnę wyjaśnić panom redaktorom z „Gazety Wyborczej”, że ów „tragiczny” tytuł komentarza Davida Remnicka jest tylko cytatem, a nie zapowiedzią nieuchronnego tragizmu nadchodzących dni pod prezydenturą Trumpa.
Otóż, na przełomie wieków żył w USA pisarz, nawet dosyć znany, nazywający się Theodore Dreiser. Jego najważniejszym dziełem była książka „Amerykańska Tragedia”, której tytuł Dreiser z kolei wziął a’ rebours z „Komedii Ludzkiej” Balzaca.
Szef „New Yorkera”, w odróżnieniu od panów redaktorów z „GW”, oczywiście wiedzial o Dreiserze i jego twórczości. Uznał więc, ze zapożyczenie tytułu będzie w tym przypadku zręcznym chwytem – niezależnie od tego, czy rzeczywiście wybór Trumpa jest uwazany za tragedię przez część mieszkańców USA.
Prezes Krajowej Izby Gospodarczej Andrzej Arendarski o gospodarczych skutkach wyborów w USA dla Polski
Donald Trump wygrał wybory, wszyscy zadajemy sobie pytanie, czy to dobrze, czy źle dla Polski? Nie ma – przynajmniej na razie – powodów do histerii, ani przesadnego optymizmu. Pierwsze wystąpienia Trumpa, po ogłoszeniu wyników wyborów pokazują, że jego ostry ton z kampanii wyraźnie uległ złagodzeniu.
Z perspektywy gospodarczej istotne dla nas jest m.in. to, w jakim stopniu USA pójdzie w kierunku zapowiadanego w kampanii zwiększania protekcjonizmu. Donald Trump, jak wynika z jego przedwyborczych deklaracji, nie należy do zwolenników wolnego handlu. Mówił m.in. o rewizji układów o wolnym handlu, w których uczestniczy USA. Pod znakiem zapytania stoi także przyszłość umowy TTIP. Większa ochrona amerykańskiego rynku oznaczać może utrudniony dostęp do niego ze strony europejskich firm, takie działania będą miały wpływ także na polską gospodarkę.
Warto też przypomnieć, że nowo wybrany prezydent USA, nie należy także do zwolenników teorii globalnego ocieplenia. Jest bardzo prawdopodobne, że amerykańska gospodarka w najbliższych latach nie będzie krępowana narzuconymi limitami emisji dwutlenku węgla. W tym kontekście ważna, z naszego punktu widzenia, będzie reakcja Europy. Czy Unia Europejska będzie w stanie elastycznie reagować na zmiany w polityce gospodarczej USA, czy też będzie trzymać się narzuconych sobie standardów, których nikt poza nią nie respektuje? Od odpowiedzi na to pytanie, zależeć będą także losy polskiej gospodarki.
Warto bacznie przyglądać się także otoczeniu nowego prezydenta i śledzić obsadę kluczowych departamentów. To także będzie miało ogromne znaczenie dla przyszłości naszych relacji gospodarczych z USA.