Polacy wreszcie są raczej zadowoleni. Zadecydowały o tym ich pełniejsze kieszenie
Po raz pierwszy w historii prowadzonych od 2000 r. przez Główny Urząd Statystyczny badań nastrojów konsumentów, optymiści uzyskali przewagę nad niezadowolonymi.
Taki wynik jednak nie dziwi, biorąc pod uwagę poprawę większości czynników, wpływających na zasobność naszych portfeli.
Powolna poprawa nastrojów
Stało się to w maju. Wtedy właśnie wskaźniki, charakteryzujące nastroje konsumentów, osiągnęły wartości dodatnie – co oznacza przewagę optymistów na osobami negatywnie oceniającymi swoją sytuację.
Czerwiec przyniósł dalszą poprawę, zarówno jeśli chodzi o bieżącą kondycję finansową konsumentów, jak i jej perspektywy.
Przewaga zadowolonych Polaków jest niewielka, bo sięga zaledwie 1,8 punktu w przypadku ocen przyszłości i 4,8 punktu w ocenie stanu obecnego. To jednak ogromny postęp, jeśli wziąć pod uwagę, że jeszcze pięć lat temu optymiści stanowili jedynie jedną trzecią spośród badanych.
Jak wskazuje Gerda Broker Z największym nasileniem pesymistycznych ocen w Polsce mieliśmy ostatnio do czynienia na przełomie lat 2012-2013 (wcześniej gorsze nastroje były jedynie wiosną 2009 r. i w pierwszych czterech latach obecnego stulecia, czyli tuż po dwóch poważnych kryzysach na rynkach finansowych i w globalnej gospodarce).
Od tego czasu nastroje ulegały systematycznej, choć powolnej poprawie – i obecnie są najlepsze w historii, lepsze nawet niż w szczycie poprzedniego boomu gospodarczego, który miał miejsce w latach 2007-2008.
Bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej wzrósł w tym czasie z minus 32 punktów do wspomnianych plus 4,8 punktu, a wskaźnik wyprzedzający, odnoszący się do przyszłości, zwiększył swoją wartość z minus 41 punktów do plus 1,8 punktu.
Poczuliśmy, że żyjemy lepiej
Wzrost optymizmu, widoczny w badaniach ankietowych, ma swoje wyraźne podstawy, wynikające z konkretnych danych, dotyczących zasobności portfeli Polaków, sytuacji na rynku pracy oraz kondycji gospodarki.
Jak niedawno podał GUS, średni dochód rozporządzalny na osobę w gospodarstwach domowych, czyli kwota po uwzględnieniu wszystkich obciążeń podatkami i składkami na ubezpieczenia społeczne, wyniósł w ubiegłym roku 1474,6 zł, a więc był wyższy o 16 proc. niż w 2012 r.
W latach 2011 i 2012 kwota ta się zmniejszała (w ujęciu realnym, bo nominalnie nieznacznie szła w górę), po sześciu latach wcześniejszych wzrostów.
Obecna tendencja zwyżkowa trwa czwarty rok z rzędu i z roku na rok przybiera na sile. Dochód rozporządzalny w 2016 r. wzrósł realnie (po uwzględnieniu zmian cen) o 6,4 proc., a więc najmocniej od czterech lat.
Zaczęliśmy więcej oszczędzać
Co ciekawe, za dynamicznym wzrostem dochodu, sporo w tyle zostają wydatki na jedną osobę w gospodarstwie domowym. W 2016 r. zwiększyły się one jedynie o 3,7 proc. W porównaniu do 2012 r. wzrosły zaś o nieco ponad 8 proc., a więc o połowę mniej niż dochód rozporządzalny.
Świadczy to tym, że część dochodów jednak odkładamy. W 2012 r. było to 225 zł oszczędności na osobę, czyli niespełna 18 proc. dochodu, w ubiegłym roku zaś 343 zł, a więc aż 23 proc. Mowa tu oczywiście o wartościach średnich, a więc trzeba mieć na względzie spore zróżnicowanie sytuacji w poszczególnych gospodarstwach.
Wedle ocen Gerda Broker, pamiętając o wspomnianych proporcjach optymistów i pesymistów, można sądzić, że odkłada mniej więcej połowa gospodarstw, zaś druga połowa nie odkłada, bo najczęściej nie ma z czego.
Warto zwrócić uwagę, że udział wydatków w dochodzie rozporządzalnym maleje systematycznie od wielu lat. W 2003 r. sięgał on nieco ponad 95 proc., zaś w ubiegłym roku już tylko niecałe 77 proc.
Dane GUS znajdują potwierdzenie także w analizach prowadzonych przez Narodowy Bank Polski.
Według naszego banku centralnego, w ubiegłym roku dochód do dyspozycji w gospodarstwach domowych (kategoria zbliżona do gusowskiego dochodu rozporządzalnego) wzrósł realnie o 5,6 proc., przyspieszając wyraźnie w drugiej połowie roku (w czwartym kwartale zwiększył się o 7,6 proc., w porównaniu do czwartego kwartału 2015 r.).
Spory w tym udział miały dochody ze świadczeń społecznych, oraz z programu 500 plus, które dynamikę dochodu do dyspozycji zwiększyły o 2,1 punktu procentowego (bez nich wzrósłby on w czwartym kwartale jedynie o 5,5 proc.).
Pokolenie rentierów?
Zarówno analizy GUS, jak i NBP, wskazują na osłabienie dynamiki wzrostu dochodów z pracy najemnej, tak w dochodzie rozporządzalnym jak i dochodzie do dyspozycji. Według GUS zwiększyła się ona w ubiegłym roku realnie zaledwie o 2,7 proc., a według NBP o 2,5 proc.
Bardzo dynamicznie, bo aż o ponad 21 proc., wzrosły natomiast dochody z własności, a więc z odsetek od lokat, dywidend, czynszów z najmu, wzrostu wartości akcji itp. Rzecz jednak w tym, że udział tej kategorii dochodów w dochodach ogółem jest znikomy i sięga jedynie około 5 proc. – podczas gdy świadczenia społeczne stanowią aż 20 proc., dochody z pracy najemnej 40 proc., a z działalności gospodarczej około 30 proc.
Oczywiście udział dochodów każdej z tych kategorii jest inny dla poszczególnych grup gospodarstw domowych. Na przykład w przypadku emerytów dominować będą świadczenia społeczne, zaś w przypadku pracowników najemnych, wynagrodzenia.