Rankingi są miernikiem jakości nauki, a pozycja polskiej nauki w takim w globalnym spojrzeniu jest wciąż, niestety, słaba. Trzeba wreszcie krytycznie na to spojrzeć – ocenił prof. Piotr Ponikowski. Ten kardiolog w ogłoszonym przez platformę akademicką Research.com rankingu był najczęściej cytowanym polskim naukowcem z dziedziny medycyny.
Platforma akademicka Research.com opublikowała listy rankingowe naukowców w poszczególnych dyscyplinach. W przypadku medycyny zestawienie objęło ponad 65 tys. profili, a w tym gronie sklasyfikowano 19 naukowców z Polski.
Na pierwszym miejscu wśród Polaków, z liczbą ponad 197 tys. cytowań, uplasował się prof. Piotr Ponikowski, rektor Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu oraz dyrektor Instytutu Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Był najczęściej cytowanym polskim naukowcem, zanotował 670 publikacji naukowych i zajął 949. miejsce w rankingu medycznym.
Jego zdaniem ranking Research.com daje też ocenę. „Patrząc na poszczególne dyscypliny naukowe to Polaków, którzy mają rozpoznawalny, cytowany dorobek na świecie, jest niewielu, biorąc pod uwagę populację tego kraju. Gdy porównamy się np. z Hiszpanią, Włochami, Belgią, Holandią – to tam ta liczba osób sklasyfikowanych jest wielokrotnie większa” – powiedział prof. Ponikowski.
Dane z rankingu potwierdzają jego słowa. Liderują naukowcy z USA (ponad 8,4 tys. osób), jednak znacznie lepiej od Polski (19 osób), wypadają też specjaliści m.in. z Holandii (545 osób), Szwecji (338), Hiszpanii (221), Finlandii (185), Danii (184), Belgii (175).
Pytany, z czego – jego zdaniem – ta słabsza pozycja polskiej nauki wynika, odparł, że to złożony problem i przyczyn jest wiele.
„Mogę oceniać medycynę, bo to mój obszar badawczy, trudno mi odnieść się do nauk humanistycznych czy ścisłych. Nie bez znaczenia jest to, co działo się przed trzema, czterema dekadami, kiedy ludzie w moim wieku zaczynali swoją karierę naukową. Pamiętamy, jak trudno było wyjechać do wiodących ośrodków w Europie czy USA, jak trudno było nawiązać rzeczywistą współpracę. Nie jest to jednak problem główny. Lekarze pracujący na uczelni medycznej muszą dzielić swój czas między wiele aktywności. Praktycznie zawsze na pierwszym miejscu będzie pacjent, a jest jeszcze dydaktyka a często na końcu – nauka. Dlatego na badania naukowe, często w bardzo atrakcyjnych klinicznie obszarach, nie starcza czasu i dla wielu młodych ludzi stają się one bardziej przykrą koniecznością, obowiązkiem, niż prawdziwą pasją. Dodatkowo z reguły brakuje wsparcia administracyjnego. Ludzie myślą: ja to muszę robić. Coraz rzadziej spotykam młodych ludzi, którzy sami z siebie chcą, analizują problem, stawiają niepokorne pytania, myślą w oderwaniu od schematów, drążą, szukają odpowiedzi poza wąskim zakresem swojej specjalizacji. Nie są tego uczeni. Nikt tego od nich nie wymaga. Często im się to po prostu nie opłaca, bo dużo łatwiej jest napisać pracę w oparciu o badania ankietowe czy potwierdzającą już znane fakty. Taka praca też zostanie opublikowana i da potrzebne punkty. Czy zmieni naszą wiedzę o świecie? Pozostanę sceptyczny” – powiedział naukowiec.
Ocenił, że należy do tego podejść pragmatycznie i powiązać pracę naukową z wyższymi poborami, ale to nie wszystko.
„Musimy odwołać się do doświadczeń innych krajów, gdzie mechanizmy szeroko wspierające proces naukowy zostały sprawdzone i po prostu konsekwentnie je wprowadzać. Jeden prosty przykład – przez lata nie widziałem chęci do obiektywnej, transparentnej weryfikacji wyników pracy naukowej, a następnie promowania tych, którzy do doskonałości naukowej konsekwentnie dążą. Myślę, że bezpiecznym rozwiązaniem było pozostawanie w strefie komfortu, co w nauce nie gwarantuje postępu. Nie stworzyliśmy procesu, który motywowałby i nagradzał tych, którzy prowadzą znaczące badania.” – powiedział prof. Ponikowski.
Zdaniem naukowca, proces ewaluacji na uczelniach pokazuje, że trzeba wreszcie krytycznie spojrzeć na pozycję polskiej nauki.
Zdaniem prof. Ponikowskiego zainicjowana konstytucją dla nauki reforma kształcenia wyższego oraz wprowadzenie kategoryzacji i ewaluacji uczelni to ruch w dobrą stronę, który poprawi poziom i możliwości pracy badawczej.
„Nie jest to na pewno proces doskonały. I są elementy wymagające korekt, ale ogólnie oceniłbym, że idzie to w dobrą stronę, bo wymusza pewną parametryzowaną ocenę. Za tym powinny pójść też konsekwencje. Myślę, że jesteśmy gotowi na zmianę myślenia i analizę, jakie procesowe rozwiązania przyjmują inni, z kim powinniśmy współpracować, od kogo się uczyć? Stąd też tak mocno dyskutowana dziś w polskiej nauce idea sieci europejskich. Komisja Europejska stawia na śmiałe, całościowe, przełomowe projekty. Potrzebujemy dobrze rozumianej współpracy, opartej na partnerstwie i różnorodności. Idziemy w stronę doskonałości. Nie zadowalajmy się przeciętnością. Ludzie muszą zrozumieć, że to jest im do czegoś potrzebne. Z drugiej strony inwestujmy w nieliczną grupę kreatywnych, odważnych, młodych naukowców. Zróbmy wszystko, by im tę pracę ułatwić. Inspirujmy” – zaapelował naukowiec.
Dodał, że w kierowanym przez siebie Instytucie Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu próbuje realizować koncepcję medycyny translacyjnej, badając potencjalne mechanizmy tłumaczące efekty badań i zabiegów klinicznych w kardiologii.
„Jesteśmy przede wszystkim lekarzami i chcemy leczyć, ale praca lekarza, oprócz satysfakcji z wyleczenia, może również dać satysfakcję naukową z uczestniczenia w takich doniosłych dla kardiologii projektach, które dla części osób pracujących w instytucie są rzeczywistą nagrodą i motywacją. Oni czują, że realizują projekty, które realnie zmieniają medycynę, to, jak leczymy naszych chorych. Uczestniczą w dużych międzynarodowych badaniach, których wyniki pojawiają się w zaleceniach. Tłumaczą mechanizmy odpowiadające za korzystne wyniki leczenia. To niezwykłe uczucie. I najlepszy motywator. Chodzi o to, by rozszerzać horyzonty. Myśleć na dużą skalę i nieszablonowo. Nie tracić z oczu pacjenta i jego dobro stawiać sobie jako główny cel realizowanych projektów. Punkty, uznanie, cytowania – będą cennym dodatkiem” – powiedział prof. Ponikowski.
tr/pap