9 listopada 2024

loader

Czy ktoś nam poczyta?

Nie pomagają rozmaite programy i wielomilionowe nakłady. Wciąż niechętnie sięgamy po książki

Na targi książki w Polsce przychodzą tłumy, co jednak nijak nie przekłada się na to, że coraz więcej z nas czyta książki. Przeciwnie, poziom czytelnictwa spada. I nie można tego przypisać coraz powszechniejszemu korzystaniu z internetu, bo w krajach zachodnich, które są bardziej zaawansowane informatycznie niż my, poziom czytelnictwa jest jednak wyższy. Liczba osób, które przeczytały co najmniej jedną książkę rocznie wzrosła wprawdzie z 39 proc w 2012 r. do 42 proc w 2014 r., jednak tendencja ta była nietrwała. W ubiegłym roku co najmniej jedną książkę przeczytało już tylko zaledwie 37 proc. Polaków.

Wszyscy chcą dobrze

W latach 2012-2015 na rozwój czytelnictwa przeznaczono w sumie ponad 268 mln zł ze środków publicznych. I trudno oprzeć się przekonaniu, że te wydatki nie przyniosły żadnego efektu. Można wprawdzie starać się tłumaczyć, że gdyby tych 268 mln zł nie wydano, to być może poziom czytelnictwa w naszym kraju spadłby jeszcze bardziej. Fakt jednak pozostaje faktem – pomimo niemałych nakładów, nie osiągnięto wzrostu poziomu czytelnictwa w Polsce. Obciąża to konto Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz innych instytucji nadzorowanych przez szefa resortu: Biblioteki Narodowej, Instytutu Książki oraz Narodowego Centrum Kultury – bo to na tych właśnie placówkach ciąży obowiązek upowszechniania i promocji czytelnictwa. Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa na lata 2014-2020 jak na razie okazuje się zaś niezbyt skuteczny. Bo też, choć rządzący wiele o nim mówili, to niespecjalnie przejmowali się jego realizacją.
Najwyższa Izba Kontroli pod koniec ubiegłego roku badała jak wygląda rozwój czytelnictwa w Polsce, przeprowadzając kontrolę pod takim właśnie tytułem. Kontrola wykazała między innymi, że wspomniany program realizowany był z wieloma nieprawidłowościami. I tak, nie składano Ministrowi Kultury kwartalnych sprawozdań dotyczących promocji i upowszechniania czytelnictwa, nie badano stopnia realizacji działań mających temu służyć, nie oceniano należycie części wniosków o dofinansowanie czasopism, udzielano dofinansowania na zakup książek na podstawie wniosków niespełniających wymogów, które powinny zostać odrzucone. Wszystko to ograniczało skuteczność Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa. Zabrakło też stałej i aktywnej promocji czytelnictwa w Internecie, w tym w mediach społecznościowych.

Gdy brakuje pieniędzy

O tym, że czytamy mało, decyduje w niemałym stopniu zasobność naszych portfeli. Książki w Polsce są drogie, a sięganie po nie leży na wysokim piętrze piramidy potrzeb Maslowa. W takich sytuacjach pomocne mogą być biblioteki publiczne, z których korzysta się za darmo.
Jednakże, pomimo przeznaczania niemałych pieniędzy z budżetu na wspieranie bibliotek publicznych (w latach 2012-2014 wydano na to ogółem ok. 63,5 mln zł) oraz prowadzenia różnych programów wsparcia działań bibliotek i bibliotekarzy, wciąż spada liczba Polaków korzystających z tych placówek. Szczególnie niesprzyjającym zjawiskiem jest stały spadek liczby bibliotek publicznych.
Pogarszają się również takie wskaźniki czytelnicze jak liczba zarejestrowanych czytelników i liczba wypożyczeń na 100 mieszkańców.
Co gorsza, biblioteki publiczne kupują coraz mniej książek, nawet jeśli chodzi o zakupy corocznie dofinansowywane w ramach programu „Zakup nowości wydawniczych do bibliotek” w latach 2012-2014 (dofinansowywane książki kupowało, odpowiednio, 55, 57 i 42 proc bibliotek). Te negatywne tendencje potwierdzają także badania przeprowadzone w krajach Unii Europejskiej, z których wynika, że w 2013 r. w Polsce tylko ok. 25 proc. badanych korzystało z bibliotek publicznych, podczas gdy w Szwecji – 75 proc., w Finlandii – 66 proc., w Danii – 63 proc. W tych trzech wymienionych krajach średnio ponad 80 proc mieszkańców czyta przynajmniej po jednej książce rocznie.
Jest jednak światełko w tunelu. Biblioteki publiczne w Polsce są stopniowo modernizowane w ramach programu „Biblioteka plus” realizowanego od 2011. W bibliotekach już zmodernizowanych, gdzie wybór wartościowych książek jest większy, stopniowo przybywa klientów.

Rola dla ojców

O nieskuteczności poczynań ministerialnych może świadczyć także i to, że działania upowszechniające czytelnictwo tylko w niewielkim stopniu dotyczyły książek w formie elektronicznej (e-booków i audiobooków). A mimo to, właśnie czytelnictwo książek w formie elektronicznej w latach 2012-2014 wzrosło (o 15 pkt procentowych w przypadku audiobooków i o 5 pkt procentowych w przypadku e-booków).
Generalna ocena NIK jest więc, co zrozumiałe, nienajlepsza. „Dotychczasowe działania w zakresie promocji czytelnictwa były niewystarczające” – stwierdza Izba.
A co należy w tym celu robić? Cóż, trzeba działać w myśl przysłowia, czym skorupka za młodu… Wyniki ekspertyz dotyczących czytelnictwa dzieci i młodzieży, wskazują bowiem jednoznacznie, że po książki częściej sięgają właśnie te osoby, które polubiły ich czytanie w dzieciństwie.
W promocji czytelnictwa Najwyższa Izba Kontroli szczególną rolę powierza ojcom. „Należy korzystać z dobrych praktyk oraz sposobów promocji czytelnictwa stosowanych w krajach europejskich o wysokim poziomie czytelnictwa, w których realizowane są programy przekazywania pozytywnych wzorców i nawyków czytania dzieciom, zwłaszcza chłopcom (Niemcy – „Mój tata czyta na głos”, Norwegia – „Przeczytaj mi tato!”)” – stwierdza Izba.
Jak widać, zdaniem NIK, mamy w obu wymienionych państwach są osobami raczej nieczytającymi, co się zgadza z poglądem Izby, że dziewcząt raczej nie należy zachęcać do sięgania po książki.

trybuna.info

Poprzedni

Wciąż robią nas na szaro

Następny

Lewandowski królem