19 marca 2024

loader

Fikcyjne odzyskiwanie przestępczych majątków

Ekipa z Prawa i Sprawiedliwości zwalcza mafie, ale propagandowo – i w taki też głównie sposób „odbiera” przestępcom nielegalnie zgromadzone mienie.

PiS-owska władza przechwala się, jak to dzielnie walczy z mafiami podatkowymi i skutecznie odbiera majątki pochodzące z przestępstw. Guzik prawda!
W rzeczywistości tylko bardzo niewielką część majątku z przestępstw udaje się odzyskać.
W Polsce nie funkcjonuje bowiem spójny, kompleksowy system ujawniania i zabezpieczania mienia pochodzącego z czynów przestępnych, który zapewniałby jego sprawne odzyskiwanie.
Ponadto, wykonywanie czynności pozwalających na odbieranie mienia uzyskanego z przestępstw, począwszy od jego zajęcia do jego faktycznego odzyskania nie było monitorowane i koordynowane.
Nie chcą złapać własnej ręki?
W rezultacie, w Polsce w latach 2014-2018 udało się zabezpieczyć tylko niecałe 3 mld zł, podczas gdy nielegalne zyski przestępców w tym okresie oszacowano na od minimum 200 miliardów złotych, do ponad 500 mld zł – wskazuje Najwyższa Izba Kontroli.
I tak właśnie wygląda osławiona „skuteczność” PiS-owskiej ekipy. Można to jednak zrozumieć, bo przecież PiS-owskich afer jest tyle, że prominenci „dobrej zmiany” nie chcieli by się złapać za swoją własną rękę.
Mówiąc dokładniej, według Biura Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości, globalne szacunkowe zyski z przestępczości wynoszą od 2,3 do 5,5 proc. światowego produktu krajowego brutto. Biuro to podaje obiektywne dane w przeciwieństwie do propagandowych informacji kolportowanych przez PiS-owską władzę.
W przypadku Polski więc, szacunkowe zyski przestępców w latach 2014-2018 wyniosły od 217 mld do 520 mld zł – podczas gdy wartość zabezpieczonego mienia w tym okresie to zaledwie 2,7 mld zł.
Podkreślmy: tylko „zabezpieczonego”, od czego jest jeszcze bardzo daleko do jego faktycznego odzyskania. Ile zaś faktycznie odzyskano? Nie wiadomo. Można szacować, że co najmniej kilka razy mniej, niż zabezpieczono.
A przecież odzyskiwanie mienia i korzyści pochodzących z przestępstwa, stanowi istotny element w walce z przestępczością, zwłaszcza gospodarczą.
Przepadek nielegalnych zysków może być bowiem skutecznym narzędziem dla zwalczania przestępstw, przynoszącym lepsze efekty niż długoletnia kara pozbawienia wolności (zwłaszcza, że pod rządami ministra Ziobry jest ona wykonywana bardzo liberalnie, z częstymi przepustkami z więzienia).
Teoretycznie, procedury odzyskiwania zrabowanego mienia wyglądają w naszym kraju tak, że policja, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Straż Graniczna, Centralne Biuro Antykorupcyjne, Krajowa Administracja Skarbowa w ramach prowadzonych czynności operacyjnych i postępowań przygotowawczych, ujawniają składniki majątków sprawców przestępstw.
W sytuacjach wymagających natychmiastowego działania (np. gdy istnieje obawa jego usunięcia) służby te dokonują tymczasowego zajęcia mienia. Dalej zaś, prokuratura na wniosek uprawnionego organu lub z własnej inicjatywy w ramach postępowania przygotowawczego, stosuje zabezpieczenie majątkowe (czyli tymczasowy zakaz przekazywania, niszczenia, przetwarzania, przemieszczania mienia lub rozporządzania nim) w celu zapewnienia możliwości wyegzekwowania grzywny, przepadku lub innych środków karnych.
W końcu, sąd w wyroku ostatecznie pozbawia sprawcę korzyści i mienia pochodzącego z działalności przestępczej. Minister Sprawiedliwości pełni wiodącą rolę w funkcjonowaniu podanych tu procedur. On właśnie, jak wskazuje NIK, ma realny wpływ na realizację konfiskaty mienia pochodzącego z przestępstw. On też pełni wiodącą rolę w procesie tworzenia polityki karnej i wprowadzania jej do praktyki. I czyni to niestety nieudolnie. Dopiero pod koniec kwietnia 2017 r., z półrocznym opóźnieniem, wprowadzono rozwiązania prawne zawarte dotyczące konfiskaty mienia, stanowiące implementację do polskiego porządku prawnego Dyrektywy nr 2014/42 Unii Europejskiej. PiS bardzo się tym chwalił, a przecież było to tylko przyjęcie unijnych przepisów, które powinny być już dawno wdrożone. Unijna dyrektywa doprowadziła do wprowadzenia w Polsce konfiskaty rozszerzonej, pozwalającej na zwiększenie zakresu stosowania zabezpieczenia mienia. Obejmuje ona m.in.: zajęcie majątku pochodzącego z przestępstwa, bez konieczności udowadniania, że pochodzi on z nielegalnej działalności, także w sytuacji gdy majątek ten został przepisany na osoby trzecie. Na tym jednak skończyła się, wymuszona przez Unię Europejską, aktywność PiS. Problem jest z uregulowaniem w prawie krajowym instytucji tzw. konfiskaty in rem – chodzi o projekt ustawy „o przepadku mienia w związku z popełnieniem niektórych czynów zabronionych”.
Projekt ten, z niewiadomych powodów został wyłączony z ustawy implementującej wspomnianą unijną dyrektywę 2014/42 – jakby PiS-owskiej władzy zależało właśnie na tym, żeby przestępców nie pozbawiać mienia. Potem projekt rozwodniono. W styczniu 2019 r. był już analizowany – niespiesznie – pod zmienioną nazwą: „o przeciwdziałaniu wykorzystaniu składników mienia do popełnienia czynów zabronionych”).
Tylko dla celów propagandowych
Korzyści z odzyskiwania mienia pochodzącego z przestępstw zostały uwzględnione w krajowych dokumentach strategicznych, w tym w jednej z licznych strategii rządowych (kto o nich jeszcze pamięta…), nazwanej Sprawne Państwo.
I jak to pod rządami PiS, strategia posłużyła jedynie dla celów propagandy sukcesu. NIK zwraca uwagę, że pomimo istotnego znaczenia odzyskiwania mienia w zwalczaniu i zapobieganiu przestępczości, dotychczas Minister Sprawiedliwości – Prokurator Generalny nie określił roli, jaką ma odgrywać w tej polityce karnej.
Do tej pory nie opracowano także systemowego dokumentu wyznaczającego długofalowe działania państwa dotyczące odzyskiwania mienia pochodzącego z przestępstw. Nie sprecyzowano również celów tych działań i powiązanych z nimi priorytetów, ani nie zapewniono ich koordynacji.
W rezultacie tej PiS-owskiej bierności, wartość zabezpieczonego mienia pozostaje w rażącej dysproporcji do szacowanych dochodów, jakie generowała działalność przestępcza w Polsce.
Jedynie w 2018 r. nastąpił znaczący wzrost wartości zabezpieczonego mienia pochodzącego z przestępstw – z blisko 0,5 mld zł do ponad 1 mld zł rok do roku. Miało to służyć efektowi propagandowemu, zwiększającemu poparcie dla PiS w roku 2019, gdy odbywały się wybory parlamentarne.
Cały czas jednak mowa wyłącznie o majątku tylko zabezpieczonym – a nie odzyskanym.
O tym, ile zaś pieniędzy naprawdę odzyskano, PiS-owski rząd nie chce mówić.
„Należy podkreślić, że Minister Sprawiedliwości – Prokurator Generalny w trakcie kontroli nie przedstawił żadnych informacji o wartości ostatecznie skonfiskowanych korzyści pochodzących z przestępstw za lata 2014-2018” – stwierdza NIK.
Czyli, nie ma czym się pochwalić. Bo gdyby było czym, to trąbiłby o tym na całą Europę.
PiS-owska strategia nicnierobienia
To nieujawnianie przez PiS informacji, mogących świadczyć o fikcyjnym charakterze działań tej ekipy, jest jednak bardzo przemyślaną strategią.„Brak rzetelnych danych dotyczących poziomu przestępczości i wysokości spowodowanych w ten sposób strat w mieniu, nie pozwala na ocenę, na ile wzrost wartości zabezpieczonego mienia pochodzącego z przestępstw odnotowany w 2018 r. wynikał z wdrożonych zmian prawnych, a na ile ze zmian poziomu przestępczości i wysokości szkód” – trafnie zauważa NIK. W rezultacie, PiS-owscy prominenci mogą chwalić się do woli, unikając kompromitacji, do której mogłoby dojść, gdyby podali jakiekolwiek konkrety. Mówiąc mniej oględnie – należy się obawiać, że łżą oni w żywe oczy.
Zauważa to także Najwyższa Izba Kontroli, która dość dyplomatycznym językiem stwierdza: „Zdaniem NIK, dane Prokuratury prezentowane opinii publicznej nie obrazowały skuteczności systemu odzyskiwania mienia”. Tak więc, mamy dziś państwo funkcjonujące teoretycznie, z tylko teoretyczną walką z przestępczością gospodarczą. Z ustaleń kontroli NIK wynika, że ani policja, ani prokuratura nie monitorowały skuteczności instytucji tymczasowego zajęcia mienia! Nie interesowało to ani Ministra Spraw Wewnętrznych, ani Ministra Sprawiedliwości-Prokuratora Generalnego!.
W dodatku, dane ujęte w systemach ewidencyjnych prokuratury, policji i Straży Granicznej nie były ze sobą spójne.
W wyniku kontroli krzyżowej między Prokuraturą Krajową, a Komendą Główną Policji i Strażą Graniczną stwierdzono, że spośród objętych kontrolą 121 zapisów w systemie Informatycznym prokuratury, tylko osiem okazało się prawidłowych! Pozostałe były po prostu lipą! Trudno zresztą żeby mogło być inaczej, skoro poszczególne instytucje stosowały własne definicje oraz zasady szacowania i ewidencjonowania wartości zabezpieczonego czy odzyskanego mienia. W sposób wręcz kuriozalny funkcjonowały instytucje podległe Ministrowi Sprawiedliwości-Prokuratorowi Generalnemu. Otóż, Ministerstwo Sprawiedliwości gromadziło jedynie dane statystyczne na temat liczby skazanych, wobec których orzeczono przepadek przedmiotów lub korzyści majątkowych. Nie gromadzono natomiast danych dotyczących wartości skutecznie wykonanych orzeczeń przepadku – czyli kwot jakie wpłynęły na rachunki Skarbu Państwa z tytułu przepadku mienia lub zwrotu korzyści majątkowej!. Tak więc, mamy tu do czynienia wyłącznie z działaniami służącymi uprawianiu propagandy sukcesu.
Także i w Prokuraturze Krajowej nie funkcjonował system pozwalający na dokonanie rzetelnej analizy skuteczności zabezpieczeń majątkowych stosowanych przez prokuratorów. Brak było spójnej informacji o wartości tych zabezpieczeń w odniesieniu do spraw i osób. Efekty okazały się porażające.
Jak podaje NIK, tylko w czterech wydziałach Prokuratury Krajowej różnica między danymi z systemu informatycznego, a danymi wynikającymi z akt spraw wyniosła co najmniej 59,8 mln zł.
Wykryto tam również „Uchybienia dotyczące wszechstronności i dociekliwości działań poszukiwawczych mienia, niezasadne odstępowanie od stosowania zabezpieczenia majątkowego, nieadekwatność kwoty zabezpieczeń do przewidywanych kar i środków karnych grożących podejrzanym”.
Tak więc wypada powtórzyć wcześniejszą konstatację – jakby PiS-owskiej władzy zależało właśnie na tym, żeby przestępców nie pozbawiać mienia.
Gdzie te odzyskane miliardy?
NIK wykryła, że zgodnie z danymi gromadzonymi przez jednostki organizacyjne prokuratury w systemie informatycznym, wartość faktycznie zabezpieczonego mienia wyniosła w 2015 r. – 755 mln zł, w 2016 r. – 613 mln zł, w 2017 r. – 1 miliard 430 mln zł, a w 2018 r. – blisko 1 miliard 104 mln zł.
Natomiast według sprawozdań statystycznych, wartość zabezpieczonego mienia wyniosła dużo mniej: w 2015 r. – 303,5 mln zł, w 2016 r. – 251 mln zł, w 2017 r. – 474 mln zł, w 2018 r. – 1 miliard 49 mln zł.
Jak widać, te liczby nie mają nic wspólnego z PiS-owskimi bajkami o grubych miliardach, odebranych jakoby mafiom VAT-owskim.
W dodatku, powtórzmy, tu cały czas jest mowa tylko o mieniu zabezpieczonym, a nie rzeczywiście odzyskanym. No i na tym właśnie polega rzeczywista „dbałość” ekipy PiS-owskiej o stan finansów państwa.

Andrzej Dryszel

Poprzedni

No i co z tym milionem elektromobili?

Następny

Od Albina do Radosta

Zostaw komentarz