Ty nie masz nic, ja nie mam nic – no to zaczynamy od początku, ale już bez długów.
Polacy upadają coraz częściej i chętniej, co pozwala sądzić, że również i coraz łagodniej.
W maju tego roku ogłoszono 513 upadłości konsumenckich, czyli aż o połowę więcej niż w tym samym miesiącu zeszłego roku.
Liczba pozytywnie rozpatrzonych wniosków o ogłoszenie bankructwa stale rośnie. W 2015 r. było ich ponad 2 tys., rok później już dwa razy tyle.
Biorąc pod uwagę tylko dane z pierwszego kwartału 2017 r. – czyli 1311 upadłości – można przypuszczać, że w tym roku odnotowany zostanie kolejny rekord. Dla osób, które nie radzą sobie z regularną spłatą narastających zobowiązań, ogłoszenie upadłości konsumenckiej jest często jedynym rozwiązaniem, które pozwala uwolnić się od długów. Nie jest jednak prosto, żeby przejść przez tę całą procedurę krok po kroku.
Szansa nie dla lekkomyślnych
Upadłość konsumencka, czyli redukcja lub (częściej) umorzenie posiadanych długów, nie jest rozwiązaniem przeznaczonym dla osób, które w beztroski sposób podchodzą do kwestii finansów. Sąd może zgodzić się bowiem na upadłość tylko w przypadku, gdy nieświadomie doprowadziliśmy się do niewypłacalności (a o niewypłacalności możemy mówić w przypadku, kiedy dłużnik spóźnia się ze spłatą swoich zobowiązań dłużej niż trzy miesiące) – to znaczy, jeśli jest ona wynikiem zdarzeń losowych, a nie skutkiem naszych celowych działań, takich jak na przykład zaciąganie kredytów w sytuacji, gdy byliśmy pewni, że nie będziemy w stanie ich spłacić.
Ogłoszenie bankructwa czasami jest jedynym sposobem, by móc zacząć z powrotem normalnie funkcjonować bez obciążeń finansowych i strachu przed stratą majątku, który chcą zająć wierzyciele. Z momentem ustanowienia upadłości konsumenckiej, przestają bowiem być naliczane odsetki od zaciągniętych długów, firma windykacyjna nie ma prawa już nękać konsumenta, a komornik musi zawiesić swoje postępowanie względem dłużnika. Z kolei po uprawomocnieniu się postanowienia, wszelkie postępowania egzekucyjne zostają umorzone.
Cały proces upadłościowy przebiega w trzech zasadniczych etapach, które obejmują: rozpoznanie wniosku (czyli postępowanie mające ustalić, czy ogłoszenie upadłości konsumenckiej jest zasadne), właściwe postępowanie upadłościowe oraz wykonanie planu spłaty wierzycieli. Jednak to, jak wygląda ten proces w rzeczywistości, zależy w dużej mierze od indywidualnej sytuacji dłużnika.
Najpierw przygotowanie wniosku
Pierwszym krokiem do ogłoszenia bankructwa jest złożenie wniosku o upadłość w wydziale gospodarczym sądu rejonowego. W formularzu powinno znaleźć się uzasadnienie, czyli opis sytuacji, która skłoniła nas do takiego kroku.
Kompletując dokumenty, będziemy musieli także wymienić wszystkie składniki posiadanego majątku, zgromadzone środki finansowe, a także sporządzić dokładną listę wszystkich należności oraz spis wierzycieli.
Gdy chcemy zwiększyć swoje szanse na pozytywne rozpatrzenie wniosku, zadbajmy o rzetelne przedstawienie posiadanego majątku, nie ukrywając żadnego faktu przed sądem. Jeżeli będziemy ukrywali jakieś składniki swojego majątku lub działali na szkodę wierzycieli, na przykład zwolnimy się z pracy, to sąd nie tylko nie pozwoli na ogłoszenie upadłości, ale uniemożliwi skorzystanie z takiego rozwiązania przez dziesięć lat – wskazuje Jarosław Sadowski, ekspert Związku Firm Doradztwa Finansowego.
Do składanego formularza warto dołączyć wszelkie zaświadczenia, które wyjaśnią, dlaczego mamy trudności w spłacaniu zaległości. Może być to na przykład wypis ze szpitala, informujący o odbytej chorobie czy wypadku, które uniemożliwiały nam wykonywanie pracy zarobkowej.
Nie zabiorą nam wszystkiego
Jeśli nasz wniosek zostanie pozytywnie rozpatrzony, sąd wyznaczy syndyka, który będzie nadzorował wykonanie planu podziału masy upadłościowej, czyli naszego majątku, pomiędzy wierzycieli.
Co ważne, nie zaliczają się do niego wszystkie nasze dobra, lecz jedynie te, które mają realną wartość rynkową i mogą zostać sprzedane z zyskiem. Ale także nie wszystkie. Do masy upadłościowej nie są wliczane przedmioty pierwszej potrzeby, jak na przykład ubrania czy miesięczne zapasy żywności.
W skład masy upadłościowej wchodzi oczywiście także i nasze wynagrodzenie, ale to nie oznacza, że zostaniemy pozbawieni środków do życia. Przepisy prawa pracy bowiem wyraźnie określają, jaka część wypłaty pozostaje wolna od zajęcia. To kwota równa pensji minimalnej, czyli aktualnie blisko 1500 zł netto. Czyli, tyle musi nam co miesiąc zostać.
Co więcej, jeżeli jakaś część majątku jest nam niezbędna do uzyskiwania przychodu, na przykład gdy jesteśmy taksówkarzem i samochód jest nam potrzebny w pracy, może ona pozostać w naszych rękach.
Jedną z największych obaw przed podjęciem decyzji o ogłoszeniu upadłości, może być lęk o całkowitą utratę dobytku. W istocie, upadłość ma doprowadzić do tego, że majątek dłużnika zostanie przeznaczony na pokrycie jego zobowiązań. Jeżeli dłużnik nie posiada majątku, który mógłby wejść do masy upadłościowej, likwidacji się nie przeprowadza a jedynie sąd zatwierdza listę wierzycieli.
Ogłoszenie upadłości oznacza, że nasz dom lub mieszkanie również wejdą w skład masy upadłościowej i zostaną sprzedane, czego można uniknąć, jeżeli wykażemy przed sądem, że będziemy w stanie spłacić dług bez likwidacji całego majątku. W przeciwnym wypadku, nieruchomość zostanie spieniężona, a w zamian za to, na okres do dwóch lat sąd przydzieli nam kwotę równą średniej cenie czynszu najmu lokalu w naszym miejscu zamieszkania lub w miejscowości sąsiedniej. Na ostateczną wysokość tej „rekompensaty”, może mieć także wpływ wielkość naszych zarobków i to, jak liczną rodzinę mamy na utrzymaniu – wyjaśnia Michał Krajkowski, ekspert ZFDF.
Koniec finansowej banicji
Mimo likwidacji naszego całego majątku, może okazać się, że nie wszystkie roszczenia wierzycieli zostały zaspokojone. W takim przypadku sąd ustanawia plan spłaty długów, która z reguły nie może trwać dłużej niż trzy lata, ale w wyjątkowych wypadkach może to być cztery albo pięć lat. Dług będziemy spłacać z osiąganych w tym czasie dochodów.
Od decyzji sądu także zależy, jaka część naszych miesięcznych dochodów będzie przeznaczona na pokrycie pozostałych należności.
– Ta część nie może być zbyt wysoka, ponieważ sąd chce pomóc dłużnikowi w spłacie wierzycieli i uchronić go przed popadnięciem w kolejne długi. Jeżeli natomiast nasza sytuacja finansowa jest na tyle ciężka, że nie będziemy w stanie uregulować należności, sąd może w ogóle zrezygnować z ustalania planu spłaty – i nasz dług zostaje umorzony.. Nie dotyczy to jednak takich zobowiązań jak dług alimentacyjny oraz zadłużenie wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i Urzędu Skarbowego. One nie podlegają umorzeniu – zaznacza ekspert Michał Krajkowski.
Sąd może także postanowić, że część naszego zadłużenia zostanie umorzona bez konieczności spłaty, kiedy już poradzimy sobie z uregulowaniem należności, wymienionych w planie przygotowanym przez sąd. Oznacza to, że od tego momentu wierzyciele już nie będą mogli domagać się od nas spłaty „starych” długów.
Po zakończeniu postępowania upadłościowego i wykonaniu przez nas planu spłaty zadłużenia, albo po wydaniu przez sąd postanowienia o umorzeniu zobowiązań, niezaspokojonych w toku procesu upadłościowego, dochodzi do oddłużenia.
Oznacza to, że że przestajemy być dłużnikami banków i innych instytucji, w których pożyczaliśmy pieniądze. Możemy więc zaczynać dorabiać się od początku.