6 grudnia 2024

loader

Mamy dużo do nadrobienia

Ścigamy i ścigamy nowoczesną Europę, a ona ciągle daleko przed nami. Wiadomo, co trzeba zrobić, żeby ją dogonić. Żeby jeszcze wiedzieć jak.

Choć w ostatnich dziesięciu latach Polska rozwijała się w relatywnie szybkim tempie, to poprzez wyczerpywanie się prostych rezerw wzrostu, takich jak tania siła robocza, przy jednoczesnym braku nowych czynników napędowych, nasz wzrost gospodarczy w ostatnich latach zwolnił.
Z tego właśnie powodu ekonomiści sygnalizują, że tylko gospodarka oparta na wiedzy i technologii, a nie na taniej sile roboczej, jest w stanie być bardziej konkurencyjna i brać udział w globalnej rywalizacji gospodarczej.
Kiedy kraje Zachodu dzięki gospodarce wolnorynkowej budowały pozycje światowych mocarstw, Polska przeżywała zabory, dwie wojny światowe oraz ponad cztery dekady komunizmu.
Wicepremier Mateusz Morawiecki uważa, że Polska w ciągu najbliższych 15 lat ma mieć taki poziom zarobków jak średnia w Unii Europejskiej. Jak zrealizować te ambitne wizje, jednocześnie nie wpadając w pułapkę średniego rozwoju.
Czy podnoszenie standardów socjalnych i płac przyspieszy wzrost przez stymulowanie popytu? Może raczej zaciskać pasa i inwestować? Kto to zrobi lepiej: prywatny biznes czy instytucje państwowe? I czy możliwe są drogi na skróty w nadrabianiu zaległości?

Czas na przyśpieszenie

Istnieje wyraźny związek między wzrostem gospodarczym w Unii Europejskiej, a inwestycjami w badania naukowe i innowacje.
Komisja Europejska opublikowała europejską tablicę wyników innowacji, z której wynika, że pod względem innowacyjności UE dogania Japonię i USA, natomiast Szwecja po raz kolejny zajmuje pozycję lidera innowacji, przede wszystkim dzięki inwestycjom w zasoby ludzkie i jakość akademickich badań naukowych.
Oprócz Szwecji, wysokie noty zebrały: Finlandia – za finansowe warunki ramowe; Niemcy – za prywatne inwestycje w innowacje; Belgia – za sieci innowacji i współpracę w zakresie innowacji oraz Irlandia – za innowacje w małych i średnich przedsiębiorstwach.
Polska znalazła się w grupie państw UE, które są określane jako „umiarkowanie innowacyjne” (przykładowo przedsiębiorstwa w Czechach wydają dwa razy więcej na badania i rozwój niż polskie). Co szczególnie rzuca się w oczy w przypadku państw Europy Środkowo-Wschodniej, to brak kooperacji między tymi, którzy tworzą nowe rozwiązania, a rynkiem, czyli odbiorcami.
To właśnie przyznaje Carlos Moedas, unijny komisarz ds. badań, nauki i innowacji, zaznaczając, że państwa i regiony znajdujące się w czołówce innowatorów, wspierają rozwój innowacyjności poprzez różne strategie, od inwestycji po edukację, od elastycznych warunków pracy po budowę administracji publicznej, która docenia znaczenie przedsiębiorczości i innowacyjności.
Kluczowym czynnikiem w dążeniu do uzyskania pozycji lidera innowacji jest przyjęcie zrównoważonego systemu, który łączyłby w sobie jednostki badawcze (szkolnictwo wyższe), przedsiębiorców oraz wsparcie rządowe.

Żeby doskoczyć do czołówki

Innowacyjna gospodarka ma znaczącą zaletę dla państw „nowej” Unii: nowe technologie umożliwiają przeskoczenie kilku etapów rozwoju. Tak było m.in. z usługami finansowymi. Dzięki temu, że nowoczesną bankowość zaczęliśmy budować właściwie od zera (Europa Środkowo-Wschodnia nie poznała czeków) przeskoczyliśmy z gotówki bezpośrednio na karty kredytowe. Pod względem nasycenia rynku kartami i terminalami zbliżeniowymi Polska jest europejskim liderem, a także jednym z pierwszych krajów na świecie, który umożliwił transakcje zbliżeniowe za pomocą smartfonów.
Innowacje gospodarcze i społeczne w Europie Środkowo-Wschodniej mogą mieć ogromny potencjał rozwoju, tworząc przedsięwzięcia biznesowe i nowe miejsca pracy.
Najliczniejszą grupę wśród innowatorów stanowią twórcy startupów (czyli młodych, niewielkich przedsiębiorstw nastawionych na stosowanie nowych technologii) oraz rozmaitych aplikacji mobilnych, które pozytywnie wpływają na rozwój nowych technologii.
Już teraz licząca prawie 2,5 tysiąca firm polska scena startupowa przyciąga zainteresowanie inwestorów z całego świata. Z przeprowadzonego przez Deloitte badania zatytułowanego „Diagnoza ekosystemu startupów w Polsce” wynika, że do 2023 roku wartość dodana stworzona przez nie może wynieść nawet 2,2 mld zł, a liczba nowych miejsc pracy – przewyższyć 50 tysięcy.
Dobrym przykładem do naśladowania mogą być dla nas nasi zachodni sąsiedzi, u których liczba ludzi pracujących w startupowym biznesie w 2015 r. osiągnęła 100 tysięcy, a w tym roku może powiększyć się o kolejne 50 proc.

Kuszenie innowatorów

Pozytywny wpływ na lokalną gospodarkę wywierany przez innowacyjne projekty nie uchodzi uwadze zachodnich pracodawców, którzy kuszą utalentowanych przedsiębiorców specjalnymi programami i dofinansowaniem.
Na przykład, dziewięć państw UE zachęca programistów z całego świata oraz firmy w fazie rozwoju do dalszego rozwijania biznesu w ich strefach ekonomicznych.
Jak w tej europejskiej rywalizacji odnajduje się Polska?
Aby skutecznie konkurować o zagranicznych specjalistów, a także zatrzymać odpływ najbardziej utalentowanych pracowników, w czerwcu 2016 r. ruszył rządowy program wsparcia dla innowacyjnych firm „Start In Poland”, na który przeznaczono w sumie 3 miliardy złotych.
Jego pierwszym etapem jest ogłoszony przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości konkurs „Scale Up”, który – jak zapewnia Ministerstwo Rozwoju – ma połączyć potencjał kreatywnych przedsiębiorców z infrastrukturą, doświadczeniem oraz zasobami dużych korporacji. Partnerstwo w tym programie zadeklarowało już wiele spółek Skarbu Państwa m.in. Energa, Enea, PGE, Orlen, Lotos oraz grupa Azoty.
Celem rządowego programu są nie tylko Polacy – ma on przyciągnąć młodych i utalentowanych ludzi z zagranicy, przede wszystkim z Białorusi, Ukrainy, Słowacji i Czech.

Najpierw trzeba wydać

Opracowany przez resort rozwoju projekt „Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” zakłada, że do 2020 roku na jej realizację rząd wyda 1,5 biliona złotych. W raporcie zastrzeżono, że na sfinansowanie wszystkich celów rozwojowych trzeba będzie przeznaczyć zarówno środki publiczne, jak i prywatne.
Ryzyko planu polega na tym, że ministerstwo nie ma możliwości administracyjnego sterowania decyzjami biznesu, ani wpływu na dynamikę i skalę inwestycji sektora prywatnego, ponieważ zależy ona od trendów rynkowych i indywidualnej oceny perspektyw rozwoju danego biznesu.
Zdaniem ekonomistów, aby plan Morawieckiego skutecznie uaktywnił potencjał inwestycyjny polskich firm, państwo powinno zająć się przede wszystkim poprawą jakości administracji i prawa. Przedsiębiorcy potrzebują stabilności, regulacje prawne muszą być trwałe i przewidywalne, a wszelkie zmiany powinny mieć wystarczająco długie vacatio legis, aby można było się do nich z wyprzedzeniem przygotować. Tylko w ten sposób możliwe będzie zachęcenie polskich i zagranicznych przedsiębiorców do długofalowych inwestycji.
Kolejnym kluczowym elementem jest odpowiednia komunikacja pomiędzy światem nauki, biznesu i polityki, szczególnie przy wykorzystywaniu nowych technologii.

Czy „przejedziemy się” na elektromobilu?

Od kilku miesięcy Ministerstwo Rozwoju wraz z Ministerstwem Energii pracują nad projektem, który miałby pomóc w rozwoju elektrycznej części polskiej branży motoryzacyjnej. I choć wspomniana koncepcja wydaje się bardzo interesującym, ale też ryzykownym przedsięwzięciem, to warto przypomnieć sobie historię zza oceanu. Jeszcze niecałą dekadę temu, Tesla Motors był małym startupem w Kalifornii, szukającym inwestora do sfinansowania ambitnego projektu – stworzenia pierwszego sportowego samochodu elektrycznego. Dziś Tesla jest niekwestionowanym liderem w swojej branży, marką cieszącą się uznaniem na cały świecie.
Czy podobny scenariusz będzie możliwy do zrealizowania w Polsce?

trybuna.info

Poprzedni

Popis Lewandowskiego

Następny

Wyróżnienia dla kielczan