Prawie milion ludzi w Polsce trudzi się naciąganiem osób starszych na zakupy kosztownych i niepotrzebnych produktów.
Bardzo smutny jest najważniejszy wniosek, zawarty w raporcie z ostatniej kontroli NIK, dotyczącej nieuczciwych praktyk w sprzedaży bezpośredniej.
Otóż, Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła: „Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz rzecznicy konsumentów nie zapewniają pełnej ochrony wszystkim nabywcom dóbr i usług poza lokalami sprzedawców. NIK zwraca uwagę, że konieczne jest zdecydowane przeciwdziałanie wykorzystywaniu niewiedzy konsumentów, w tym szczególnie osób starszych”.
Ta konstatacja dokładnie pokrywa się z ustaleniami Dziennika Trybuna, który niejednokrotnie wskazywał, iż ochrona praw polskich konsumentów w wykonaniu UOKiK jest w dużej mierze zwykłą fikcją.
Najważniejsze to mocna presja
Sprzedaż bezpośrednia o której mowa w raporcie, polega zwykle na tym, że ludzi zaprasza się do wynajętej sali lub do autokaru na kilkugodzinną wycieczkę, podczas której prezenterzy usiłują im wcisnąć zwykły chłam za gigantyczne pieniądze – na przykład rzekomo superwytrzymałe garnki ze zwykłej blaszki które przepalają się przy pierwszym gotowaniu, albo pudełko z żaróweczkami i baterią mające jakoby leczyć niemal wszystkie choroby.
Prezenterzy uczestniczący w tych spektaklach przeszli trening w wywieraniu presji na słuchaczy, którymi są przeważnie ludzie starsi, nie zawsze mający tyle woli aby dać zdecydowany odpór naciągaczom. Często dochodzi więc do zakupów, po których nabywcom zostaje smutek, żal – i niepotrzebny bubel kupiony za ciężkie pieniądze.
Problem nie jest błahy, gdyż niezależnie od rozwoju nowych kanałów sprzedaży, sprzedaż bezpośrednia wciąż cieszy się dużą popularnością w krajach na nie najwyższym szczeblu rozwoju cywilizacyjnego, takich jak Polska. . Ta forma sprzedaży praktykowana jest od wieków, zmieniają się jednak metody i techniki wykorzystywane przez sprzedawców.
Naciągacze są dziś świetnie przygotowani do swych zadań. Wykorzystują wiedzę z zakresu psychologii, marketingu czy socjologii do oddziaływania na klientów.
Różne metody socjotechniczne pozwalają zwiększyć skuteczność tej formy sprzedaży poprzez kierowanie jej do tych grup konsumentów, którzy są bardziej podatni na działania sprzedawców.
Na ogół oferowane produkty nie posiadają wszystkich cech czy też właściwości, które są im przypisywane lub sugerowane przez sprzedających, zaś kupujący poddani są silnej presji ze strony sprzedawców.
Według danych Polskiego Stowarzyszenia Sprzedaży Bezpośredniej, wartość sprzedaży całego sektora sprzedaży bezpośredniej w 2014 roku wyniosła 2 886,5 mln zł.
Dorwać seniora
W prowadzenie sprzedaży bezpośredniej zaangażowanych jest w Polsce około 950 tys. osób. W ich poczynaniach dominuje reguła, iż sprzedaż prostych artykułów gospodarstwa domowego lub produktów rzekomo prozdrowotnych jest ukierunkowana na konsumentów z grupy wiekowej 60 plus.
„Osoby te ze względu na swój wiek, rodzaj sprzedawanych produktów (zwłaszcza produkty o rzekomych szczególnych właściwościach zdrowotnych i leczniczych) są znacznie mniej krytyczne wobec prezentowanych zalet oferowanych produktów i łatwiej ulegają presji sprzedawców” – stwierdza NIK.
To jednak nie wszystko, Poza tym, istotnym czynnikiem popularności sprzedaży bezpośredniej jest znużenie konsumentów, zwłaszcza starszych, nachalną i kłamliwą reklamą wszechobecną w polskich mediach, zagubienie wśród gąszczu podobnych produktów, a także potrzeba kontaktu ze sprzedawcą, który mógłby służyć radą i pomocą w wyborze usługi czy produktu. A naciągacze spod znaku sprzedaży bezpośredniej, na tę potrzebę odpowiadają.
Leniuchy konsumenckie
NIK ma dużo do zarzucenia instytucjom, mającym w Polsce teoretycznie dbać o dobro onsumentów.
Bodaj najpoważniejszą nieprawidłowością ujawnioną w toku kontroli jest znikome wspieranie konsumentów poprzez występowanie w ich imieniu z powództwem przeciwko przedsiębiorcom naruszającym ich prawa. A to szczególnie ciężki grzech, bo osamotnieni konsumenci nie mają żadnych szans w starciu z kohortami prawników wynajmowanych przez przedsiębiorstwa.
To jednak nie wszystko. Jak stwierdza NIK, postępowania dotyczące podejrzeń naruszenia zbiorowych interesów konsumentów są długotrwałe (także i na to zwracał uwagę Dziennik Trybuna), rzecznicy konsumentów nie prowadzą żadnej edukacji lub prowadzą ją w ograniczonym zakresie, godziny pracy rzeczników konsumenckich nie są dostosowane do potrzeb osób aktywnych zawodowo, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nie prowadzi ocen skuteczności działań edukacyjnych. NIK wskazuje też, że UOKiK wciąż nie zrealizował wniosku Izby zalecającego zmianę formy rejestru klauzul niedozwolonych klauzul umownych, która nadal nie odpowiada potrzebom ani konsumentów, ani i przedsiębiorców.
Te zaniedbania wpisują się w generalne ułomności polskiej polityki konsumenckiej, która w istocie nie chroni interesów obywateli.
„W aktualnie obowiązującej polityce ochrony konkurencji konsumentów brak jest mierników i kryteriów, według których można by ocenić w jakim stopniu realizowane są jej założenia” – stwierdza NIK, oceniając to zaniedbanie jako istotny mankament obecnego systemu ochrony praw konsumenckich
Jak nas nabierają
W celu poznania bezpośredniej opinii obywateli o funkcjonowaniu systemu ochrony konsumentów, Najwyższa Izba Kontroli wysłała ankiety do losowo wybranych konsumentów.
Analiza wskazała, że konsumenci byli zapraszani na pokazy lub prezentacje towarów i usług głównie poprzez bezpośrednio do nich kierowane zaproszenia: telefoniczne (48,8 proc.) oraz listowne (33,0 proc.).
Zdecydowana większość pokazów poświęcona była wyłącznie prezentacji oferowanego produktu bądź usługi (87,3 proc.), w pozostałych przypadkach towarzyszyły jej dodatkowe atrakcje zachęcające do wzięcia udziału w prezentacji, w postaci występów artystów bądź wycieczek (12,7 proc.).
Produkty oferowane w trakcie pokazów zaliczały się przede wszystkim do trzech kategorii. Były to naczynia kuchenne (27,4 proc.), wyroby paramedyczne wraz z abonamentowymi usługami medycznymi (24,6 proc.) oraz wyroby pościelowe, np. kołdry wełniane (22,7 proc.). Ankietowani brali udział także w prezentacjach kosmetyków (5,3 proc.) i chemii gospodarczej (4,6 proc.).
Większość uczestników pokazów oceniła, że cechy prezentowanych towarów i usług były niedokładnie i niezrozumiale wyjaśnione (54,9 proc.).Prezenterzy na ogół (80,9 proc.) nie informowali o prawach przysługujących konsumentom dokonującym zakupów poza siedzibą przedsiębiorcy, w tym m.in. o możliwości odstąpienia od zawartej umowy, nie udostępniali umowy do zapoznania się z jej postanowieniami przed podpisaniem, a jeśli to robili – to w opinii 64 proc. ankietowanych umowy były nieczytelne lub niezrozumiałe dla nich.
Zdecydowana większość transakcji zawieranych na pokazach wymagała dokonania jednorazowej zapłaty (89,6 proc.), a sprzedający proponowali także kredytowanie zakupów (81,1 proc.)