Jeszcze nigdy w Polsce przedstawiciele ekipy rządzącej nie wyrażali się w taki sposób o sędziach i sądach
Jak to w ustrojach autorytarnych zwykle bywa, działaniom ekipy rządzącej, mającym dodatkowo poszerzać jej uprawnienia, towarzyszy odgórnie sterowana kampania agresji, wymierzona przeciw instytucjom, które tej ekipie mają zostać podporządkowane.
Tak więc skończyły się ataki na, podległy już rządzącym, Trybunał Konstytucyjny, trwają zaś w najlepsze – na sędziów i sądownictwo.
Ton nadaje prezes Jarosław Kaczyński, który chętnie ostatnio przytacza wyroki, obrażające, jego zdaniem, poczucie sprawiedliwości. To jednak tylko przygrywka.
Sędziów na razie wolno krytykować
Jarosław Kaczyński mówi o polskim systemie sądownictwa: „Ten system jest jedną wielką zgnilizną i tę zgniliznę trzeba w końcu leczyć. Polskie sądownictwo to jeden gigantyczny skandal i z tym skandalem trzeba skończyć”. Podaje też przykład sędziego Ryszarda Milewskiego, mówiąc „z jego ukaraniem były bardzo poważne kłopoty” – jakby sędzia Milewski dopuścił się nie wiadomo jakiej zbrodni.
Tymczasem ów sędzia, przypomnijmy, odebrał telefon od dziennikarza, udającego ważnego pracownika kancelarii premiera, po czym obiecał mu, że wyznaczy dogodny dla premiera Tuska termin posiedzenia w sprawie aresztu dla właściciela Amber Gold. Ponadto, zgodził się na spotkanie sędziów z premierem, by zapoznać go ze szczegółami tej afery.
Sędzia, za karę, został zdegradowany ze stanowiska prezesa sądu okręgowego, pozbawiony na pięć lat prawa do awansów i podwyżek, oraz wysłany z Gdańska do Białegostoku.
Cóż, wszystko wskazuje na to, że w świetle nowych przepisów dotyczących sądownictwa, przygotowywanych przez obecną ekipę, wkrótce sędziowie będą karani właśnie za odmowę podobnych rozmów z premierem i urzędnikami jego kancelarii…
Jarosławowi Kaczyńskiemu wtóruje Zbigniew Ziobro, oświadczając: „To relikt komunistyczny, gdy usiłuje się nam wmówić, że nie wolno krytykować wyroków sądów; zakazywanie krytyki działań jakiejkolwiek władzy, w tym tej trzeciej, pachnie totalitaryzmem”.
Rzecz w tym, że krytyka sędziów i ich wyroków w żaden sposób nie jest w Polsce zakazywana i ograniczana, czego najlepszym dowodem są choćby wypowiedzi właśnie Zbigniewa Ziobry oraz Jarosława Kaczyńskiego. To się oczywiście zmieni, gdy sądy zostaną opanowane przez PiS. Wtedy doczekamy się zakazu krytyki. Na razie jednak, od czasu upadku komunizmu, wyroki sądowe w naszym kraju wciąż można oceniać i krytykować.
Ministrze! Więcej kultury i umiaru
Zbigniew Ziobro dodaje: „Jeśli przedstawiciele tych, którzy sami siebie nazywają nadzwyczajną kastą, liczą, że sędziowie mogą w trakcie orzekania, chowając się za immunitetem i niezawisłością, bezkarnie popełniać przestępstwa, to mam dla nich złą wiadomość. Zawsze, gdy będzie takie podejrzenie, prokuratura będzie prowadzić śledztwo. Sędziowie z Krajowej Rady Sądownictwa nie mogą oczekiwać, że prawo nie będzie ich dotyczyło”.
I tu minister Ziobro świadomie popełnił co najmniej dwa przekłamania werbalne. Dobrze bowiem wie, że nie ma „tych, którzy sami siebie nazywają nadzwyczajną kastą”. To nie są „ci” lecz „ta” – bo takiego, niemądrego określenia, użyła tylko jedna osoba, sędzia Irena Kamińska z Naczelnego Sądu Administracyjnego, mówiąc, że sędziowie „to jest zupełnie nadzwyczajna kasta ludzi”. Za jej słowa przeprosiło potem Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia.
Poza tym zaś, ze strony Krajowej Rady Sądownictwa nigdy nie padły żadne wypowiedzi, które pozwoliłyby uznać, iż sędziowie z KRS „oczekują, że prawo nie będzie ich dotyczyć” – o czym minister Ziobro także doskonale wie.
Atakując członków Krajowej Rady Sądownictwa, Zbigniew Ziobro oświadczył, iż ich działalność to „Kanonada wynikająca z zuchwalstwa i pychy. Pycha odbiera rozum. Ich czas dobiega jednak końca. Niebawem zmienimy ustawę o KRS”.
Jak widać więc, w istocie to KRS jest poddana kanonadzie ze strony rządu. Takie wypowiedzi Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego są oczywistym naruszeniem wszelkich reguł obejmujących relacje pomiędzy organami władzy – i trudno je usprawiedliwiać rozdrażnieniem, że w sprawie dotyczącej przyczyn śmierci ojca Zbigniewa Ziobry, sąd wyrokował niezgodnie z oczekiwaniami ministra.
Sędziowie! Więcej rozumu!
Nie zmienia to faktu, iż Krajowa Rada Sądownictwa także się ostatnio zagalopowała, a to przy okazji sprawy aresztu dla „Hossa”, domniemanego specjalisty od oszustw metodą „na wnuczka”.
Zbigniew Ziobro oświadczył wtedy, że rozpatrując wniosek prokuratury o areszt dla „Hossa”, sąd rejonowy mógł popełnić czyn kryminalny nie dopełniając obowiązków – przekroczył bowiem termin 24 godzin, które mają sędziowie na decyzję o aresztowaniu podejrzanego od chwili przekazania im sprawy przez prokuraturę.
KRS zareplikowała zaś, iż ta enuncjacja Ziobry była w istocie „nielegalnym środkiem nacisku na sędziów, którzy rozpoznają wnioski prokuratorów o tymczasowe aresztowania. Powstaje wrażenie, że każdy sędzia, który odmówi uwzględnienia wniosku prokuratora, naraża się na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej. Takie postępowanie Ministra Sprawiedliwości bezpośrednio godzi w niezawisłość sędziów i pozbawia obywateli prawa do niezależnego i bezstronnego sądu” – oceniła Rada.
To wystąpienie KRS było świadomą przesadą ze strony sędziów, którym w tej sytuacji zabrakło rozumu i powściągliwości.
Jakby nie zauważyli, że Zbigniew Ziobro jest nie tylko Ministrem Sprawiedliwości ale i Prokuratorem Generalnym – i jako ten drugi, ma prawo sugerować, iż sędziowie mogli popełnić przestępstwo.
Krajowa Rada Sądownictwa wyraźnie nie wykazała tu należytego rozsądku, uznając jego słowa za „nielegalny środek nacisku na sędziów” oraz „bezpośrednie godzenie w niezawisłość sądów i pozbawianie obywateli prawa do niezależnego i bezstronnego sądu”. Trochę przykro to pisać, bo o ile Zbigniew Ziobro przyzwyczaił nas do poziomu swych wypowiedzi, to od takiego gremium jak KRS, należałoby oczekiwać słów roztropnych i wyważonych.
Wiceminister nowego typu
Na swych mentorów wyraźnie zapatrzył się wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. Uznał on Krajową Radę Sądownictwa za „instytucję kompletnie skompromitowaną” i „broniącą złodziejstwa”. Mówiąc o autorytecie sędziowskim, stwierdził zaś, że nie można stracić czegoś, czego się nie posiada.
Na tę wypowiedź wiceministra sprawiedliwości najlepiej zareagował rzecznik KRS sędzia Waldemar Żurek, odpowiadając, iż Patryk Jaki wyraża się o Krajowej Radzie Sądownictwa w sposób obraźliwy, a jego słowa są haniebne.
Rzecznik Żurek naturalnie ma rację, bo Jaki w każdym normalnym kraju za takie słowa natychmiast straciłby stanowisko. Jaki nie jest bowiem tylko posłem. Posłowie (także i będący szefami partii) mogą w naszym kraju mówić bzdury, pleść co im ślina na język przyniesie i nie ponosić żadnej odpowiedzialności za swoje słowa. To im wolno – i w ich rozumieniu, często właśnie na tym polega rola parlamentarzystów w sprawowaniu władzy. Gdyby więc Patryk Jaki był jedynie posłem, jego słowa należałyby do normy polskich zachowań sejmowych.
On wszakże jest też wiceministrem sprawiedliwości – wprawdzie kuriozalnym, bo bez wykształcenia prawniczego, ale jednak. Wobec władzy sądowniczej reprezentuje nie tylko władzę ustawodawczą lecz i wykonawczą, a to zobowiązuje. Jako przedstawiciel rządu (wiceszef resortu sprawiedliwości!) używał zaś wobec sędziów słów, których używać mu się absolutnie nie godzi (czyli, inaczej mówiąc, niegodziwych).
Ducha nie gaście!
Panom Jakiemu, Kaczyńskiemu i Ziobrze warto przypomnieć słowa Pentuera. Powiedział on do Ramzesa XIII, planującego wojnę z kapłanami:
„Pomimo ich wad oni są kagańcem, w którym płonie światło mądrości. Kaganiec może być brudny, nawet śmierdzący, niemniej jednak przechowuje boski ogień, bez którego między ludźmi panowałaby ciemność i dzikość. Gdybyś rozbił kaganiec, kto wie, czy nie zgasiłbyś tego ognia mądrości, który od tysięcy lat płonie nad Egiptem”.
Sędziowie to nie kapłani z „Faraona” ale o polskim stanie sędziowskim także można powiedzieć, że niektórzy jego przedstawiciele są niczym ów kaganiec: „brudny, nawet śmierdzący” – co z lubością pokazywały nam w ostatnich dniach rządowe media, na przykładzie dwóch sędziów podejrzewanych o kradzieże sklepowe. Za ów „boski ogień, bez którego między ludźmi panowałaby ciemność i dzikość”, z powodzeniem może zaś uchodzić praworządność.
Jeśli więc rozbije się kaganiec, a sędziów weźmie pod but obecnej ekipy, to Polska przestanie być krajem prawa, a sprawiedliwość już nigdy nie będzie „ostoją mocy i trwałości Rzeczpospolitej”.
Pozostaje mieć nadzieję, że poziom etyczny i moralny polskich sędziów jest wyższy, niż to wynika z ataków obecnej ekipy. I że perspektywa utraty stanowiska prezesa czy wiceprezesa sądu lub pozbawienia na kilka lat szans awansu, za orzekanie niezgodne z oczekiwaniami rządzących (do czego w praktyce sprowadza się sens przepisów przygotowywanych przez PiS), nie złamie w nich jednak ducha niezawisłości sędziowskiej.