W Polsce jest bardzo duża grupa osób nie pracujących i nie szukających pracy, którzy mają nieodpowiednie kwalifikacje. Tylko ich bierności zawdzięczamy niski wskaźnik bezrobocia.
Według danych Eurostatu bezrobocie w Polsce, liczone według metodologii unijnej, spadło do poziomu 4,8 proc. Tylko w pięciu krajach Unii Europejskiej jest mniejsze niż u nas. Najwyższe było w Hiszpanii: 17,8 proc., najniższe w Niemczech: 3,9 proc. Wyższe niż w Polsce jest między innymi w Holandii (5,1 proc.), Danii (5,7 proc.) czy Szwecji (6,6 proc.). Paradoksalnie jednak tak niski poziom bezrobocia może zacząć bardziej martwić niż cieszyć, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę bardzo niskie wskaźniki zatrudnienia i aktywności zawodowej Polaków.
Przede wszystkim warto zwrócić uwagę, że o kondycji gospodarki nie świadczy sam wskaźnik bezrobocia. Zdecydowanie ważniejsze są: współczynnik zatrudnienia (czyli tych co faktycznie pracują) oraz o skalę bierności zawodowej. W tym drugim wypadku chodzi o ludzi, którzy nie mają pracy i jej nie szukają.
Bierni, bo są mierni?
Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) prowadzone przez Główny Urząd Statystyczny pokazuje, że w pierwszym kwartale 2017 r. pracy szukało 926 tys. bezrobotnych (5,4 proc.), co oznacza spadek o ponad 500 tys. (z 8,6 proc.) z notowanych dwa lata temu niespełna 1,5 mln. Te dane oczywiście cieszą. Wynika z nich, że ci ludzie, którzy szukają płatnego zajęcia, znajdują zatrudnienie.
Z drugiej strony, spadek liczby bezrobotnych rzędu kilkuset tysięcy, przy skali biernych zawodowo na poziomie 13,4 mln (dla populacji powyżej piętnastego roku życia) nie jest już tak spektakularny. Nawet gdy wyłączymy z grupy biernych zawodowo osoby starsze niż 64 lata i młodsze niż 25 lat, to liczba osób w Polsce, które nie szukają i nie mają pracy, jest bardzo duża – i wynosiła według danych Eurostatu na koniec 2016 r. ponad 5 mln osób.
Eurostat podaje, że stosunek biernych zawodowo do całej populacji w przedziale 25-64 lata wynosi w Polsce 24,5 proc. To piąty najgorszy wynik w Unii. Mniejszy odsetek osób, które nie szukają i nie mają pracy, jest m.in. w zmagającej się z kryzysem gospodarczym Grecji (23,9 proc.).
Natomiast średnia na obszarze wspólnej waluty wynosi 20,1 proc., a w Czechach czy na Litwie jest to ok. 17 proc. Obniżenie wskaźnika bierności w przedziale 25-64 lata choćby o 1 punkt procentowy oznacza, że do grupy ludzi aktywnych zawodowo (mających pracę lub jej poszukujących) trafia 200 tys. osób.
Wykształcenie daje pracę
Z wysokiego poziomu bierności bezpośrednio wynika niski współczynnik aktywności zawodowej. Odsetek osób pracujących lub szukających pracy, liczony do populacji w przedziale 25-64 lata wynosi zaledwie 75,5 proc. i jest o 0,6 pkt proc. niższy niż w Grecji.
Dodatkowo warto zauważyć, że w Polsce występują olbrzymie dysproporcje w aktywności zawodowej w zależności od wykształcenia. Wśród tych, którzy mają wyższe wykształcenie, wynosi on 90,2 proc. Jest to rezultat bliski Danii (90,3 proc.) oraz Niemcom (90,4 proc.), a także będący powyżej unijnej średniej (89,1 proc) . Wysokiej aktywności tych osób towarzyszy także bardzo dobry wskaźnik zatrudnienia Polaków legitymujących się przynajmniej licencjatem. Wynosi on 87,4 proc. i jest nieco niższy niż w Niemczech (88,4 proc.), ale wyższy niż np. w Danii (86,2 proc.). Bezrobocie Polaków z wyższym wykształceniem w wieku 25-64 lata wynosi 2,8 proc. i jest nawet niższe niż w Szwajcarii – 3 proc.
Warto jednak podkreślić, że dyplomem wyższej uczelni legitymuje się tylko 6 mln z ponad 20 mln Polaków w wieku 25-64 lata. Sytuacja zdecydowanie się pogarsza, gdy spojrzymy na niespełna 13 mln osób, które Eurostat kwalifikuje na poziomach edukacji trzecim i czwartym (to szkoły policealne, średnie ogólnokształcące i zawodowe oraz zasadnicze zawodowe). Współczynnik aktywności zawodowej w tej grupie to tylko 72,7 proc. – zauważa portal Cinkciarz.pl. Jest to drugi najniższy wynik w UE po Chorwacji (72,3 proc.). Średnia dla całej Wspólnoty to 80,3 proc., na przykład w Czechach jest to 83,4 proc., a w Niemczech 84 proc.
W tej grupie osób także dobrze widać, jak mylący jest wskaźnik bezrobocia. Dla osób z wykształceniem na poziomie trzecim i czwartym wynosi on 5,8 proc. (667 tys. ludzi bez pracy) i jest niższy niż średnia unijna (7,8 proc.) oraz poniżej przeciętnej dla strefy euro (8,9 proc.). Współczynnik bierności w tej grupie ma natomiast wartość 27,3 proc. (3,5 mln). Towarzyszy temu również bardzo niski wskaźnik zatrudnienia. Wynosił on w 2016 r. 68,5 proc. To jest trzeci najgorszy wynik w UE, gdzie średnia wynosi 75 proc. W Czechach czy w Niemczech wartości wskaźnika zatrudnienia dla osób z wykształceniem na poziomie trzecim i czwartym oscyluje blisko 81 proc.
Pracownicy gorszego sortu
Różnica we wskaźniku zatrudnienia wśród populacji osób w przedziale wieku 25-64 lata, wynosząca około 20 pkt proc. pomiędzy osobami z wyższym wykształceniem a tymi, którzy nie legitymują się dyplomem uczelni, jest nie tylko najwyższa w całej Unii (średnio 10 pkt proc.), ale również największa wśród wszystkich państw Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD (ostatnie dane za są 2015 r.) – średnio również 10 pkt proc.
Wszystko to świadczy to o bardzo poważnych problemach strukturalnych polskiego rynku pracy. Szczególnie niepokoić może fakt, że mimo wielu przemian gospodarczych, ta sytuacja przez ostatnią dekadę nie uległa poprawie.
Rekordowo niski poziom bezrobocia w Polsce może sprawiać wrażenie, że polski rynek pracy jest w bardzo dobrej kondycji. Faktycznie jednak jego słabości ukryte są w bardzo wysokim wskaźniku bierności i niskim aktywności zawodowej.
Te słabości pozostaną i mogą się zaostrzać, jeśli nie dojdzie do poważnych reform strukturalnych – z jednej strony stymulujących znaczne grupy społeczne do poprawy kwalifikacji, a z drugiej strony – zachęcających przedsiębiorstwa do zatrudniania osób z wykształceniem poniżej wyższego.