Ustawa o wsparciu dla kredytobiorców w trudnej sytuacji finansowej spłacających kredyt mieszkaniowy, jest w istocie ustawą pomagającą bankom komercyjnym w wymiganiu się od udzielenia jakiegokolwiek wsparcia.
Zaledwie około 15 milionów złotych wypłacono jak dotychczas z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, przeznaczonego dla osób, które nie są w stanie spłacać rat kredytu zaciągniętego na mieszkanie.
Pieniądze trafiły do tych kredytobiorców, którzy są w szczególnie trudnej sytuacji finansowej. Jak na razie, niespełna z siedmiuset osobami zawarto umowy o udzielenie takiego wsparcia. Oznacza to, ze ustawa o pomocy kredytobiorcom, z którą wiązano wielkie nadzieje, jest niemal martwa.
Propagandowa lipa
Ustawę tę przyjęto w październiku 2015 r, a weszła w życie 19 lutego ubiegłego roku. Miała pomóc dziesiątkom tysięcy ludzi – frankowiczom, ale nie tylko – którzy popadli w nędzę w wyniku spłacania wysokich rat kredytów mieszkaniowych czy pogorszenia swej sytuacji materialnej. Właśnie na mocy ustawy powstał Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, dysponujący kwotą ok. 600 mln zł. Pieniądze pochodzą z wpłat banków, które udzieliły najwięcej kredytów mieszkaniowych, sprawiających największe problemy z ich spłacaniem.
Głównym płatnikiem stał się zatem największy bank w Polsce, PKO BP, który wpłacił 142 mln zł, druga co do wielkości kwota, 52 mln zł, pochodzi z mBanku, za nimi są BZ WBK (ok. 49 mln zł) oraz BGŻ BNP Paribas – 39 mln zł.
15 mln zł wydane w ciągu półtora roku z 600-milionowego funduszu, to niemal nic. Trudno oczywiście uwierzyć w to, że w Polsce, gdzie ponad milion ludzi ma problemy ze spłacaniem kredytów, znalazło się jedynie zaledwie kilkuset kredytobiorców w szczególnie trudnej sytuacji, zasługujących na wsparcie.
Rzecz w tym, że ustawa okazała się propagandową lipą.
Stworzono ją wtedy, gdy opinia publiczna w Polsce była poruszona dramatyczną sytuacją osób, mających kredyty mieszkaniowe, praktycznie niemożliwe do spłacania. Do ich kłopotów walnie przyczyniała się bezwzględna polityka banków działających w naszym kraju.
Władza pomogła bankom
Ustawa o pomocy kredytobiorcom miała zaprezentować banki w lepszym świetle, jako instytucje, które poświęcają część swoich środków, aby pomóc najbardziej potrzebującym klientom.
W rzeczywistości, ustawa ta, będąca efektem skutecznego lobbyingu bankierów, została przyjęta po to, aby pokazać, że coś się robi dla zagrożonych kredytobiorców – ale w rzeczywistości nie zrobić nic. Jej oficjalnym celem było udzielenie skutecznej pomocy ludziom mającym największe kłopoty ze spłacaniem kredytów.
Faktycznie jednak, przepisy skonstruowano tak, aby skorzystanie z wsparcia było niemal niemożliwe. Słowem, chciano stworzyć wrażenie że się pomaga, ale tak, by przede wszystkim ochronić interesy banków.
W rezultacie, pomoc otrzymało dotychczas kilkaset nie tyle najbardziej potrzebujących osób, co tych, którym jakimś cudem udało się pokonać bariery wzniesione przepisach.
A bariery te są nadzwyczaj skuteczne. I tak, wsparcia finansowego nie mogą otrzymać ci kredytobiorcy, którzy nie są ludźmi formalnie bezrobotnymi.
Jak wiadomo, w Polsce niełatwo o status zarejestrowanego bezrobotnego. Już ten jeden zapis wyklucza więc z uzyskania pomocy wszystkich tych, którzy najpierw wzięli kredyt, a potem zostali zmuszeni przez pracodawcę do wypowiedzenia umowy o pracę i przejścia na śmieciówkę.
Nie mają prawa do wsparcia także i ci, którzy sami, z jakichkolwiek powodów, rozwiązali umowę o pracę (na przykład w sytuacji, gdy pracodawca obniżył im wynagrodzenie, uniemożliwiając spłatę kredytu).
Trzeba mieszkać pod mostem
Jeszcze bardziej kuriozalny jest zapis, stanowiący, że wsparcie ustawowo nie przysługuje osobom, które są właścicielami jakiegokolwiek lokalu mieszkalnego czy domu, mają spółdzielcze prawo do lokalu (zarówno własnościowe, jak i lokatorskie), czekają na mieszkanie spółdzielcze albo budowane przez firmę deweloperską, a nawet są choćby najemcami jakiegokolwiek mieszkania.
Człowiek, który zaciągnął kredyt mieszkaniowy na ogół ma gdzie mieszkać. Posiada czy wynajmuje jakąś klitę, ale nie jest całkowicie pozbawiony dachu nad głową.
Tymczasem ustawa o wsparciu dla kredytobiorców pozwala przyznać pomoc wyłącznie ludziom bezdomnym, mieszkającym pod mostem, a w najlepszym razie kątem u rodziców.
Ponieważ takich osób jest raczej niewiele i na ogół nie dostają one kredytów mieszkaniowych bo nie mogą zagwarantować odpowiedniego zabezpieczenia, więc krąg osób uprawnionych do ewentualnego wsparcia został skutecznie ograniczony niemal do zera.
Zaświadczenia zamiast oświadczeń
To jednak nie wszystko. Żeby jeszcze skuteczniej uniemożliwić ubieganie się o jakiekolwiek wsparcie, przepisy nakładają na kredytobiorcę konieczność przedkładania stosownych zaświadczeń, dokumentujących jego trudną sytuację.
W zasadzie, w ustawie jest mowa jedynie o oświadczeniach. Jednak przepisy wykonawcze do ustawy, także stworzone pod dyktando banków, nakładają obowiązek przedłożenia zaświadczeń – a nie oświadczeń.
Jest to oczywiście kapitalna zmiana, bo złożenie oświadczeń o swym położeniu materialnym stanowi sprawę stosunkowo prostą – natomiast dostarczenie odpowiednich zaświadczeń (czyli dokumentów wystawianych przez uprawnione instytucje i urzędy) może często być już niewykonalne.
Kolejną przeszkodą było wpisanie do ustawy definicji kredytu mieszkaniowego w brzmieniu nie całkiem zgodnym z innymi polskimi przepisami, co dodatkowo utrudniało staranie się o wsparcie.
A bank wiedział, nie powiedział
Na koniec, w ustawie nie zapisano, że banki mają obowiązek informowania klientów o możliwości korzystania z funduszu wsparcia. A skoro nie muszą, to oczywiście o nim nie informują – bo w ich interesie jest aby ponieść jak najmniejsze koszty związane z funkcjonowaniem tego funduszu. Klient nie powinien więc wiedzieć, że ewentualnie może się ubiegać o otrzymanie koła ratunkowego.
Byłyby to zresztą i tak koszty jedynie chwilowe, które zostałyby bankom szybko wyrównane. Ustawa stanowi bowiem, że pomoc dla kredytobiorców w najtrudniejszej sytuacji musi zostać zwrócona, w terminie najwyżej ośmiu lat. Tak więc, banki nic tutaj nikomu nie dają lecz jedynie pożyczają.
Ponieważ może to jednak oznaczać ośmioletni ubytek środków w banku, a poza tym pożyczka ta jest nieoprocentowana, czyli pozbawia banki komercyjne wyśrubowanych zysków z odsetek, więc bankierzy zrobili wszystko, aby otrzymanie wsparcia zostało maksymalnie utrudnione. Jak widać, udało im się to bardzo skutecznie.
Pokazali swą naturę
Ustawę przygotowywała jeszcze ekipa z PO-PSL, parlament przyjął ją tuż przed wyborami do Sejmu i Senatu w 2015 r. Ówczesna koalicja, tworząc przepisy mające niby pomóc najbardziej zagrożonym kredytobiorcom, miała już strach w oczach, bo sondaże wskazywały na rosnące poparcie dla PiS. Ustawę o wsparciu dla zagrożonych kredytobiorców wymyślono zatem po to, aby rzutem na taśmę pomóc w odwróceniu tej tendencji – i pokazać, że także bezduszni pseudoliberałowie z Platformy Obywatelskiej, mający w nosie dobro tzw zwykłego człowieka, potrafią jednak zadbać o jego interesy.
Natura ciągnie jednak wilka do lasu. W rezultacie, członkowie ekipy PO-PSL stworzyli przepisy dobre wyłącznie dla banków i pokazali to co zawsze – że potrafią zadbać głównie o interes tych środowisk, które mają kasę. Nawet widmo klęski wyborczej nie wpłynęło na przyjęcie przez nich bardziej prospołecznej postawy. To bardzo istotny dowód na to, że absolutnie nie zasługują oni na powrót do władzy. Nie bez winy jest i prezydent Andrzej Duda, który bezkrytycznie podpisał bubel stworzony dla dobra bankierów, odziedziczony po poprzednim parlamencie.
Kolejna przedwyborcza ściema?
Dziś rząd mówi o nowelizacji ustawy o wsparciu dla kredytobiorców w najtrudniejszej sytuacji materialnej. Pomysł nowelizacji bardzo popiera Narodowy Bank Polski.
Nasz bank centralny oświadcza, że „z zadowoleniem odnotowuje inicjatywę zmiany ustawy z 9 października 2015 r. o wsparciu kredytobiorców znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej, którzy zaciągnęli kredyt mieszkaniowy”.
NBP wskazuje, że zmiana przepisów będzie prowadzić do większego wykorzystania środków Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. „Będzie to możliwe dzięki istotnemu złagodzeniu – zbyt restrykcyjnych dotychczas – warunków, jakie musi spełnić kredytobiorca ubiegający się o wsparcie” – stwierdza NBP. Projekt nowelizacji przewiduje bowiem, w przypadku terminowego zwrotu części udzielonego wsparcia, możliwość częściowego umorzenia zwracanych środków.
Brzmi to dość obiecująco. Można jednak wyobrazić sobie, jakie larum podniosą banki komercyjne, jeśli będą musiały zrezygnować z odzyskania choćby drobnej części pomocy, udzielonej za pośrednictwem funduszu wsparcia dla kredytobiorców.
Najgorsze zaś, że na razie nic nie słychać o projekcie zniesienia barier w ustawie, które dziś niemal całkowicie uniemożliwiają kredytobiorcom ubieganie się o wsparcie. Może to oznaczać, że i tym razem będziemy mieć do czynienia jedynie z przedwyborczym chwytem propagandowym – tym razem w wykonaniu Prawa i Sprawiedliwości.