9 listopada 2024

loader

Psychiatra nie pomógł

Zaczęło się od unikania kontroli, a skończyło na tragedii. Pracownik domagał się zapłaty, więc jego pracodawca zatłukł go metalową rurką.

Na początku była skarga do Inspekcji Pracy w Kielcach. Przyszedł tam pracownik prywatnej firmy działającej w branży budowlano – remontowej w gminie Piekoszów.
Poskarżył się na niewypłacenie wynagrodzenia za pracę w lipcu ubiegłego roku oraz ekwiwalentu za niewykorzystany urlop wypoczynkowy. Mówił też, że jego pracodawca nielegalnie zatrudnia ludzi, zastrasza i poniża pracowników, narusza przepisy o czasie pracy.

Na wariackich papierach?

Inspektor pracy zjawił się we wskazanym miejscu i zobaczył tam sześć osób pracujących przy układaniu kostki brukowej. Gdy się przedstawił, trzech z nich uciekło.
Inspektor zadzwonił do właściciela firmy, informując, że chce uzgodnić z nim termin kontroli. Właściciel poinformował, że wyjeżdża z córką na kolonie więc ustalono, że dalsze czynności kontrolne będą kontynuowane po jego powrocie, za dwa tygodnie.
W umówionym terminie inspektor pracy stawił się w biurze firmy.
„Po okazaniu przez inspektora pracy legitymacji służbowej mężczyzna oświadczył, aby zaczekać, ponieważ w biurze są klienci i zaraz poprosi właściciela. Po wyjściu klientów mężczyzna ten przedstawił się jako właściciel i zapytał: „Jakim prawem przyjechał Pan tutaj skoro siedziba firmy jest w innej miejscowości” – stwierdza raport Państwowej Inspekcji Pracy z tej kontroli
Dalszą reakcją pracodawcy był wybuch furii. Oświadczył on, że ma właśnie skierowanie do szpitala (wystawione dzień wcześniej przez prywatną przychodnię), a konkretnie na Oddział Psychiatryczny Świętokrzyskiego Centrum Psychiatrii w Kielcach – i w związku z tym nie ma mowy o kontynuowaniu kontroli.
Pracodawca nie powiedział kiedy zamierza się udać do szpitala. Oświadczył jednak, że obecnie zażył dawkę silnych leków i nie jest w stanie poddać się kontroli. Nie chciał też wyznaczyć żadnej osoby do reprezentowania go podczas nieobecności.
„Podczas składania tych wyjaśnień zachowywał się agresywnie, nerwowo i mówił podniesionym głosem”. – czytamy w raporcie.
Inspektor wezwał przedsiębiorcę, by stawił się on w siedzibie Okręgowej Inspekcji Pracy i przedłożył wymagane dokumenty związane z zatrudnianiem pracowników. Właściciel odmówił i powiedział, że może je udostępnić, ale w swoim prywatnym mieszkaniu znajdującym się w innej miejscowości. Inspektor nie chciał się zgodzić na przeglądanie papierów w mieszkaniu prywatnym (i to jeszcze pod nieobecność właściciela, który zapowiedział, że będzie musiał zostawić tam inspektora samego).

Ani widu, ani słychu

Ostatecznie, przedsiębiorca uzgodnił z inspekcją pracy, że dostarczy do siedziby OIP w Kielcach wymagane dokumenty.
Gdy jednak nadszedł dzień, kiedy przedsiębiorca miał zjawić się z dokumentami, inspektor pracy został poinformowany telefonicznie o pobycie właściciela firmy w szpitalu i o tym, że kontakt z nim jest utrudniony. Nie została też wyznaczona żadna osoba do reprezentowania pracodawcy podczas jego nieobecności i dostarczenia do siedziby inspekcji wymaganych dokumentów. Na tym rozmowy się skończyły.
Inspekcja Pracy nie chciała jednak odpuścić. Następnego dnia zwróciła się z pismem do Świętokrzyskiego Centrum Psychiatrii o udzielenie informacji, czy właściciel firmy przebywa na oddziale wymienionego szpitala, tak jak zapowiadał. Zapewne lepiej byłoby, gdyby inspektor pracy raczył się osobiście pofatygować do wspomnianego szpitala i sam zapytał. Daleko nie miał, bo to przecież to samo miasto. Ponieważ jednak zdecydowano się na drogę listowną, więc odpowiedź wpłynęła dopiero po dwóch tygodniach. I oczywiście napisano w niej, że wskazany pacjent aktualnie nie przebywa w szpitalu. Niewykluczone, że był parę dni temu, ale zdążył już wyjść, a inspektor pracy pytał tylko, czy delikwent aktualnie przebywa w szpitalu, a nie czy przebywał w nim wcześniej.
Właściciel firmy naturalnie nie stawił się w siedzibie inspekcji w Kielcach, nie reagował na wezwania i nie skontaktował się z inspektorem. Zamiast niego, po paru miesiącach zjawiła się jego żona. Dostarczyła dokumentację pracowniczą i przedłożyła upoważnienie przedsiębiorcy do reprezentowania go podczas kontroli.

Zalegał, kłamał, nie przestrzegał

Analiza dostarczonych akt wykazała braki w dokumentacji pracowniczej. Lista zarzutów była bardzo długa:
„Potwierdziły się informacje skarżącego w zakresie nieprawidłowości zawartych w skardze. Inspektor pracy stwierdził zatrudnianie pracowników bez orzeczeń lekarskich o braku przeciwwskazań do pracy na zajmowanych stanowiskach, brak wypłaty wynagrodzenia, brak wypłaty ekwiwalentu za niewykorzystany urlop, brak wypłaty wynagrodzenia za czas choroby, wypłacanie wynagrodzenia „pod stołem”. Na podstawie analizy dokumentacji stwierdzono, że pracodawca nie dopełnił obowiązku opłacenia należnego podatku do Urzędu Skarbowego od wypłaconego wynagrodzenia. Na podstawie imiennych raportów miesięcznych z danymi o podstawie wymiaru składek do ZUS oraz złożonych zeznań skarżącego (przesłuchanego w charakterze świadka) ustalono, że pracodawca zgłaszał nieprawdziwe dane mające wpływ na wymiar składek na Fundusz Pracy. Kontrolowany podmiot zalegał z opłatami składek na fundusz pracy i ubezpieczeń społecznych” – stwierdza raport pokontrolny inspekcji pracy.
Czynności trwały długo, wreszcie uzgodniono, że 13 października 2015 r. przedsiębiorca stawi się w siedzibie OIP-Kielce w celu zakończenia czynności kontrolnych oraz zapoznania się z treścią protokołu inspektora pracy.
Oczywiście się nie zjawił. Poinformował że przebywa na zwolnieniu lekarskim. Mimo kilkukrotnych wezwań pracodawca nie zgłosił się, jak również w żaden sposób nie usprawiedliwił swej nieobecności.
Zjawiła się natomiast żona, z upoważnieniem do reprezentowania go i do podpisania protokołu. Małżonka oświadczyła, że nie jest odpowiedzialna za naruszenia przepisów prawa pracy w firmie swego męża – i chwilowo na tym się skończyło.

Pan, władca i zabójca

Kontaktu z pracodawcą nadal nie było. Pojawiła się natomiast tragiczna informacja, że 5 listopada 2015 r. pobił on na śmierć metalową rurką innego pracownika, upominającego się o wynagrodzenie. Na wieść o tym pracownik, który wcześniej zgłosił się do inspekcji pracy w Kielcach, wycofał swoją skargę.
Po kilkumiesięcznym śledztwie prokuratura postawiła pracodawcy zarzut usiłowania zabójstwa (kara do 25 lat pozbawienia wolności). Państwowa Inspekcja Pracy swoją kontrolę zakończyła zaś w lutym tego roku i dołożyła jeszcze wniosek do Urzędu Kontroli Skarbowej oraz doniesienie do prokuratury w sprawie nie zgłaszania albo zgłaszania nieprawdziwych danych mających wpływ na prawo do świadczeń i ich wysokość (do dwóch lat pozbawienia wolności).
Całe to smutne zdarzenie może służyć za przykład, jak niestety wyglądają dziś stosunki pracy w naszym kraju. Zwłaszcza z dala od wielkich ośrodków, gdzie wciąż, choć bezrobocie spada, pracodawca jest niemal panem feudalnym, któremu wszystko wolno.

trybuna.info

Poprzedni

Szybciej, wyżej, mocniej III

Następny

Stan Trzeci w Suwałkach