Nowe przepisy ograniczą bezprawne działania firm ściągających długi – i utrudnią powstawanie śniegowych kul zadłużenia.
Często zdarza się, że ktoś wiele lat temu nieopatrznie nie dopłacił kilku złotych do rachunku. Latami ciągnące się, narastające zadłużenie, powoduje że dług rośnie do wielu setek złotych.
Potem zaś do akcji wkraczają firmy windykacyjne, wykorzystując nieświadomość dłużników, rysując przed nimi czarne perspektywy i doliczając do kwoty zadłużenia, wyssane z palca koszty swych działań. Można bronić się przed sądem, podnosząc zarzut przedawnienia roszczeń – ale mało kto o tym wie i umie skutecznie wykorzystać ten mechanizm.
Nie bójmy się ich sposobów
Na ogół biernie poddajemy się żądaniom windykatorów, nie zdając sobie sprawy z tego, że firmy windykacyjne nie mają żadnych uprawnień, żeby podejmować jakiekolwiek, praktyczne działania przeciwko nam. Jeżeli zaś czasami osiągają jakieś rezultaty, to wynika to wyłącznie z naszej niewiedzy.
Firmy windykacyjne oczywiście mogą pisać do nas listy, wzywające do zapłaty – ale nie mogą w tych listach straszyć i grozić, bo wtedy mamy prawo poskarżyć się policji, że nas nękają (prawo zakazuje firmom windykacyjnym stosowania w listach określeń, które można by uznać za zastraszające).
Mogą przysłać do nas do domu dwóch groźnie wyglądających facetów, którzy machając jakimiś legitymacjami, będą chcieli porozmawiać o tym, kiedy spłacimy zadłużenie. Świętym naszym prawem jest wtedy zamknięcie im drzwi przed nosem i oznajmienie, żeby się wynosili, bo inaczej wezwiemy policję (dlatego dobrze też poprosić ich o personalia – nie mają prawa odmówić ich podania).
Mogą też przyjść do naszego miejsca pracy i zapytać stosowne osoby o nasze zarobki. Wtedy już nie prawem, ale świętym obowiązkiem tych osób jest wyrzucenie ich za drzwi.
I pamiętajmy, ze jeżeli przedstawiciele firm windykacyjnych użyją jakichkolwiek słów, które w naszym rozumieniu mogą stanowić formę groźby, powinniśmy dzwonić na policję – i zawiadamiać, że nękają nas podejrzane typy, wyrażające się do nas słowami, których używać im nie wolno.
W kodeksie karnym jest art. 190, który w pewnych sytuacjach umożliwia uznanie podobnych sformułowań za groźbę karalną, za co można dostać do 2 lat pozbawienia wolności.
Patologiczny handel długami
Być może w skuteczniejszym bronieniu się przed rosnącymi kulami śnieżnymi długów pomoże projekt Ministerstwa Sprawiedliwości, które przygotowało zmiany dotyczące zasad przedawnienia roszczeń majątkowych. Jak twierdzi resort, „nowe przepisy mają za zadanie zwiększyć stabilność stosunków społecznych i bezpieczeństwo obrotu prawnego w Polsce”.
– Rozwiązujemy problem związany z tym, że ludzie nie wiedzą, co to jest przedawnienie. Nie wiedzą, jak należy bronić się przed wierzycielem, który dochodzi przedawnionego roszczenia. Stąd bierze się wiele tragedii ludzkich – oświadczył wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak.
W Ministerstwie Sprawiedliwości powstał zespół, który opracował projekt zmian w kodeksie cywilnym.
Zdaniem resortu, do patologii urosła już sprawa handlu przedawnionymi wierzytelnościami. Część firm, zajmujących się na dużą skalę windykacją odkupionych długów, ma zresztą formalnie siedzibę nie w Polsce, lecz w krajach uważanych za raje podatkowe.
– Nie może być tak, że częstokroć żeruje się na ludzkiej krzywdzie, a w dodatku nie płaci się niemal żadnych podatków mimo osiągania wysokich dochodów. Ukrócimy takie praktyki – obiecał wiceminister Piebiak.
W Polsce kwitnie handel długami, które zostały przedawnione, a są skupowane przez firmy windykacyjne. Wierzytelności te często obrosły odsetkami, opłatami manipulacyjnymi, kosztami komorniczymi. To wszystko powoduje, że dziesiątki tysięcy ludzi wpadają w spiralę zadłużenia i nie są w stanie spłacić tych zobowiązań.
Oczywiście, długi należy spłacać, tu nie ma żadnych wątpliwości. Jednak po okresie przedawnienia nie powinno dochodzić do zastraszania dłużników, nękania ich monitami i telefonami.
Pamiętać o przedawnieniu
Przedawnienie roszczeń to tradycyjna instytucja prawa cywilnego, która ogranicza stan niepewności w relacjach wierzyciel-dłużnik. Po ustalonym okresie przedawnienia dłużnik powinien uzyskać pewność, że dług nie będzie się za nim ciągnął przez całe życie, bo wierzyciel latami nie dochodził roszczenia, a potem nagle sobie o nim przypomniał (gdy dług już narósł do potężnych rozmiarów) lub odsprzedał firmie windykacyjnej.
Dziś jednak instytucja przedawnienia roszczeń nie działa w Polsce prawidłowo. Wprawdzie ustalone są terminy przedawnienia (podstawowy wynosi 10 lat, ale np. mandat za jazdę bez ważnego biletu przedawnia się już po roku, a roszczenie operatora telewizji kablowej – po dwóch latach), ale konstrukcja przepisów w praktyce powoduje, że dłużnik rzadko korzysta z przedawnienia.
W myśl obecnych przepisów, nawet gdy upłynął okres przedawnienia roszczenia, sąd rozpoznający sprawę weźmie to pod uwagę wyłącznie wtedy, gdy dłużnik wykaże się odpowiednią inicjatywą, czyli podniesie zarzut przedawnienia. Jeśli tego nie zrobi, sąd względni powództwo, nawet wtedy gdy roszczenie dawno się przedawniło.
Tymczasem, wielu ludzi nie ma świadomości przysługujących im praw, w tym dotyczących przedawnienia, na czym korzystają firmy windykacyjne. Masowo skupują one za bezcen przedawnione roszczenia, licząc na to, że dłużnicy nie podniosą przed sądem zarzutu przedawnienia i zapadnie wyrok, skazujący ich na zapłatę. W ten sposób zarabiają na ludzkiej nieświadomości.
Projekt nowelizacji Kodeksu cywilnego przygotowany w Ministerstwie Sprawiedliwości ma na celu zmianę tego stanu rzeczy.
Inicjatywę musi wykazać sąd
W myśl proponowanych przepisów sąd będzie musiał z urzędu ustalić, czy roszczenie jest przedawnione – bez konieczności inicjatywy ze strony dłużnika. Jeśli stwierdzi, że upłynął termin przedawnienia, oddali powództwo. Żadna czynność dłużnika nie będzie do tego potrzebna. Propozycja tej zmiany dotyczy wszelkiego rodzaju roszczeń – zarówno w obrocie powszechnym, jak i gospodarczym.
Projekt przewiduje również skrócenie terminów przedawnienia roszczeń majątkowych. Proponuje się zwłaszcza skrócenie podstawowego terminu przedawnienia z 10 do 6 lat. W przypadku roszczeń związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej oraz dotyczących świadczeń okresowych (np. czynsz najmu i dzierżawy) wynosiłby on jednak, tak jak dotychczas, 3 lata.
Zmianie ma ulec też inny istotny termin. Gdy sąd stwierdzi o istnieniu roszczenia w prawomocnym wyroku lub ugodzie, to z chwilą uprawomocnienia się tego wyroku lub zawarcia ugody, zaczyna biec ponownie termin przedawnienia. Dziś wynosi on także 10 lat. To czas, w którym wierzyciel może egzekwować roszczenie. W projekcie proponuje się skrócenie tego terminu do 3 lat. Dlaczego? Otóż dlatego, że jest to wystarczający okres dla wierzyciela, aby podjął czynności zmierzające do egzekucji roszczenia. Po tym czasie należy przyjąć, że nie jest zainteresowany realizacją roszczenia.
Kolejna propozycja zmiany dotyczy przerwy w przedawnieniu, na skutek której przedawnienie zaczyna biec od początku. Przerwę taką powoduje uznanie roszczenia przez dłużnika, wszczęcie mediacji pomiędzy stronami, albo podjęcie przed sądem przez wierzyciela takich czynności jak np. złożenie wniosku o zabezpieczenie roszczenia czy wezwanie do próby ugody. W rezultacie, jeśli dane roszczenie przedawnia się np. po 6 latach, z których upłynęło już 5 lat, w wyniku takich przerw można go dochodzić przez kolejne 6 lat.
Projekt nie zmienia tej zasady w przypadku uznania roszczenia przez dłużnika oraz mediacji między stronami.
Natomiast podjęcie dodatkowych czynności przed sądem nie prowadziłoby do przerwy w przedawnieniu (po której zaczynałoby ono biec od początku), lecz do wstrzymania jego biegu. Tak więc, termin przedawnienia toczyłby się po przerwie dalej, normalnym torem, nie mógłby jednak upłynąć wcześniej niż 6 miesięcy od prawomocnego zakończenia postępowania, które przerwało bieg przedawnienia.
Ważne jest też doprecyzowanie, kiedy zaczyna się bieg przedawnienia. Zgodnie z projektem, początkiem biegu przedawnienia będzie dzień, w którym wierzyciel dowiedział się nie tylko o roszczeniu, lecz także o osobie zobowiązanej z tytułu tego roszczenia (w tym przypadku przepis gwarantuje większą ochronę interesów wierzyciela, bo o tym, kto jest dłużnikiem może on dowiedzieć się znacznie później niż o samym długu).
Przeciwko bezprawiu egzekucyjnemu
Projekt przewiduje też zmiany w kodeksie postępowania cywilnego, które ograniczą możliwości egzekucji komorniczej z rachunku bankowego. Obecnie obowiązuje bowiem przepis, na mocy którego komornik może zająć rachunek bankowy dłużnika drogą elektroniczną. Banki są zaś zobowiązane do bezzwłocznego przekazania zajętej kwoty komornikowi, co uniemożliwia podjęcie przez dłużnika obrony, nawet jeśli zajęcie jest bezzasadne (bo np dług został uregulowany lub roszczenie jest przedawnione).
Zgodnie z projektem, posiadacz rachunku zostanie niezwłocznie powiadomiony przez bank o zajęciu rachunku. Kwota, którą zajął komornik, nie trafi jednak na konto tegoż komornika wcześniej niż po upływie 14 dni. To okres, w którym dłużnik będzie mógł wnieść powództwo o pozbawienie wykonalności tytułu wykonawczego, co umożliwi wyjaśnienie sprawy.
Taki tryb nie będzie jednak możliwy, gdy komornik zajmie rachunek, by ściągnąć należne alimenty lub rentę. Wtedy bank bezzwłocznie przekaże zajętą kwotę komornikowi – on zaś będzie zobowiązany do natychmiastowego przesłania jej osobom, którym przysługują alimenty.
Proponowane zmiany powinny sprawić, że do sądów będzie trafiać mniej niż dotychczas spraw dotyczących przedawnionych roszczeń. Nieuczciwi wierzyciele i firmy windykacyjne nie będą już mogli liczyć na brak świadomości prawnej obywateli, zwłaszcza tych uboższych, których nie stać na skorzystanie z fachowej pomocy adwokatów.