Placówki opieki medycznej muszą oszczędzać także i na bezpieczeństwie swoich pracowników.
Codziennie dochodzi do ponad stu zranień wśród pracowników ochrony zdrowia w Polsce, w związku z używaniem przez nich sprzętu medycznego. Takie dane można znaleźć w specjalistycznych publikacjach. Mogą być one jednak mocno zaniżone. Eksperci szacują bowiem, że na 6 przypadków zranień zgłaszany jest tylko jeden, pozostałe są bagatelizowane lub ignorowane i przez pracowników, i zwłaszcza przez pracodawców.
Zgodnie z dyrektywą Unii Europejskiej, od 11 maja 2013 r. istnieje obowiązek natychmiastowego (codziennego) raportowania o zranieniach i jak wynika z kontroli NIK, szpitale realnie wdrożyły tę procedurę. Nieprawidłowości dotyczyły natomiast przygotowywania przez placówki półrocznych raportów dotyczących zranień. W części szpitali dokumenty te sporządzano nierzetelnie, co zdaniem Izby ograniczało możliwość bieżącego korygowania błędów i zapobiegania im w przyszłości. Informacje o takich zdarzeniach nie zawsze bowiem wychodzą poza mury szpitalne.
„Problemem może być też fakt, że placówki ochrony zdrowia nie są zobligowane do przekazywania tych raportów jakiejkolwiek zewnętrznej instytucji. Nie tylko uniemożliwia to gromadzenie pełnych, wiarygodnych danych, ale także planowanie i podejmowanie skutecznych działań profilaktycznych, zmniejszających ryzyko wystąpienia negatywnych zdarzeń” – wskazuje NIK. Dlatego Izba złożyła wniosek do Ministra Zdrowia o wprowadzenie obowiązku przekazywania Państwowej Inspekcji Sanitarnej informacji na temat liczby zranień.
Czym grożą zranienia i ukłucia wśród personelu? Potencjalnie na zranienia narażonych jest nie mniej niż 247 tys. pracowników placówek ochrony zdrowia (pielęgniarki, położne, ratownicy medyczni lekarze dentyści, lekarze specjaliści w zakresie: chirurgii, położnictwa i ginekologii, anestezjologii i intensywnej terapii, medycyny ratunkowej).
W przypadku pracowników, takie niebezpieczne zdarzenia oznaczają możliwe kłopoty zdrowotne, w przypadku pracodawców potencjalnie wysokie koszty z powodu wypłaty odszkodowań, nieobecności pracownika, czy jego odejścia z pracy, albo przejścia na rentę. Przeprowadzona przez NIK analiza kosztów postępowań związanych z takimi zdarzeniami (badano lata 2017-2020) pokazała, że wyniosły one, zależnie od wagi zdarzenia, od 17 zł do nawet około 3 600 zł (przy czasowej niezdolności do pracy).
Wśród pracowników medycznych istotne jest także zagrożenie napromieniowaniem, na które narażonych jest nie mniej niż 192 tys. techników elektroradiologii, lekarzy radiologów i pielęgniarek. Kontrolerzy NIK nie stwierdzili w badanych placówkach przypadków niekontrolowanego napromienienia, ale ujawnili nieprawidłowości, które świadczyły o niezapewnieniu pracownikom pełnej ochrony. Na bezpośrednie napromieniowanie mogło być tam narażonych nawet 14 proc. z nich. Nieprawidłowości wystąpiły we wszystkich kontrolowanych szpitalach, choć w różnym wymiarze. Na przykład, pracownikom nie zapewniano właściwego nadzoru medycznego, który obejmuje okresowe badania lekarskie przeprowadzane co najmniej raz w roku. Zdarzały się szpitale i przychodnie, w których pracownicy przechodzili badania okresowe tylko raz na dwa – trzy lata.
Do tego by pracownicy placówek medycznych byli chronieni przed zranieniami i szkodliwymi dawkami napromieniowania podczas wykonywania swoich obowiązków zobowiązuje pracodawców Kodeks pracy i wynikające z niego przepisy bhp. W szpitalach generalnie tak organizuje się pracę miejsc udzielania świadczeń medycznych by zminimalizować takie zagrożenie, są także odpowiednie procedury i rozmaite środki ochrony indywidualnej, a także odpowiednie szczepienia ochronne. Niebezpiecznych sytuacji nie da się jednak całkowicie wyeliminować.
Zdarzają się też niedostatki wyposażenia. Jak zbadała NIK, w niektórych szpitalach nie było bezpiecznych igieł do pobierania krwi oraz tzw. ampułek bezigłowych – a to właśnie w związku ze stosowaniem szklanych ampułek oraz nieodpowiednich igieł najczęściej dochodzi do zranień. Kontrola NIK wykazała jednak, że w 92 proc. badanych szpitali zapewniano personelowi bezpieczny sprzęt medyczny, co oczywiście kosztuje. Ci dyrektorzy szpitali, którzy nie zwiększali wydatków na zakup bezpiecznych narzędzi medycznych tłumaczyli to – z reguły słusznie – trudną sytuacją finansową swoich placówek i wysokimi kosztami wyposażenia stanowisk pracy w sprzęt zapobiegający zranieniom.
Tymczasem, zdaniem NIK, szpitale powinny sukcesywnie zwiększać zakupy bezpiecznego sprzętu, tak by ryzyko zranień było maksymalnie ograniczane. Szczegółowe badanie wylosowanej próby 548 przypadków niebezpiecznych zdarzeń wykazało, że gdy doszło do zranienia, większość szpitali prawidłowo stosowała procedury przewidziane w takiej sytuacji. W kilku placówkach kontrolerzy NIK zauważyli jednak przypadki postępowania niezgodnego z obowiązującymi zasadami, wynikające z zaniedbań pracowników bądź niewłaściwego nadzoru pracodawcy. Chodziło zwłaszcza o zbyt późne zgłoszenie lub zaniechanie powtórnego, wynikającego z procedur, badania krwi osoby zranionej (po 3 i 6 miesiącach). „W Samodzielnym Publicznym Zespole Opieki Zdrowotnej w Lublińcu na przykład, spośród 33 przypadków zranień, tylko w ośmiu przeprowadzono kolejne badania” – stwierdza NIK.
Jak pokazała kontrola NIK, badane szpitale tylko częściowo były przygotowane do minimalizacji ryzyka zawodowego związanego ze zranieniami. Choć w większości placówek właściwie powołano i odpowiednie służby, i komisję bhp, to jednak nie ustrzeżono się nieprawidłowości w ich funkcjonowaniu. Na przykład, wykonywanie zadań z zakresu bhp powierzano firmie zewnętrznej, co jest niezgodne z przepisami. Zdarzało się też, że, także wbrew przepisom, służba bhp nie podlegała bezpośrednio pracodawcy, co zdaniem Izby mogło ograniczać skuteczność przeprowadzanych przez nią kontroli i reagowanie na zagrożenia.
Tym niemniej, z ustaleń NIK wynika jednak, że w okresie objętym kontrolą w większości szpitali odnotowano stopniowy spadek ilości przypadków zranień. Trudniej ocenić jak jest w przypadku napromieniowania, bo tu skutki zdrowotne mogą ujawniać się po latach.