7 listopada 2024

loader

Żeby trudniej było trafić

Od dłuższego czasu kierowcy coraz częściej są przekonywani, aby nie ufali zbytnio GPS-om, gdyż ich wskazówki mogą okazać się błędne. W polskich warunkach należy jednak sformułować radę całkowicie odmienną.

Tak więc, niech kierowcy jak najczęściej korzystają z GPS-ów, albowiem bez nich z łatwością mogą zabłądzić na polskich drogach, oznakowanych w sposób całkowicie sprzeczny z zdrowym rozsądkiem.
Wprawdzie ze względu na to, że drogi w Polsce są generalnie marnej jakości i w kółko się je remontuje, wskazania GPS-a czasem bywają nieaktualne – ale z jego pomocą w końcu trafimy jednak na właściwy objazd i dotrzemy do celu.

Nie wierzmy drogowskazom

Jeżeli natomiast będziemy wierzyć polskim drogowskazom, możemy bardzo często dojechać w zupełnie inne miejsce niż planowaliśmy. Stanie się tak za sprawą sposobu pokazywania połączeń drogowych między miejscowościami w naszym kraju, który trudno określić inaczej niż jako paranoiczny i nakierowany na jak najskuteczniejsze wprowadzanie kierowców w błąd.
Otóż, co do zasady (bo są wyjątki) system ten polega na tym, że gdy chcemy trafić na drogę prowadzącą z dużego polskiego miasta A do dużego polskiego miasta B, to drogowskaz informuje, że wspomniana droga z miasta A prowadzi do zupełnie innego miasta niż B – choć w rzeczywistości prowadzi ona właśnie do miasta B. Czyli, drogowskaz nie informuje lecz dezinformuje – i świadomie nas nabiera.
Przykład chyba najbardziej znany to droga z Warszawy do Katowic, czyli do potężnej aglomeracji śląskiej. Zawsze była ona znana jako Trasa Katowicka, co było oczywiste i logiczne. Od wielu jednak lat na tablicach drogowskazów w Warszawie widnieje informacja, że jest to droga na Wrocław.
Tubylcy oczywiście już wiedzą, że chcąc z Warszawy jechać na Katowice, należy wierzyć drogowskazom kierującym na Wrocław – choć leży on w innej stronie Polski niż stolica województwa śląskiego. Debiutanci lub obcokrajowcy mają jednak kłopoty z trafieniem i nijak nie mogą pojąć (bo nikt nie może) dlaczego, chcąc znaleźć drogę do Katowic, powinni szukać drogi do Wrocławia.
Gdy ktoś się wreszcie na tej drodze znajdzie, to wtedy już co chwilę zobaczy tam znaki pokazujące że jest to właśnie trasa do Katowic – ale dopiero wtedy, żeby nie miał zbyt łatwo. Podobne przykłady mogą podać kierowcy mieszkający w wielu innych polskich miastach.

A jednak potrafią oszukać

Metodę nadwyczaj wyrafinowanego wprowadzania w błąd możemy obserwować zaś na drodze z Wrocławia do granicy niemieckiej. Wiedzie tam jedna droga, prosta i oczywista, nie da się zabłądzić, więc wydawałoby się, że już nic nie można zrobić, aby zmylić kierowców. Osoby odpowiedzialne za oznakowanie dróg wykazały jednak wielką pomysłowość, aby ludzi za kółkiem skierować w całkowicie błędnym kierunku.
Gdy od wschodu jedzie się obwodnicą omijającą Wrocław, to następnym większym miastem na drodze do Niemiec jest Bolesławiec, a potem już Zgorzelec i niemieckie Gorlitz. Na pozór nie ma więc sposobu, by podać kierowcy fałszywą informację.
Wiadomo oczywiście, że gdyby droga z Wrocławia przez Bolesławiec wiodła na przykład do Szczecina, to drogowskazy skwapliwie informowałyby jedynie, że jest to droga Wrocław-Szczecin, usuwając Bolesławiec w niebyt. Z Bolesławca nie ma jednak żadnej odnogi na Szczecin, więc, powtórzmy, wydawałoby się, że tu nic nie można zrobić by wprowadzić kierowców w błąd – i trzeba, jak logika nakazuje, umieścić znak, że jedziemy drogą na Bolesławiec i Zgorzelec oraz Gorlitz. A jednak! Polak potrafi – i nawet w takiej sytuacji jest w stanie zrobić coś wbrew logice.
Otóż, za Wrocławiem w ogóle nie ma drogowskazu na Bolesławiec – tak jak i i nie ma znaków na Zgorzelec czy Gorlitz. Gdy obwodnica mija Wrocław, to pojawia się co chwila znak, że jest to droga Kudowa-Słone. Każdy oczywiście wie, że kierunek na Kudowę to nie kierunek na Zgorzelec i Bolesławiec – ale każdy też rozumie, że za chwilę zobaczy, jak nakazuje rozum i logika, drogowskaz informujący o drodze skręcającej na Bolesławiec, Zgorzelec czy Gorlitz. Ale nic z tych rzeczy! Nie zobaczy.
Od trasy na Kudowę oczywiście odchodzą w prawo drogi wiodące do Bolesławca, Zgorzelca i Gorlitz. Tyle, że drogowskazy ani razu nie informują, że prowadzą one właśnie ku tym miejscowościom. Zamiast tego kierowca może przeczytać, że są to odjazdy na Jędrzychowice.
Ten, kto jedzie tędy po raz pierwszy i jeszcze nie dostał nauczki, oczywiście nie wie, że chcąc dotrzeć do Bolesławca, Zgorzelca czy Gorlitz powinien jechać na Jędrzychowice. I słusznie, bo przecież nikt normalny nie może pojąć, dlaczego droga wiodąca na Bolesławiec, Zgorzelec i Gorlitz nie jest oznaczona nazwami właśnie tych miast (lub choćby jednego z nich) lecz drogowskazem na jakieś Jędrzychowice, o których nikt nigdy nie słyszał. Kierowca będzie więc jechał i jechał, aż dotrze prawie do czeskiej granicy, zanim zorientuje się, że został wprowadzony w błąd.
Ten, kto zechce poświęcić czas na śledzenie mapy, zobaczy na granicy polsko niemieckiej malutkie kółko z napisem Jędrzychowice, położone tuż obok Zgorzelca i Gorlitz. . Zrozumie wtedy, że autorzy oznakowania tej drogi specjalnie wybrali najmniejszą miejscowość jaką mogli znaleźć – i właśnie ją umieścili na drogowskazie, by zmylić kierowców, szukających drogi na Bolesławiec, Zgorzelec czy Gorlitz.
Chodziło zapewne o to, aby kierowca, widząc znak na Jędrzychowice, nie domyślił się że jest to droga o którą mu chodzi – i nie skręcił w nią, lecz jechał dalej na Czechy, czekając aż pojawi się skręt na Bolesławiec, Zgorzelec i Gorlitz. Otóż, nie pojawi się.

Wyszło im jak zawsze

Podobna metoda wyznaczania dróg do naszych miast jest stosowana wtedy, gdy jedzie się w drugą stronę – z Gorlitz czy Zgorzelca w głąb Polski. Kierowca zobaczy tam drogowskaz kierujący go na Katowice, Wrocław i Korczową. I nigdzie indziej.
Nie wiadomo, czym zasłużyła sobie nieznana nikomu Korczowa, że widnieje na drogowskazie obok Wrocławia i Katowic. Może jednak mieć powody do dumy, bo okazała się ważniejsza od Warszawy, Poznania, Krakowa, Łodzi i wielu innych miast, które nie pojawiają się drogowskazach przy trasie od naszej granicy do Wrocławia. Pojawia się natomiast, nie wiedzieć czemu, jeszcze Bydgoszcz – jako jedyne polskie miasto, które dostąpiło zaszczytu wymienienia, oprócz Wrocławia, Katowic i Korczowej.
Przy takim systemie oznakowania tej drogi, wedle którego w Polsce są tylko cztery miejscowości, nie mają już znaczenia inne niespodzianki – jak choćby taka, że drogowskaz informuje, że za dwa kilometry będzie stacja benzynowa, której oczywiście nie ma.
Kierowca, który ma szczęście i jakoś trafi na drogę do Warszawy nie powinien też się dziwić, że najpierw zobaczy, że do stolicy ma 304 kilometry, a zaraz potem, że 312. Powinien się cieszyć, że znalazł właściwą drogę.
Powstaje naturalnie pytanie, dlaczego drogi w Polsce oznakowane są w tak osobliwy sposób? Jedna odpowiedź już padła – że robi się to świadomie, by wprowadzać kierowców w błąd (co być może powoduje jakąś satysfakcję u osób, które są odpowiedzialne za stawianie drogowskazów). Inną hipotezą może być to, że oznakowaniem dróg zajmują się u nas ludzie niespełna rozumu.
Wydaje się jednak, że odpowiedź jest znacznie mniej skomplikowana – po prostu, tak trudne zadanie, jakim jest stawianie drogowskazów, logicznie informujących o tym jak dojechać do danej miejscowości, dalece przekracza możliwości intelektualne służb, które się tym zajmują. Być może oni chcą nawet dobrze – ale wychodzi im jak zawsze.

trybuna.info

Poprzedni

Unia nie chce byłych Sowietów

Następny

Kokosowe interesy na chorych