4 grudnia 2024

loader

PRL i wdzięczność po latach

Wojdyga i Żebrowski / fot. Archiwum Wacława Kruszewskiego

Rok 1966. Do Sokołowa przyjeżdża towarzyszka Skoczylasowa z KC PZPR. Niecodzienną wizytę składa sekretarzowi Komitetu Powiatowego Kazimierzowi Wittowi. Celem jej wizyty jest odnalezienie ludzi, którzy w czasach okupacji przeprawili ją przez Bug do ZSRR.

W sokołowskim Komitecie wiedzieli, że klub fotograficzny ośrodka kultury dokumentuje wszystko, co ciekawego zdarzyło się w powiecie: od budowy drogi, otwarcia remizy, po akademie, występy artystyczne i dewizowy odłów zajęcy. Zostałem więc poproszony o towarzyszenie pani Skoczylasowej i wykonanie serwisu fotograficznego z ewentualnych spotkań ze swoimi wybawcami, których nazwiska zachowała we wdzięcznej pamięci. Trzeba było ich tylko odnaleźć, jeśli żyją.

Żyli: w Kosowie pan Wojdyga, a w Rytelach pan Żebrowski. Zajechaliśmy do nich, a z nimi do miejsc, gdzie w nocy dokonywano przepraw przez Bug. Przerzucano tych, którzy byli szczególnie zagrożeni: Żydów, uciekinierów z obozu jeńców wojennych w Suchożebrach, działaczy komunistycznych i tych wszystkich, dla których ZSRR był ocaleniem.

Organizacją przerzutów zajmował się pan Wojdyga, do którego w 1940 roku dotarła z Warszawy i pani Skoczylasowa. Grupa wtajemniczonych rolników, znających doskonale rzekę, a nawet radzieckich pograniczników, wydobywała zatapiane za dnia łodzie i w każdą chmurną noc przeprawiała dziesiątki uciekinierów. Ryzykowali tym życie, a często za swoje trudy i poświęcenia, zamiast zapłaty, otrzymywali listy dziękczynne oraz zapewnienia gratyfikacji, gdy się wszystko powiedzie.

Taki dokument, zapisany na kartce kratkowanego papieru kopiowym ołówkiem, wzięła pani Skoczylasowa do muzeum. Jego autorem był oficer i jeniec z obozu w Suchożebrach, zaś za przewóz, opiekę i żywność miał zapłacić towarzysz Stalin. Jak dziś wiadomo, Stalin wszystkich „plennych” potraktował jak zdrajców i zesłał w podzięce do łagrów.

Tak więc panowie Wojdyga i Żebrowski nie doczekali się podziękowania. Ale pani Skoczylasowa pamiętała, kto jej życie uratował, przyjechała do Kosowa, odnalazła swoich wybawców, by im po latach podziękować, a panu Wojdydze pomóc w odzyskaniu koncesji na rzeźnię i wyrób wędlin, z czego słynął nie tylko w Kosowie Lackim.

Wspomnienia te piszę z pamięci, a inspiracją do nich były odnalezione zdjęcia. Więcej tych zdjęć, między innymi na łódkach, którymi dokonywano przepraw, pozostało we wspomnianych negatywach w archiwum Sokołowskiego Ośrodka Kultury. Co się z nimi stało, to materiał na całą opowieść.

waclawkruszewski.blogspot.com

Wacław Kruszewski

Poprzedni

Mrzonki i mrożonki

Następny

Mieszkanie prawem, ale tylko dla gwiazd sportu