2 grudnia 2024

loader

Antoni Libera: życie w literackim kalejdoskopie

Ten zbiór opowiadań to kolaż kilku tematów czy doświadczeń, które okazały się w moim życiu kluczowe – mówi pisarz Antoni Libera. Wybór jego opowiadań i krótkich tekstów prozą pt. „Najlepiej się nie urodzić” wkrótce trafia do księgarń.

Antoni Libera – pisarz, autor bestsellerowej powieści „Madame” (1998), tłumacz, reżyser teatralny, krytyk literacki i znawca twórczości Samuela Becketta. Przełożył na język polski wszystkie dramaty Becketta, a także znaczną część pozostałych jego pism. Wielokrotnie inscenizował także jego sztuki, angażując do tych przedsięwzięć najwybitniejszych aktorów polskiej sceny. W 2009 r. ukazała się autobiografia literacka Libery pt. „Godot i jego cień” o fascynacji literaturą i osobą Becketta.

Spod pióra Libery wyszły również przekłady dzieł Szekspira, Oscara Wilde’a, Sofoklesa, Friedricha Schillera, Jeana Racine’a i Friedricha Hölderlina. Pisarz jest również autorem tłumaczeń librett, m.in. „Króla Ubu” napisanego do muzyki Krzysztofa Pendereckiego.

Do rąk czytelników trafia za chwilę wybór opowiadań i krótkich tekstów prozą Libery pt. „Najlepiej się nie urodzić”. Nadrzędny, wręcz złowróżbny tytuł tomu to cytat z „Edypa w Kolonos” Sofoklesa, który z kolei zaczerpnął te słowa od jeszcze starszego poety – Teognisa z Megary z VI w. p.n.e.

„Ten zbiór opowiadań to kolaż kilku tematów czy doświadczeń, które okazały się w moim życiu kluczowe. Jest tu więc ujęty w literacką formę portret Żoliborza – dzielnicy, z którą jestem związany: gdzie się urodziłem, chodziłem do szkoły i gdzie mieszkam do dziś. Dalej jest obraz i klimat Trójmiasta, a zwłaszcza minikurortu Orłowo, do którego przez lata jeździłem na wakacje i które stało się moją drugą małą ojczyzną. Następnie są przedstawione w różnej formie trzy przygody z literaturą: dwie młodzieńcze – z Miazgą Andrzejewskiego i Kosmosem Gombrowicza – i jedna dojrzała – z twórczością Becketta. Dalej jest fundamentalne doświadczenie polityczne, które zaciążyło nie tylko na moim życiu, ale na całej współczesnej historii Polski, czyli haniebna polityka Władysława Gomułki i władz komunistycznych pod koniec lat 60. Dalej są żartobliwe gry literackie z kilkoma moimi kolegami po piórze – Pawłem Huelle, Jerzym Pilchem, Bronisławem Majem i Januszem Szuberem. No i wreszcie – last but not least – fundamentalna przygoda z muzyką, opowiedziana przez pryzmat słynnej Toccaty C-dur Schumanna. Wszystko to razem składa się na syntetyczny obraz mojego losu” – powiedział Antoni Libera.

Jak zaznaczył pisarz, „z uwagi na autobiograficzny charakter tych tekstów postanowił pójść w ślady W.G. Sebalda, pisarza niemieckiego, i włączyć do książki ilustracje – nieraz bardzo rzadkie zdjęcia archiwalne albo oddające klimat określonych miejsc i nastrojów”. „Słynny obraz włoskiego malarza metafizycznego de Chirico pt. Niepokój odjazdu zamieszczony na okładce jest tyleż ilustracją pewnego wątku opowiadania Widok z góry i z dołu, ile wizją ogólnego ducha całej tej konstelacji tekstów. Tajemnicze miasto tonące w słońcu. Pustka, dziwne budowle i ich cienie, daleki dymiący parowóz za murem i zaskakujący w tym pejzażu wagon bydlęcy, który w kontekście XX wieku różnie się może kojarzyć” – zaznaczył pisarz.

Libera podkreślił, że za najważniejsze opowiadanie tomu uważa „Toccatę C-dur”. „Łączy ono w sobie dwie kwestie: tajemnicę muzyki jako takiej (czym właściwie jest? czemu służy? co nam mówi, jeśli to w ogóle mowa?); oraz problem rywalizacji i kapryśnego losu artysty. Jedno pytanie brzmi: czy przesłanie Toccaty Schumanna, które wydobywa w niej profesor Plater, jest zasadne i wiarygodne? A drugie: czy talent zawsze prowadzi do sukcesu? Próbuję pokazać tu względność losu i jego spełnienia. Zawsze zazdrościmy innym czegoś, czego sami nie mamy. Utalentowany muzycznie Sławek zazdrości narratorowi światowej kariery materialnej, światowiec-narrator zazdrości Sławkowi dość przeciętnego talentu pianistycznego” – wyjaśnił. „W miarę zadowolony jestem również z opowiadania wigilijnego, w którym realizuję koncept Oscara Wilde’a, by puenta noweli następowała dosłownie w ostatnim zdaniu i była całkowicie zaskakująca” – dodał.

Dla autora opowiadań ważny jest również tekst o Gombrowiczu, który – jak zwraca uwagę – stanowi w istocie zasadniczą z nim polemikę. „W młodości byłem wyznawcą autora Ferdydurke, uwodziła mnie jego przekora i drwina, i wyzywająca ironia. Potem zafascynował mnie Kosmos – jego ostatnia, filozoficzna powieść. Napisałem na jej temat pełną entuzjazmu pracę magisterską. Ale z czasem zacząłem dostrzegać w tym wszystkim bluff albo mistyfikację, w najlepszym razie: prowokację intelektualną. I postanowiłem się z tym rozliczyć” – powiedział. „To znaczy nie tylko z Gombrowiczem, ale z samym sobą, który niegdyś mu zaufał” – dodał.

Pisarz wyjaśnił, że w tytule posługuje się pamiętną frazą Szekspira, że życie to „opowieść idioty”, i stosuje ją do narratora Kosmosu. „Moim zdaniem (dzisiaj), Kosmos nie jest rewelacją filozoficzną, jak widział to autor, a wręcz jak narzucał tę opinię odbiorcom, lecz domorosłą koncepcyjką ekscentrycznego ziemianina, charakterystyczną dla myśli modernistycznej (człowiek stwarza sam siebie – ślepo, nieświadomie, wariacko – powodowany mrocznymi instynktami i chaotycznymi odruchami umysłu). Myśl Gombrowicza nie wytrzymuje filozoficznej konkurencji – choćby w zestawieniu z dziełami takich filozofów jak Vico, Schopenhauer czy nawet Sartre – ani zderzenia z inną estetyką modernistyczną, jak choćby Mrożka, a zwłaszcza Becketta, która ją znacznie przewyższa. Najlepszy dowód, że Kosmos zamiast niebywale urosnąć i zalśnić, jak prorokował Gombrowicz, przeciwnie, zmalał i przygasł. W każdym razie, choć przełożony na wiele języków, nie przyjął się, zwłaszcza w krajach anglosaskich” – podkreślił Libera.

W krotochwilnym opowiadaniu wakacyjnym dedykowanym Pawłowi Huelle autor – jak wyjaśnia – bawi się przewrotną myślą, że ceną wydoroślenia czy, jak to nazywa Rousseau, „wyjścia z dziecięctwa”, jest – czy wręcz musi być – grzech. Dwudziestoparoletni Yves, zepsuty do szpiku kości playboy z Paryża, budzi w niewinnym bohaterze-narratorze daleko idącą rezerwę, a wręcz moralną odrazę. „Okazuje się jednak, że bez negatywnego wpływu tego kusiciela bohater pozostałby wiecznym naiwniakiem i ograniczonym maluczkim. A tak – w ciągu zaledwie kilku dni – odkrywa prawdziwą twarz świata i kończy raz na zawsze ze złudzeniami i z pozorami, co jest ewidentnym dobrem” – wskazał pisarz.

Z kolei w groteskowo-komicznych „Lirykach lozańskich”, oprócz tego, że Libera bawi się pastiszem prozy Jerzego Pilcha, czyli „Spisem cudzołożnic”, szkicuje portret współczesnego Nikodema Dyzmy w dziedzinie literatury. „Jest to studium cwanego grafomana (oczywistego dziecka naszych czasów), który wykorzystując warunki stworzone przez współczesną kulturę masową (wszystko jest poezją, każdy jest poetą, nie ma lepszych i gorszych, są tylko dobrzy inaczej), próbuje zrobić karierę. A gdy mu to jednak nie wychodzi (przynajmniej obiektywnie), stwarza kompletnie fikcyjny świat, w którym bez reszty się zakłamuje. Jest to obraz przerażającej mitomanii i towarzyszącego mu kabotyństwa” – wyjaśnił pisarz.

„W pewien sposób nawiązuję tu do pamiętnego opowiadania Mrożka Moniza Clavier, tyle że tam chodziło o postawy pseudopatriotyczne i naciąganie Zachodu na martyrologię, a tu chodzi o błazenadę i blagę pseudoartystyczną. Przy okazji jest to smętny obraz degeneracji polskiego mitu romantycznego. Stąd właśnie tytuł Liryki lozańskie” – zaznaczył Libera.

Książka „Najlepiej się nie urodzić” ukazuje się 5 września nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego.

pap/jm

Redakcja

Poprzedni

Koszykówka. Polacy dalej mają szansę na igrzyska

Następny

Historia Xi: Mistrz bliższych relacji międzyludzkich pomiędzy krajami BRICS