Michała Ochnika znam przede wszystkim z prowadzonego przez niego bloga – Mistycyzm Popkulturowy. Jest to, a może raczej była, jedna z niewielu stron w polskim Internecie, która gwarantowała zapoznanie się z różnymi spojrzeniem na świat kultury masowej. Niestety autor od dwóch lat nie zamieszcza nowych wpisów. Obecnie, co jakiś czas na jego kanale na YouTube pojawiają się wideoeseje, dotyczące myśli społeczno-politycznych i artystycznych. Do tego postuje krótkie newsy na swoim Facebooku. Wcześniej, tzn. w 2015 r. ukazała się jego książka „Zima”, a po drodze również kilka opowiadań w gazecie „Fantastyka”, których jednak nie miałem przyjemności czytać. Dopiero wydana w tym roku nakładem wydawnictwa Znak publikacja „Remake. Apokalipsa popkultury” jest pierwszą pełną publikacją non-fiction Ochnika. Jak na debiut gatunkowy, wypadła naprawdę dobrze!
Rocznie na polski rynek książki wypuszczanych jest przynajmniej kilkaset pozycji literatury faktu i popularnonaukowej, które dotykają jakiegoś obszaru popkultury. Możemy kupić coś o znanych postaciach świata muzyki, filmu, literatury, reportaże dotyczące pracy w kulturze, sztuce, ostatnio nawet coraz więcej o historii gier komputerowych. A co w sytuacji, jeśli chcielibyśmy się dowiedzieć więcej na temat samej istoty popkultury? Czym ona właściwie jest i jak funkcjonuje? Co się na nią składa? Czy pozostają nam wyłącznie publikacje naukowe? Otóż nie! Z ofertą przychodzi „Remake”, czyli książka, w której autor stara się kompleksowo opisać mechanizmy działania współczesnej kultury popularnej. W związku z tym podzielił tekst na 9 rozdziałów, z czego każdy dotyczy innej tematyki – od praw autorskich, przez fandomy, aż po AI (artificial intelligence – sztuczną inteligencję).
Ogólnie od strony redakcyjnej można przyczepić się do dwóch rzeczy: książka jest za krótka; w tekście naliczyłem przynajmniej 5 błędów, jakie przegapiła korekcja. W przypadku pierwszego po prostu chciałbym przeczytać więcej Ochnika piszącego na te tematy, ale już we wstępie sam autor tłumaczy się z pewnych ustalonych ram książki. Będę zatem wyczekiwał drugiej części! Co tyczy się drugiego punktu, to Znak powinien dostać po łapkach za niechlujstwo, ponieważ błędy dotyczyły nie zwykłych literówek, ale np. nieusuniętych znaków interpunkcyjnych czy źle odmienionych wyrazów. Zanim przejdę do treści, chciałbym tylko nadmienić, że Ochnik zdecydowanie posiada umiejętność opisywania skomplikowanych mechanizmów czy koncepcji w sposób prosty i zrozumiały. Dlatego książkę czytało mi się szybko i przyjemnie.
Jeśli liczycie na przaśną historię z gwiazdami kina w tle, to musicie przygotować się na pesymistyczną jazdę bez trzymanki. Być może nie każdy będzie mieć ochotę na tego typu klimat, ale jeśli chcemy pogłębić naszą wiedzę dot. popkultury, chyba nie zdołamy tego uniknąć. Na pierwszych kilkudziesięciu stronach zapoznani zostajemy z historią amerykańskiego komiksu, która okazuje się wyjątkowo zbieżna z niektórymi gałęziami popkultury. Każdy z nich podlega mechanizmom rynkowym, które wcześniej czy później prowadzą do wypaczenia konkretnych dzieł. Często zauważamy, że motywacją do działania w gospodarkach kapitalistycznych jest dążenie do zwiększenia zysku bądź wartości czegoś. I tak, w momencie jeśli wielka korporacja pokroju Disney, Warner Bros, Netflix, Bethesda itd. ma zdecydować o kolejnym ruchu na rynku (tj. wypuszczeniu filmu/animacji/serialu/gry), wybiera ten, który z największym prawdopodobieństwem zwiększy jej stopę zysku. Czy w teorii to coś złego? Według panującego neoliberalnego paradygmatu oczywiście nie. Jeśli jednak przyjrzymy się sprawie bliżej, co właśnie robi Ochnik, zauważymy jak ów mechanizm doszczętnie dewastuje pole twórczego działania.
Sztuka, a w tym część popkultury, zawsze niosła ze sobą coś nowego. Część z tego była oczywiście powtarzalna i odtwórcza. Z czasem jednak, kiedy do gry dołączały coraz większe wydawnictwa i studia, szły za tym coraz większe pieniądze. Czy w związku z tym np. hollywoodzkie produkcje stały się odważniejsze, zaczęło ich wychodzić więcej z zaskakującymi scenariuszami? Odpowiedzmy sobie na to pytanie sami. Autor natomiast przywołuje w książce m.in. film „Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy”, który w swojej fabule był niemalże kopią „Powrotu Jedi”. Czy czymś zaskoczył? Nie bardzo. Czy coś wniósł? Sam George Lucas (który pomagał jako „kreatywny konsultant”) przyznał, że nic… No chyba, że mówimy o ponad 2 miliardach dolarów przychodu. Może dlatego od momentu premiery filmu doczekaliśmy się już kolejnych 9 seriali i 2 filmów (następna trylogia zapowiedziana) osadzonych w świecie Gwiezdnych Wojen. Ile z tego faktycznie zapamiętani poza fanowskimi kręgami? Takich przykładów jak wyżej, tj. wracaniem do utartych schematów, jest w popkulturze pełno. Taśmowo kręcone filmy Marvela, „Szybkich i Wściekłych”, ciągłe remaki bajek Disney’a, w świecie gier co roku nowe „Call of Duty”, a w komiksach powtarzalne zeszyty serii DC Odrodzenie i Uniwersum DC czy Marvel Now, Marvel Now 2.0 i Marvel fresh.
Obecnie kultura masowa wypuszcza taką ilość dzieł z taką prędkością, że niemożliwym jest jej doświadczanie w sposób pełny i świadomy. W tym kontekście autor książki przywołuje m.in. brytyjskiego krytyka kultury Marka Fishera, którego koncepcja hauntologii dotykała właśnie problemu powtarzalności (pop)kultury w obecnym świecie. Przestaliśmy już próbować alternatywnych wizji, ponieważ mamy coraz mniej możliwości ich realizacji, ale przede wszystkim dlatego, że sami już przestaliśmy o nich myśleć.
Powyżej daję wyłącznie zarys tego, co możemy znaleźć w książce. Teraz chyba rozumiecie, dlaczego pisałem o pesymizmie. Niemniej, Ochnik nie szczędzi też słów otuchy, a to do tego w temacie, wobec którego jest mocno zgryźliwy w internecie, czyli AI. Byłem ciekawy, jak ten temat zostanie rozwinięty przez autora. Przez ostatni rok mogliśmy się przekonać, że sztuczna inteligencja jest zdolna do tworzenia coraz bardziej niesamowitych elementów sztuki, od prostych obrazów, poprzez teksty, zdjęcia i na filmach kończąc. Niektóre z tych rzeczy wychodzą na razie dość koślawo, co nie zmienia faktu, że wśród twórców zapanowała panika. To co człowiek tworzy przez wiele godzin, tygodni bądź lat, sztuczna inteligencja potrafi w kilkanaście minut bądź godzin. Jak możemy przeczytać w „Remaku”, nie chodzi o sam fakt, że AI nabyło zdolności twórcze, ale że kapitalizm przetworzy i wykorzysta wynalazek w celach wyłącznie zarobkowych z zachowaniem zerowych wartości. Trudno jednak w tym momencie cokolwiek przewidzieć, bo jesteśmy dopiero na początku drogi, a sztuczna inteligencja niekiedy oszczędza twórcom ogromu zbędnej pracy.
Kończąc recenzję książki, chciałem jedynie napisać, że nie żałuję jej zakupu, a zrobiłem to płacąc pełną okładkową cenę. Każdej osobie, która nie jest bardziej wtajemniczona w meandry czy mistycyzmy popkultury, a chciałaby się zapoznać ze współczesnym systemem ich działania, to publikacja niezbędna. Zrozumiały i nieskomplikowany język, uporządkowane informacje, a przede wszystkim masa interesujących faktów ze świata popkultury, które unaoczniają jej współczesne problemy.