12 lipca 1892 r. urodził się w Drohobyczu (obecnie Ukraina) w rodzinie żydowskich sklepikarzy Bruno Schulz, jeden z najciekawszych polskich prozaików XX wieku, rysownik i grafik, autor m.in. „Sklepów cynamonowych” i „Sanatorium pod klepsydrą”.
Z Drohobyczem – małym kresowym miasteczkiem, gdzie sporą część ludności stanowili Żydzi – Schulz związany był przez całe życie.
Początki twórczości literackiej Schulza zbiegają się z latami pracy pedagogicznej. Wpierw pisał do szuflady, nie miał odwagi przedstawić swoich utworów wydawcom. W 1933 r. zadebiutował w „Wiadomościach Literackich” opowiadaniem „Ptaki”, które zwróciło uwagę stołecznych literatów na tajemniczego nauczyciela rysunków z kresowego miasteczka.
Czesław Miłosz pisał o twórczości Schulza: „Wszystkie jego opowieści są powiązane osobą narratora, który jest nieco fantasmagorycznym ja autora. Narrator opowiada o swoich przygodach w prowincjonalnym miasteczku, gdzie wszystko jest przeobrażone, wyolbrzymione, wykrzywione i zmienione w sen przez jego wyobraźnię. Przygody te odsłaniają pewne absurdalne właściwości materii. Materia z racji swojej płynności, stanowiła dla Schulza nieustanny cud. Kształty pęcznieją i przechodzą w inne kształty, znikają, następnie znowu przeobrażają się w coś nieoczekiwanego”.
Twórczość Brunona Schulza – zarówno plastyczna, jak i pisarska – to opowieść o jego własnych słabościach, zawiłościach psychiki, obsesjach, pasjach i kompleksach. Artysta cierpiał na agorafobię, był odludkiem, człowiekiem małomównym, uchodził za dziwaka. Popadał w stany depresyjne, często chorował. Uchodził za brzydala, nigdy się nie ożenił, choć jego twórczość przesiąknięta jest fascynacją kobietami.
Po aneksji Drohobycza przez ZSRS Schulz nadal pracował jako nauczyciel. Podobno w 1939 roku z okazji rocznicy rewolucji październikowej nakazano mu namalowanie portretu Stalina. Podczas demonstracji kawki zaczęły paskudzić na obraz, a ponadto padający deszcz powoli zmywał z niego farbę. Schulz miał wtedy powiedzieć: „Po raz pierwszy w życiu nie żal mi mojej pracy”.
W 1941 roku do jego rodzinnego Drohobycza wkroczyli Niemcy i utworzyli getto. Schulz dostał się „pod opiekę” gestapowca Feliksa Landaua, dla którego malował obrazy i porządkował skonfiskowane przez Niemców księgozbiory. Landau uchodził za jednego z bardziej okrutnych i bezwzględnych SS-manów, ale Schulza chronił. Artysta malował jego portrety, wykonał też w jego willi malowidła ścienne – ściany sypialni synka Landaua pokrył barwnymi ilustracjami bajek.Przyjaciele Schulza w Warszawie, Zofia Nałkowska i Tadeusz Sturm de Sztrem, starali się wydostać go z getta. Nie udało się.
19 listopada 1942 roku przeszedł do historii drohobyckiego getta jako „czarny czwartek”. Artysta był jedną z ofiar pogromu. Schulz został przypuszczalnie pochowany przez swojego przyjaciela, pisarza Izydora Friemana na cmentarzu żydowskim, dziś już nieistniejącym.
W getcie Schulz rozdawał swoje prace różnym znajomym, licząc na to, że któryś z pakietów rękopisów i rysunków ocaleje. Po wojnie ich poszukiwania prowadził pisarz i badacz twórczości Schulza Jerzy Ficowski. Udało się znaleźć sto kilkadziesiąt listów i paręset rysunków Schulza.
Zaginęły opowiadania, nieukończona powieść „Mesjasz”, która miała być najważniejszym dziełem Schulza, dzienniki, tysiące listów, duży esej o krytyce literackiej, bruliony z różnymi fragmentami i pomysłami pisarskimi. Zachowane książki Bruno Schulza przetłumaczono na ponad 30 języków, jest on współcześnie jednym z najbardziej cenionych polskojęzycznych pisarzy.
bnn/pap