W przypadku tej nieszablonowo skonstruowanej minipowieści warto zwrócić uwagę na istotny fakt, że jest to jej drugie, i to po 21 latach, wydanie. To zdarza się rzadko prozie z kręgu literatury współczesnej, która funkcjonuje niczym pojawiające się na chwilę i szybko znikające „jętki jednodniówki”. Co zainspirowało drugą edycję? O tym za chwilę.
Marta Dzido, 42-letnia dziś pisarka i reżyserka-dokumentalistka zadebiutowała jako szesnastolatka. Jest autorką m.in. powieści „Małż”, „Matrioszka”, zbioru opowiadań „Sezon na truskawki” i reportażu „Kobiety Solidarności”.
Za powieść „Frajda” zdobyła w 2019 roku Europejską Nagrodę Literacką. Jest autorką zdjęć do filmu dokumentalnego „Podziemne państwo kobiet”, o nielegalnej aborcji w Polsce, jako scenarzystka i reżyserka pracowała również przy dokumentach „Solidarność według kobiet” oraz „Siłaczki”. Co tu mydlić oczy.
Jest pisarką-feministką.
Drugie wydanie autorka poprzedziła krótkim wstępem, w którym wpisała treść powieści sprzed 21 lat w obecny kontekst.
Co sprawiło, że ta krótka powieść została wznowiona przez kolejną oficynę? Zapewne po części niezmiennie aktualny w Polsce, a nawet zaostrzony po dwóch dekadach od pierwszej edycji, problem zakazu aborcji w Polsce, który radykalnie podważa prawa kobiet i jest w obecnej Europie właściwie ponurym ewenementem (jeśli nie liczyć Malty).
Fabuła „Śladu po mamie”, krótko streszczona przez wydawnictwo może sprawić wrażenie standardowej i standardowo przedstawionej: „Spojrzenie na aborcję z perspektywy pojedynczej kobiety, bez uwikłania w polityczny kontekst. Nastoletnia Anna zachodzi w ciążę z Grześkiem, który pojawia się z plikiem banknotów i adresem dyskretnego gabinetu ginekologicznego. Umawia się na zabieg i po wszystkim próbuje na nowo poukładać swoje życie. Wraca myślami do dzieciństwa, tworzy alternatywne scenariusze i zastanawia się nad okolicznościami własnego przyjścia na świat. W tle miłość, przyjaźń, imprezy, narkotyki i próby wejścia w dorosłość”.
Jednak czytelniczka czy czytelnik, zajrzawszy do egzemplarza od razu przekona się, że formuła zastosowana przez Dzido standardową formułą powieściową nie jest. To raczej forma niby-dziennika, strumienia myśli, wrażeń, uczuć, leków, obserwacji. Konstrukcja narracji jest rwana, nielinearna, nieregularna, jak faktura naszego życia psychicznego, składająca się z wirujących jakby w kalejdoskopie cząstek. („Lekarka do której poszłam, potwierdziła wynik. Zapytałam ją wprost, czy mogłaby mi pomóc. Udała, że nie wie o co chodzi. Powiedziała, że z chęcią poprowadzi moją ciążę. Poprosiłam ją chociaż o jakiś numer telefonu lub adres. – Proszę pani, nie będę brała udziału w przestępstwie, to jest zabronione. Przykro mi. Mnie też było bardzo przykro…”)
Forma to jednak w przypadku takiej problematyki nie wszystko, a raczej stanowczo za mało. Dlatego od opinii innych krytyków, recenzentów bardziej byłem ciekaw, jak powieść ta odbierana jest przez młode kobiety, rówieśniczki bohaterki powieści.
I natrafiłem na jedną taką wypowiedź:
„Cześć, nazywam się Ania i mam 19 lat. Mogłam być mamą. Mogłam, ale usunęłam … Marty Dzido „Ślad po mamie” to ten typ prozy, gdzie napisanie: „Książka jest super i w ogóle bardzo mi się podobała, uważam, że naprawdę warto ją przeczytać” jest popełnieniem faux pas, którego należałoby się długo wstydzić. Mowa w niej bowiem o łyżeczkowaniu, aborcji i nienarodzonych płodach. To, co mnie bardzo zaskoczyło to skrócenie opisów samego zjawiska aborcji do minimum, a opisanie wszelkich snów, przeżyć wewnętrznych i „schizów”, jakie przyszło przeżywać nastoletniej bohaterce. Podczas lektury czytelnika mogą zaskoczyć: ogromna dojrzałość i mądrości, które wypływają z ust maturzystki. Więcej nie zdradzę.
Mocna
Tak można ją krótko scharakteryzować. We współczesnym świecie, gdy nic nas nie szokuje, gdy na wszystko mamy proste „olać” jest w tej książce coś, co przykuło moją uwagę. Siła kobietki, która pisze o dziewczynce, ale z mocą bogini. Problem aborcji, który spływa po nas w życiu codziennym, staje się czymś bardzo dosadnym. Pomimo tego, iż jest to dramat jednostki czytelnik wywołuje w sobie pewne poczucie winy, dochodzi do swego rodzaju rachunku sumienia. Historia dziewczyny w klasie maturalnej, która zachodzi w ciążę. Brak jej jednak sił, które miała jej matka (niedaleko pada jabłko od jabłoni) i, za namową swojego faceta, usuwa płód. Więcej nie opowiem.
Społeczna…
… bo reszta książki to opisy wnętrza niedoszłej matki, koszmary, chęć pomocy sobie, ale także przyjaciółce – narkomance. Świat w koszmarnym kalejdoskopie, gdzie stale powtarzający się obraz to twarz wykrzywiona w grymasie bólu po utracie płodu, który był jej dzieckiem. Wkraczanie jej rówieśników w świat dorosłych jest katorgą. Aby opowieść była ciekawsza pojawia się mężczyzna. Dojrzały mężczyzna. Mało tego – mężczyzna mamy. Platoniczna miłość, bliskość, pociąg fizyczny? Nie odpowiem. „Ślad po mamie” jest powieścią krótką, ale bardzo dojrzałą i dosadną. Do przeczytania w godzinę, do rozmyślania przez miesiąc. Więcej nie powiem”. Ja też nic więcej nie powiem, bo zgadzam się z opinią tej młodej czytelniczki.