2 grudnia 2024

loader

Krótkie cierpienia młodego katola

Do czego to doszło! Prawowierni, pobożni, fundamentalistyczni, ortodoksyjni i lojalni wobec Instytucji katolicy w rodzaju (niegdysiejszego) Tomasza Terlikowskiego, zamiast nadal w spokoju uprawiać jak, to było im dane przez lata, swoje uduchowienia w Bogu Ojcu, Synu Bożym, Duchu Świętym i Najświętszej Maryi i Wszystkich Świętych, muszą imać się pospolitych, „niskich” zajęć, by próbować ratować swój podupadający kościół. Na przykład pisać popularne powieści katolickie.

Krystian Kratiuk, ortodoksyjny, katolicki publicysta periodyku „Polonia Christiana” i redaktor portalu PCh24.pl, autor wielu artykułów i kilku książek, wydał właśnie swój debiut powieściowy, „Zarazę”, w której miał zająć się jednym ze schorzeń swojego zdegenerowanego kościoła czyli „grzechem pedofilii”. Uczynił to z narracyjnego punktu widzenia obcego mu, a może nawet nienawistnego środowiska. Miało to zapewne ułatwić autorowi zbudowanie krytycznej w stosunku do kościoła narracji, poprzez posłużenie się językiem i sposobem myślenia jego krytyków i nieprzyjaciół. Główny bohater „Zarazy”, Maksymilian, to dziennikarz gazety „Europejskiej”, mającej, zgodnie z regułami powieści z kluczem, pewne cechy „Gazety Wyborczej”.
Otrzymuje on od zwierzchnictwa śledcze zadanie zbadania sprawy księdza pedofila przez dotarcie do niego, do jego ofiar i świadków. Wraz z bohaterem wędrujemy w różne miejsca i towarzyszymy jego spotkaniom z rozmaitymi osobami, w jakimś wymiarze związanym z ponurą sprawą. Jednak przy okazji badania sprawy pedofilskiej okazuje się, że jest to raczej afera homoseksualna, a przełożony dziennikarza w krakowskim (akcja rozgrywa się głównie w Krakowie) oddziale „Europejskiej” odmawia jego publikacji i wchodzi z podwładnym w ambicjonalny konflikt. Okazuje się, że przełożony, który sam jest homoseksualistą, uważa intencje Maksymiliana za homofobiczne. W ten sposób zawiązana jest akcja powieści, która z punktu widzenia kryterium jakości, budowy, spoistości akcji, a także rysunku postaci, jak również wiarygodności ich motywacji i poczynań, pozostawia sporo do życzenia, ale to zrozumiałe w przypadku debiutu.
Jednak z różnych powodów w powieści tej bardziej interesujące jest widzenie świata prezentowane przez autora. Wiele mówiący tytuł „Zaraza” mógł wywołać oczekiwanie, że katolicki, ortodoksyjny publicysta, rozczarowany „grzechami” swojego kościoła, jego demoralizacją i degeneracją, w tym przypadku w sferze seksualnej, dokona swoistego coming outu i wyrzeknie się wiary, wystąpi z kościoła lub przynajmniej zrezygnuje z praktyk religijnych, śladem co najmniej kilku znanych polskich duchownych.
Jednak bieg zdarzeń, mimo dotknięcia kilku „bolesnych” spraw w kościele, mimo pokazania w powieści krytycznie (acz Kratiuk nie posuwa się w tym krytycyzmie zbyt daleko) niektórych idiosynkrazji i postaw kleru (antypatyczna, na wpół szemrana figura księdza-homoseksualisty) oraz „ludu katolickiego”, zmierza w zupełnie innym kierunku. Krytycznie nastawiony do kościoła i obojętny religijnie Maksymilian, pod wpływem impulsu, a także pod wpływem pobożnych członków rodziny, w tym teściowej, zaczyna się „nawracać” i to pomimo zawodowego zanurzenia w najgorszej przestrzeni życia kościoła.
Z kolei okazuje się, że powodem dla którego jego szefa odmawia publikacji materiału zebranego przez Maksymiliana jest jego homoseksualizm. A ponieważ kwestia pedofilii, która pojawia się w punkcie wyjścia, schodzi na daleki, abstrakcyjny plan, staje się jakby „niebyła”, kluczowym problemem, w ujęciu autora staje się istnienie „lawendowej mafii” w kościele, a redaktor laickiego, nieprzychylnego kościołowi katolickiemu pisma i homoerotyczny ksiądz, który doprowadził do samobójstwa młodego człowieka z pobożnej rodziny, podają sobie niejako ręce „ponad podziałami” ideologicznymi.
Tym sposobem, demaskatorska rzekomo pod adresem kościoła intencja autora powieści przybiera dokładnie przeciwny kierunek. Jedynym problemem staje się w jej świetle kościelna homomafia tolerowana przez część hierarchii, a urok kościoła jest tak nieodparty, że krytyczny wobec niego Maksymilian powraca na jego łono pomimo wszystko, wiedziony prawdopodobnie także nawykami wywiedzionymi z katolickiego wychowania w dzieciństwie. W świetle tego, co znajdujemy w powieści, wynika z niej idea, że im gorsze fakty, tym gorzej dla faktów. W tle pojawia się epidemia koronawirusa i wątek ograniczeń liczby wiernych w kościele, który dla autora powieści jest okazją do krytyki tej części kleru, która podporządkowała się rygorom sanitarnym. Zamiast drogą coming outu poszedł więc bohater powieści drogą katechumena, „kochającego” swój kościół „mimo wszystko”.
W ostatecznym rozrachunku cierpienia autora powieści jako redaktora „Polonia Christiana” i portalu PCh24 okazują się niecelowe, skoro nie prowadzą do istotnego przewartościowania stosunku do kościoła. Jeśli Kratiuk tak tylko widzi charakter i skalę demoralizacji oraz degeneracji swojego upadającego, prawie już całkowicie wyjałowionego z młodego pokolenia kościoła, to szkoda było zawracać sobie głowę rozterkami i pisać tę powieść, skoro i tak w sumie jest „okej”, a jedynym problemem tej instytucji są „homolobby”, „homomafia” czy „lawendowa mafia w kościele”, jak ją nazywają niektórzy. Ciekawy i wartościowy zamysł autorski został sprowadzony na pole katolickiego banału propagandowego w duchu „Radia Maryja” czy innych prawowiernie katolickich mediów. Przykład „Zarazy” pokazuje też, na jakie manowce zabłąkała się powieść katolicka, jeśli zaliczyć ten akurat przykład do tego gatunku.
Tymczasem w minionych dziesięcioleciach, zagadnienie powieści katolickiej było przedmiotem poważnych rozważań krytyków. Podejmowano ją już w latach trzydziestych XX wieku, w okresie tzw. „międzywojennym”, m.in. przy okazji ukazywania się prozy którą za katolicką uważano, n.p. „Ładu serca” Jerzego Andrzejewskiego, poezji Jerzego Lieberta, a n.p. we Francji wokół powieści Georgesa Bernanos, „Pamiętnik wiejskiego proboszcza” czy „Pod słońcem szatana”. Krytycy i literaturoznawcy zastanawiali się nad tym, czy w ogóle powieść katolicka jako taka istnieje i „czy jet możliwa”, a jeśli tak, to co miałoby być jej wyróżnikiem gatunkowym, jakie miałyby być jej cechy.
Czy miałaby to być powieść o tematyce skupionej wokół życia katolików, księży i wiernych, skoncentrowana na tematyce stricte kościelnej, religijnej, czy też może jej katolickość miałaby wyrażać się w problemach moralnych przeżywanych przez powieściowe postacie? I czy zadaniem powieści katolickiej miałoby być formułowanie, na różne sposoby, ale aprobatywnie, wzorca życia katolickiego (jak n.p. w powieściach Jana Dobraczyńskiego), czy też pokazywanie sprzeczności, konfliktów sumienia, napięć, dramatów, upadków, tworzenia się w jednostce postawy wiary lub procesu jej utraty, itd. (czego przykładem mogłaby być proza Hanny Malewskiej, Zofii Kossak czy dramaturgia Karola Huberta Rostworowskiego), przeżywanych przez katolików w laickim świecie na przestrzeni historii? Bardzo cenne studium na ten temat, połączone z rysem historycznym, autorstwa znakomitego krytyka i eseisty Wacława Sadkowskiego, „Literatura katolicka w Polsce”, ukazało się w 1963 roku, przeszło pół wieku później (2017) wznowione w wersji skorygowanej i uzupełnionej w ramach „Biblioteki Res Humana”. Jego lektura pokazuje, jak – niezależnie o jakości artystycznej poszczególnych utworów z kręgu literatury katolickiej (nie tylko prozy, także poezji) – poważną i interesującą przestrzeń w obrębie literatury polskiej zajmowała literatura katolicka, za katolicką uważana, względnie do roli literatury katolickiej aspirująca. Była to naówczas domeną literatury „wysokoartystycznej”, o wysokich – acz często nie osiąganych aspiracjach intelektualnych i opiniotwórczych. Same tylko próby, niejednokrotnie same przez się nieudane, tworzenia modelu powieści katolickiej były procesem wartym obserwacji i analizy.
Dziś taka proza nie ma najmniejszych szans przebicia się do szerszej publiczności, a w trybalnym świecie komiksowej „walki Dobra ze Złem” oraz popowego świata emotikonów, nie ma już miejsca na pytania, wątpliwości, niejednoznaczności, nieoczywistości, na artystyczną prawdę i na wysoką intelektualnie jakość.
Chyba, że w literackiej niszy dla garstki odbiorców. Jest miejsce na „kawę na ławę”. Zjawisko to dotknęło już nie tylko literaturę z definicji popularną, nie tylko masowo wydawane czytadła, ale także przestrzeń „literatury katolickiej”. Mimo to zachęcam do lektury „Zarazy” jako świadectwa pewnej towarzyszącej nam wokół świadomości, jako znaku czasu, wyrażonego zarówno w zarysowanych postawach powieściowych postaci, jak i w wyborze gatunkowym dokonanym przez autora, wyborze za pomocą którego chce on bronić swej wiary i swojego kościoła.

Krystian Kratiuk – „Zaraza”, Wydawnictwo Esprit, Warszawa 2021, str. 346, ISBN 978-

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Czym oni strzelają?

Następny

Częstochowskie osobliwości