8 listopada 2024

loader

MFR – człowiek który ulepszał polski socjalizm

Kto przeczytał dziesięć tomów „Dzienników” Mieczysława Franciszka Rakowskiego (dalej: MFR), jego kilkanaście książek publicystyczno-historycznych, multum jego tekstów oraz multum tekstów i wzmianek o nim rozsianych po rozmaitych książkach innych autorów oraz „po prasie” i „po czasie”, ten nie powinien liczyć na to, że znajdzie w jego politycznej biografii autorstwa Michała Przeperskiego wiele materiału wzbogacającego jego wiedzę o postaci pierwszego redaktora naczelnego tygodnika „Polityka” i ostatniego I Sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Może na ogół liczyć na drugorzędne, co nie znaczy że nieinteresujące detale. Przy czym niezbędne jest tu dokonanie istotnego rozróżnienia. Im starsza część biografii MFR, tym wiedza o nim bardziej kanoniczna, ugruntowana, ogólnie dostępna. Tak jest z okresem od urodzenia (1926) do 1981 roku, czyli do wejścia MFR w randze wicepremiera do rządu generała Wojciecha Jaruzelskiego. Okres 1981-1985 jest już bardziej sproblematyzowany, mniej znany, natomiast czas 1986-1990 jest relatywnie najmniej znany, choćby dlatego, że był to okres politycznej marginalizacji MFR. Tak, marginalizacji, choć u finału tego okresu został premierem (1988-1989), a następnie objął stanowisko I Sekretarza KC PZPR. Bo te dwa ostatnie sukcesy polityka były już tylko, z uwagi na zewnętrzne okoliczności i dynamikę zdarzeń, jego „łabędzim śpiewem”.

IPN-owskiego jadu jak na lekarstwo

Tym, co wydaje się być najistotniejszym, pierwszoplanowym rysem biografii politycznej MFR jest fakt, że choć wyszła spod wydawniczej „prasy” Instytutu Pamięci Narodowej, to odznacza się w miarę konsekwentnym obiektywizmem, rzeczowością i brakiem (zasadniczo) ipeenowskiego jadu antykomunistycznego, który czyni wiele wydań książkowych tej instytucji – ujmując rzecz najdelikatniej – trudnymi w lekturze. Wydawnictwa IPN przyzwyczaiły nas bowiem do tego, że pod pozorem naukowego obiektywizmu opatrzonego gęstwiną przypisów, serwują na ogół stronniczy, nieobiektywny obraz rzeczywistości polskiej lat 1944-1989. Trudno orzec co sprawiło, że Michał Przeperski wyłamał się spod tego strychulca. Nie sądzę, by była to „jaskółka” zwiastująca „dobrą zmianę” w działalności IPN. Niedawno z oddziału IPN w Lublinie wyrzucono dr. Sławomira Poleszaka za to, że ośmielił się napisać o którymś z lokalnych „wyklętych” nie w samych tylko szumnych superlatywach, ale zgodnie z historyczną prawdą. Charakter biografii o której mowa, to więc raczej wypadek przy pracy (?), a może też do pewnego stopnia efekt tego, że autor, mimo młodego wieku (rocznik 1986) ma już na swoim koncie pewien dorobek naukowy i studia zagraniczne, w tym w USA, więc być może stworzyło mu to pole niezależności, pozwalające na niedostosowywanie się do reguł od lat panujących w wydawnictwie IPN.
Przeperski napisał swoją biografię w oparciu o – w większej części – ogólnie dostępne dokumenty archiwalne, ale także o publicystykę MFR, dzienniki, fragmenty artykułów prasowych, etc. Całkowicie oryginalne, opublikowane po raz pierwszy są natomiast zebrane przez biografistę liczne relacje indywidualne o MFR. Wzbogacają one tyleż jego wizerunek jako dziennikarza, redaktora, działacza partyjnego polityka, ile też jako człowieka, jego sylwetkę psychologiczną, niebanalny, zwłaszcza jak na owe czasy, wizerunek zewnętrzny, związany z trybem życia towarzyskiego, uczuciowego, zainteresowaniami, etc.
Mam świadomość, że wśród czytelników tej biografii będą zarówno osoby, które tę postać i tę problematykę będą dopiero poznawać, ale i takie, które z pewnego punktu widzenia mogą wiedzieć więcej od autora, jako że współpracowały z MFR, byli w jego ekipie. Piszący te słowa sytuuje się niejako pośrodku. Z tematem: MFR i jego epoką stykał się od przeszło czterdziestu lat, a w latach1996-2005 był publicystą redagowanego przez MFR miesięcznika „Dziś”, ale nie poznawał biografii polityka od środka, co czyni jego wiedzę – wiedzą z drugiej ręki.

Przedświt nowych czasów
Do strony 149, do końca podrozdziału „Od Marca do Grudnia”, narracja autora biografii jest dość sucha, rzeczowa, stricte faktograficzna. Podrozdział „Dandys w rozterkach” rozpoczyna tę bardziej „malowniczą” część biografii: „Biografia polityczna Rakowskiego byłaby niepełna, gdyby nie uwzględnić w niej wątków związanych z obyczajowością, aspiracjami czy szeroko pojętym życiem towarzyskim”. By to wyraźnie zarysować, Przeperski kontrastuje styl życia MFR z siermiężnym („wódka, kiełbasa, chleb ze smalcem jako oznaki więzi”) stylem panującym wtedy w pewnych kręgach partyjnych, ściślej biorąc w kręgu frakcji „partyzanckiej” skoncentrowanej wokół Mieczysława Moczara. „Jedliśmy kawior i inne smakołyki – opisywał Rakowski wizytę u Józefa Cyrankiewicza – Kawior u premiera jem już nie pierwszy raz, co wskazuje na to, że danie to należy do podstawowych w tym domu”. Można doczytać się w tym zdaniu, w tej fascynacji luksusowym jadłem, nieco nuworyszowskiej prostoduszności, lub, przeciwnie, subtelnej ironii. Jednak nie jest to detal zupełnie bagatelny. Wyraża on w formie anegdotycznej napięcie między siermiężnym socjalizmem Władysława Gomułki i jego poprzedników z KPP i PPR, a z wolna budzącymi się aspiracjami części aparatu partyjnego, jak również zalążkowo się pojawiającymi aspiracjami materialnymi społeczeństwa. Aspekt obyczajowy życia MFR, także ten związany ze środowiskiem dziennikarzy polityki, jego filiacji i przyjaźni ze środowiskiem artystycznym Warszawy (w tym przede wszystkim aktorskim, m.in. grupa STS, i literackim). Wyrażały się z nim szersze tendencje niż tylko te bezpośrednio związane z życiem towarzyskim jako takim, wyrażały się nowe tendencje, które można określić nawet jako cywilizacyjne.

Dr Jekyll i Mr Hyde

Bardzo interesująco ukazuje Przeperski okres bezpośrednio poprzedzający wejście MFR w kręgi władzy („W przedpokojach władzy”). To cenna anatomia procesu przechodzenia – etapami – od roli dziennikarza, publicysty, redaktora do roli polityka władzy, najpierw członka KC, a potem członka rządu w randze wicepremiera. Nie mniej interesująco ukazany został proces rozczarowania MFR do „Solidarności”, owego „partnera”, do którego „szanowania” nawoływał w głośnym artykule jesienią 1980 roku. Niektórych dziwiło, jak to się stało, że to właśnie on, liberał, światowiec, racjonalista, zwolennik maksymalnie możliwej wolności słowa, redaktor liberalnej „Polityki”, krytyk wynaturzeń w działaniu aparatu PZPR i władzy PRL, wymarzony wydawałoby się przedstawiciel władzy do dialogu z opozycją – stał się najtrudniejszym partnerem w negocjacjach z ruchem solidarnościowym, partnerem ostrym do tego stopnia, że uznanym w pewnej fazie konfliktu nawet za wroga numer jeden. Wydaje się, że odegrały tu rolę zasadnicze trzy czynniki. Po pierwsze, MFR jako negocjator znalazł się w roli, która nieuchronnie nieistotnymi czyniła jego liberalne „znaki szczególne” – w roli obrońcy i rzecznika racji władzy. Po drugie, MFR odznaczał się pewną drażliwością charakteru, rozbudowanym ego i wszelkie konfliktowe sytuacje w negocjacjach z przedstawicielami „S” wywoływały w nim irytację, zwłaszcza wtedy, gdy zachowania drugiej strony odczytywał jako lekceważące czy pogardliwe. Pod tym względem szczególnie dramatyczne były negocjacje w marcu 1981 roku, po tzw. prowokacji bydgoskiej orazz w sierpniu 1981 z powodu blokady przez „S” ronda w centrum Warszawy. Po trzecie, i to jest czynnik którego nie uwzględnił żaden z autorów znanych mi tekstów, MFR przeżył totalne rozczarowanie poziomem moralno-politycznym działaczy „S”. Postrzegani przez świat niemal jako „święci rycerze wolności”, z bliska objawili się MFR jako brutalni, często cyniczni gracze, pozbawieni skrupułów i dobrej woli. MFR po prostu rozczarował się „partnerem”, którego pragnął „szanować”. Ludzie „Solidarności” inaczej wyglądali na fotografiach agencji prasowych i w sytuacjach uroczystych, a inaczej objawili się jako ludzie z krwi i kości. To odium „silnego człowieka reżimu”, które spadło na liberała MFR, trwało do końca jego działalności. Był tak postrzegany nawet w 1982 roku, gdy czynił ogromne wysiłki na rzecz podjęcia dialogu ze światem kultury i gdy narażał się aparatowi stanu wojennego, podejmując liczne interwencje na rzecz uwolnienia internowanych twórców kultury (w liście do generała Jaruzelskiego z 18 grudnia zwrócił się o zwolnienie z internowania kilkunastu osób z tego środowiska. MFR zaczynał swoją karierę polityczną jako redaktor wpływowego pisma. Gdy umierał w 2008 roku, był naczelnym redaktorem „Dziś”, które w jego zamyśle miało być czymś w rodzaju lewicowego odpowiednika paryskiej „Kultury”. Pismo zakończyło żywot wraz z nim, a szkoda. Warto przeczytać tę polityczną biografię, opartą na bogatym materiale źródłowym.

Michał Przeperski – „Mieczysław Franciszek Rakowski – biografia polityczna”, wyd. IPN, Warszawa 2021, str. 432, ISBN 978-83-8229-221-3

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Sadurski na dzień dobry

Następny

Reportaż nieprzyjemny