Jury spośród wszystkich książek wydanych w Polsce w ubiegłym roku postanowiło docenić właśnie „Święto ognia”. Dla osób takich jak ja, czyli mało pewnych siebie, taka nagroda to wspaniały podmuch motywacji i potwierdzenie, że to, co się robi, ma sens – powiedział Jakub Małecki, laureat tegorocznej Nagrody im. Cypriana Kamila Norwida.
Dorota Kieras: Czym dla pana jest Nagroda Norwida, którą właśnie pan otrzymał? Nagrodę otrzymał pan za „Święto ognia” – czy to wyznaczy jakiś kierunek w pańskim pisarstwie?
Jakub Małecki: Oczywiście bardzo, bardzo się ucieszyłem. Ale też muszę przyznać, że niestety, zupełnie nie radzę sobie w takich sytuacjach. Podczas gali byłem przekonany, że nagrodę dostanie inny nominowany, który został posadzony w pierwszym rzędzie – ja siedziałem gdzieś z tyłu. Kiedy więc przedstawiciel jury czytał treść decyzji i uzasadnienia, cytując przy tym fragmenty książki w narracji jej niepełnosprawnej bohaterki, rozkleiłem się i po wejściu na scenę wiedziałem, że nie zdołam nic z siebie wykrztusić. Przez łzy przeprosiłem za mój załamujący się głos i powiedziałem tylko, że dziękuję, a potem rozczarowany sobą umknąłem w ciemność widowni. Dopiero po powrocie do domu poczułem ulgę i mogłem pozwolić sobie na wielką radość z powodu tego, że jury spośród wszystkich książek wydanych w Polsce w ubiegłym roku postanowiło docenić właśnie „Święto ognia”. Myślę, że dla osób takich jak ja, czyli mało pewnych siebie, wiecznie w siebie wątpiących, taka nagroda to wspaniały podmuch motywacji i potwierdzenie, że to, co się robi, ma sens. Na pewno jednak nie wpłynie to na moje pisanie. Ja na co dzień nie myślę o żadnych nominacjach, nagrodach i tak dalej. W pisaniu najważniejsze jest dla mnie samo pisanie, a nie to, co dzieje się wokół niego.
„Święto ognia” żyje już swoim życiem, bo ma być sfilmowane. Czy może pan zdradzić szczegóły tego przedsięwzięcia? Znana jest obsada filmu?
Ciekawe, że rozmawiamy o tym dzisiaj, bo zdjęcia do tego filmu ruszają dosłownie za kilka dni. Ja sam w żaden sposób nie uczestniczę w tej produkcji, z przyjemnością tylko przyglądam się z boku, natomiast reżyserka, Kinga Dębska, o wielu sprawach na bieżąco mnie informuje. Znam już obsadę, ale nie mogę jeszcze nic zdradzić, ponieważ informacja ta nie została jeszcze oficjalnie podana; mogę zdradzić tylko tyle, że film będzie miał dość duży budżet jak na polskie kino i że z tego, co widzę, ma być zrobiony z wizualnym rozmachem. Producentem jest firma Opus Film, która ma na koncie takie arcydzieła jak „Ida” czy „Zimna wojna”, a Kinga Dębska zrobiła dotychczas moim zdaniem same bardzo dobre rzeczy, dlatego jestem spokojny o losy tej produkcji i z ciekawością czekam na rozpoczęcie zdjęć.
A może jeszcze inna książka pana autorstwa będzie sfilmowana?
Trwają zaawansowane prace nad „Horyzontem”, który ma reżyserować Bodo Kox, a dwie inne książki też mają sporą szansę na ekranizacje. Po dotychczasowych doświadczeniach i propozycjach mam jednak świadomość, jak długo zazwyczaj ciągną się takie procesy i jak bardzo są narażone na rozmaite kataklizmy, dlatego staram się w ogóle tym nie emocjonować. Robię swoje i jeśli któraś książka zostanie zekranizowana, to dobrze, a jeśli nie, to też dobrze. Nigdy mi na tym jakoś specjalnie nie zależało.
Spory jest również odbiór pańskiej twórczości w krajach europejskich. Małeckiego kochają chyba nie tylko Niemcy? Gdzie jeszcze pan wydaje swoje książki?
Muszę przyznać, że to jedna z moich większych radości związanych z tym, co robię. Zawsze po cichu marzyłem, by to, co piszę, ukazało się kiedyś w jakimś obcym języku. I dzisiaj, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu i jeszcze większej radości, mogę powiedzieć, że moje książki zostały wydane jak dotąd w Niemczech, Holandii, Rosji, Słowenii i Macedonii, przy czym w Holandii to już dwie książki, a w Niemczech za moment będą już trzy. Kolejne tłumaczenia są w trakcie i z niecierpliwością wyczekuję wszelkich informacji na ich temat. Co jakiś czas mam wręcz wrażenie, że to wszystko mi się śni, że za chwilę mama obudzi mnie i każe mi iść do szkoły…
Osobiście lubię pańskie krótsze formy, czyli opowiadania. Może szykuje pan ich nowy tom?
J.M.: Dziękuję, ja też lubię opowiadania, mam wrażenie, że w tych krótszych formach mogę sobie pozwolić na dużo więcej, jeśli chodzi o formę i konstrukcję. Najnowsze opowiadanie pod tytułem „Mowa nasza szeleści” jest taką kolejną dla mnie próbą wejścia w nieznane mi wcześniej obszary. Ukaże się za kilka tygodni w magazynie „Pismo”. Co do zbioru takich krótszych opowieści, na razie nic takiego nie planuję, bo całym sercem i wszystkimi myślami jestem w innym, dużym tekście.
Pochwalił się pan, że jedzie do Gruzji. Co oczekuje pan przywieźć z tej podróży, jakąś nową inspirację? (czyżby pan chciał porozmawiać na granicy z Rosjanami uciekającymi przed mobilizacją?).
Lecę do Gruzji, ponieważ zostałem zaproszony na międzynarodowy festiwal literacki, który w tym roku organizowany jest w Batumi. Wezmę udział w spotkaniu autorskim o pięknym tytule „The Art Of Writing”, a potem wracam do domu, więc raczej przywiozę z sobą tylko wspomnienia z długiej podróży, hotelu i samego festiwalu.
Ostatnie pytanie, właściwie nawiązujące do poprzedniego: nad czym pan obecnie pracuje?
Od dłuższego czasu piszę nową powieść, zupełnie inną niż „Święto ognia”, rozgrywającą się w innych czasach i innej scenerii, ale nie chciałbym jeszcze nic więcej zdradzać. Daję sobie na nią dużo czasu.
Jakub Małecki (ur. 1982 w Kole) – pisarz, autor dziesięciu książek, m.in. „Dygotu”, „Rdzy”, „Horyzontu”, „Nikt nie idzie” oraz „Śladów”, nominowanych do Nagrody Literackiej NIKE. Laureat Złotego Wyróżnienia Nagrody im. Jerzego Żuławskiego. W 2019 r. zdobył nagrodę w konkursie „Czytający Petersburg” dla najlepszego pisarza zagranicznego. Publikował w „Przekroju”, „Newsweeku”, „Polityce”, „Angorze”, „Znaku”, „Nowej Fantastyce” i „Tygodniku Powszechnym”. Magazyn Literacki KSIĄŻKI uznał „Horyzont” za Książkę Roku 2019, za tę powieść Małecki otrzymał także nominację w kategorii Odkrycia Empiku 2019. Za ostatnią powieść „Święto ognia” Jakub Małecki został w tym roku wyróżniony Nagrodą Norwida w kategorii literatura.
pau/pap