8 listopada 2024

loader

„Ojciec zmarł. Odeszło tylko ciało”

fot. Wydawnictwo Austeria

Ten tom osnuty jest wokół dwojga osób. Pierwszą z nich jest profesor medycyny, poeta i tłumacz (m.in. T.S. Eliota), w każdej z tych dziedzin wybitny, Krzysztof Boczkowski. Drugą – jego córka, Małgorzata Sokorska, także poetka, która jednakowoż, zgodnie z własną deklaracją, stała się nią za sprawą śmierci ojca zmarłego w 2018 roku.

Jej tom „Upadł buk” jest poetyckim hołdem złożonym ojcu. Z wewnętrznej potrzeby podjęła ona zadanie utrwalenia pamięci o nim i o czasie, w którym przyszło mu żyć. Ta pamięć układa się w warstwy. Jedną z nich jest jego rodzinne miasto. „Mojego Ojca stworzyła Warszawa. Bardzo warszawski, łączył w sobie jej radość, potęgę, mocne trwanie w realnych czynach z nostalgią, kruchością, bujaniem w nierealnych obłokach warszawskiego romantyzmu. Ulice, po których chodził – Wilcza, Mokotowska, Marszałkowska – miejsca w których był – Filharmonia Narodowa, Park Ujazdowski – były częścią jego życia. Nim samym”.

Tom poezji Małgorzaty Sokorskiej jest jakością gatunkowo niejednorodną. Fragmenty prozatorskie, wspomnieniowe o ojcu, lakoniczne obrazki realistyczne z cechami metafory, impresje z podróży do Italii, przeplatają się w tomie Sokorskiej z jej poezją. Wszystko to tworzy zasób impresji, myśli, dygresji związany z jej ojcem, z nią samą i z relacjami między obojgiem. To świadectwo naprawdę niezwykłej miłości córki, miłości doprawdy w takiej postaci rzadko spotykanej, na granicy mistycznego kultu osoby Ojca. To także jego bogaty, wielowarstwowy, intymny wizerunek – portret jego upodobań, pragnień, nawyków, zainteresowań, gustów artystycznych, przeżyć.

Poezja Sokorskiej tchnie prawdą. To nie jest poezja językowego popisu, poezja kunsztownych, „szumnych metafor”, przenośni, frazeologicznych błyskotek, efektów i innych sztuczek formalnych, to nie jest poezja zakochana we własnym brzmieniu. Jest to poezja skromna, wyzbyta egotyzmu, choć bardzo osobista, przeniknięta prawdą, liczy się w niej niemal wyłącznie jeden cel, jakim jest sportretowanie bohatera tego tomu – ojca i poety. A przy tym, to poezja wolna od sentymentalizmu, o który nietrudno byłoby się w tych okolicznościach otrzeć. Ta miłość córki do ojca, miłość wręcz frenetyczna, nie jest pokryta pozłotkiem czy lakierem czułostkowości. Czułość wyrażona jest w niej bez czułostkowości. To wielka i rzadka sztuka.

W wierszu „Zwolnienia na receptach” Sokorska napisała o tym, jak w jej czasach szkolnych ojciec pisał dla niej zwolnienia, usprawiedliwiające jej nieobecność na szkolnych zajęciach, które „podbijał pieczątką, a potem podpisywał”. Po ojcu „został bloczek niepotrzebnych recept”. „Zakończyła się sztuka pisania recept. Magia pieczątek. Ojciec zmarł przed wprowadzeniem e-recept”. Jedną z wartości, jednym z sensów poezji jest możliwość znalezienia w cudzym wierszu błysku naszego własnego uczucia, wrażenia, myśli, doświadczenia. Mój ojciec też był lekarzem. Nie byłem z nim tak związany jak Małgorzata Sokorska ze swoim. Nie pisał dla mnie zwolnień z lekcji, nie śmiałbym go o to poprosić, ale mnie także zostały po nim, po jego śmierci, „bloczki niepotrzebnych recept”. I pieczątki – metalowe, drewniane, plastikowe. On także zmarł przed wprowadzeniem e-recept. Przyznam, że trudno mi mojego ojca, człowieka bardzo tradycyjnego, wręcz anachronicznego w wielu wymiarach, wyobrazić sobie wystawiającym e-recepty.

Powtórzę: jedną z wartości poezji jest możliwość znalezienia w cudzym wierszu błysku naszego własnego uczucia, wrażenia, myśli, doświadczenia. Niejedno takie własne uczucie, wrażenie, myśl, doświadczenie znalazłem w poezji Małgorzaty Sokorskiej. I to jest moja osobista, skromna, najbardziej adekwatna z mojego punktu widzenia jej ocena.

„Ojciec zmarł. Odeszło tylko ciało. Jest przy mnie. Słyszę jego głos” – napisała w wierszu „Ojciec zmarł”. Ten tom, to piękny hołd miłosny i szkatułka pięknej, przenikniętej prawdą poezji.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Cieplak z nagrodą Boya-Żeleńskiego

Następny

Kremlowi skończyły się pieniądze na wypłaty