Dlaczego „biznesmen”, a nie „kupiec”? No bo jeśli odczytujemy stare teksty przez filtr naszej współczesności, to stosujmy także nasze współczesne nazewnictwo.
Kto dziś używa słowa „kupiec”, zamiast „biznesmen” czy „przedsiębiorca”? Nawet określenia „handlarz” używa się już bardzo rzadko, ostatnio słyszałem je tylko w odniesieniu do „handlarza bronią” z Lublina. Skoro więc Szajlok ma być „naszym współczesnym”, to konsekwentnie i na całego.
„Po drugiej wojnie światowej nikt i nic nie potrafi już skierować fabuły „Kupca weneckiego” na tory komediowe. Dla jednych dramat ten staje się okazją do zbiorowej ekspiacji, dla innych – lekturą niewygodną, dręczącą, wręcz pomijaną” – napisała Anna Cetera-Włodarczyk w interesującym wstępie do wydania szekspirowskiego „Kupca weneckiego” („Merchant of Venice”) w nowym przekładzie Piotra Kamińskiego. Nie byłbym tego taki pewien. Antysemityzm odrodził się wcale nie tak wiele lat po drugiej wojnie światowej, po Zagładzie Żydów. Zresztą, jako zwolennik absolutnie i bezwyjątkowo nieograniczonej wolności ekspresji werbalnej, wolności słowa, wcale nie uważam, że z powodu Zagłady nie wolno śmiać się z Żydów tak, jak z każdej innej nacji. Jestem też fanatycznym zwolennikiem nieograniczonej wolności śmiechu, z wszystkiego i ze wszystkich. Bez wyjątku. Ze mnie także, żeby było jasne. Inna sprawa, że „Kupiec wenecki” nie jest klasyczną szekspirowską komedią, tak jak n.p. „Wieczór Trzech Króli”, „Komedia omyłek” czy „Wesołe kumoszki z Windsoru”.
W istocie rzeczy „Kupcowi” bliżej do tragedii, a osnowa intrygi jest właściwie makabryczna (motyw wycinania części ciała jako sposobu wyegzekwowania długu finansowego). Nie zmienia tego komediowo-rodzajowa faktura niektórych scen i komiczny rysunek niektórych postaci. Autorka wstępu bardzo szczegółowo opisuje i analizuje zawiłą (to typowe dla literatury epoki, nie tylko dla Szekspira) intrygę dramatyczną „Kupca”, jego personalne, psychologiczne meandry. To prawdziwie bogate tworzywo dla wnikliwego inscenizatora. Jednak renesansowo-barokowo zawiłe, wyrafinowane, piętrowe, staromodne intrygi nie są w naszych prostackich czasach łatwe do przekładania na scenę tak, by było to nie tylko jako tako zrozumiałe, ale i w miarę interesujące dla współczesnej widowni. Żyjemy tak bardzo inaczej od naszych przodków sprzed stuleci, a zwłaszcza od arystokratów, dworaków, mieszczan, od licznych rozmaitych figur zaludniających miejsca akcji szekspirowskich sztuk, że ich „modus życia”, ich problemy, fascynacje, obsesje, aspiracje są od nas coraz odleglejsze, coraz bardziej zaprzeszłe, obce, coraz bardziej niezrozumiałe. Dlatego w czym innym wypada szukać wartości takich tekstów jak „Kupiec wenecki”.
Podstawową i największą wartość tego dramatu, czy może dramato-komedii (komediodramatu) można chyba streścić w takim oto sformułowaniu: „Kupiec wenecki” „uchodzi za jedyny w swym rodzaju przyczynek do historii Żydów w Europie. Kolejne odczytania utworu odsłaniają mechanizm wykluczenia bez względu na to, czy wzmacniają, czy kontestują wzgardę. W ten sposób szesnastowieczna komedia pozostaje lustrem i matrycą nowożytnego anty i filosemityzmu”.
Jednak „Kupiec” mówi jeszcze o czymś innym. Jawi się jako dramat o „schyłku feudalizmu i rosnącym znaczeniu kredytu – będącym czymś innym niż miłosierna pożyczka udzielana potrzebującym. Różnicę tę znali już starożytni Rzymianie”. Czyli jako dramat o początkach kapitalizmu i jego mechanizmów, a to już rozumiemy aż nadto dobrze w naszych krańcowo zekonomizowanych czasach.
Natomiast, choć świat był wtedy osadzony na budowli zinstytucjonalizowanej religii, nie ma u Szekspira w dramatach głębi religijnej czy mistycznych uniesień, nie tylko zresztą w tym dramacie. Właściwie w ogóle nie ma u Szekspira atrybutów instytucjonalnej religii. Nawet postacie z kręgu kleru (księża, zakonnicy, biskupi), których pełno w literaturze, nie tylko dramatycznej, tamtych czasów, u niego występują bardzo rzadko (n.p. w „Henryku VIII”), a i to częściej w omówieniach niż jako substancjalne postacie dramatyczne („osoby dramatu”). Co jeszcze jest w „Kupcu weneckim”? Jego treścią są „romanse i finanse, także splendor wizualny, zmysłowy Wenecji zawarty w tekście. Shylock gardzi chrześcijanami za chciwość, pychę, rozrzutność”. „Barbarzyńska fantasmagoria” – tak ktoś określił ten tekst. Ale kto tu jest barbarzyński? Przecież nie Szekspir, choć Jan Śniadecki za takiego go uważał. Na pewno barbarzyńskie jest życie, które Szekspir ukazuje. Bo życie to mieszanina barbarzyństwa i czułości, okrucieństwa i serdeczności, myślenia z najwyższej półki i głupoty z półki najniższej. Shylok ( w polskich przekładach nazywany też Szajlokiem) jest Żydem? Jest, ale po prawdzie my wszyscy od czasu do czasu bywamy Szajlokami.
William Shakespeare – „Kupiec wenecki”, w przekładzie Piotra Kamińskiego, wstęp i komentarz Anna Cetera-Włodarczyk, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2021, str. 262, ISBN 978-83-235-4965-9