Dramaty Wyspiańskiego zawsze coś istotnego mówią o Polsce i Polakach. Motywuje nas też fakt, że po remoncie będziemy jesienią otwierać Dużą Scenę Teatru Wybrzeże – mówi z-ca dyr. Teatru Wybrzeże i jego kierownik literacki Radosław Paczocha, zapowiadając premierę „Wyzwolenia” w reż. Jana Klaty.
Grzegorz Janikowski: 13 stycznia miała miejsce na Scenie Malarnia Teatru Wybrzeże prapremiera pańskiego tekstu „Punkt zero”, którą reżyseruje dyrektor gdańskiego Teatru Adam Orzechowski. Scenografię i kostiumy zaprojektowała Magdalena Gajewska. O czym opowiada pana dramat? Wiemy, że główną rolę Marcina zagra Mirosław Baka.
Radosław Paczocha: To jest, najprościej mówiąc, tekst, który opowiada o kryzysie wieku średniego, a mówiąc bardziej literacko jest to historia człowieka, którego dopada tzw. „smuga cienia”. Przypatruję się współczesnemu mężczyźnie, który ma rodzinę, pracę, wszystkie elementy wydają się wypełnione w jego życiu, ale w którymś momencie dochodzi do bolesnych podsumowań. I wtedy okazuje się, że nie wszystka da się ująć zgrabnie w Excelu, bo nie wszystko odpowiednio działa. Sam nazywa ten moment „punktem zero”, który bardzo chciałby opuścić i jednocześnie zacząć od nowa. Bardzo możliwe, że nawet w tym samym otoczeniu, z tymi samymi bliskimi mu ludźmi, ale okazuje się, że bardzo dużo musi zmienić, żeby tak się stało. Najogólniej mówiąc, sztuka opowiada o momencie konfrontowania się z kryzysem, z podsumowaniami i próbą przejścia do etapu, w którym na nowo uwierzy się, że to życie, które zostało jeszcze do przeżycia, może mieć swój głęboki sens.
Zdaje się, że główny bohater próbuje poradzić sobie z kryzysem za pomocą wspomnień, reminiscencji. Wśród postaci w sztuce pojawia się np. Bogna sprzed lat, którą zagra Agata Woźnicka. Owszem. Bo życie bohatera rozgrywa się także w jego głowie. Z jednej strony mamy rzeczywistość, która go otacza, a z drugiej w planie podsumowań pojawia się narracja na własny temat, która utkana jest – jak u każdego z nas – z jakichś powidoków, wspomnień. Bohater ma wspomnienia, które w pewien sposób pielęgnują jego wyobrażenia na własny temat. I chyba w którymś momencie powinien się z nimi pożegnać. Uświadomić sobie, że pewne doświadczenia i etapy życia są już za nim i po prostu nie wrócą. Tak więc ten dramat rozgrywa się zarówno w realnym świecie, jak i w jego głowie. Pokazuje zmaganie się ze sobą z przeszłości, ze swoimi wspomnieniami. A równocześnie na wielu planach odbywa się rodzaj résumé. I w pewnym momencie trzeba powrócić do realności, wejść ponownie w relacje z najbliższymi, gdzie być może jest ocalenie.
Słyszałem, że drugą premierą w Teatrze Wybrzeże ma być nowy spektakl Marcina Wierzchowskiego. Zresztą to również będzie autorskie przedstawienie, bo reżyser sam wyszukał sobie temat i napisze scenariusz. Kiedy widzowie mogą spodziewać się premiery?
Liczę na to, że w maju pokażemy dwie premiery. To będzie najpierw „Kronika wypadków miłosnych” na podstawie powieści Tadeusza Konwickiego w reżyserii Jarosława Tumidajskiego i kolejna, wspomniana już, „Piękna Zośka” w reżyserii Marcina Wierzchowskiego na Scenie Malarnia Teatru Wybrzeże. W przedstawieniu Wierzchowskiego z jednej strony będziemy mieć do czynienia z przywołaniem głośnej kiedyś historii kryminalnej, choć w gruncie rzeczy nie wiem, czy to właśnie kryminał będzie osią tej opowieści. Na pewno bohaterką tego spektaklu będzie Zofia Paluchowa – modelka z czasów młodopolskiej chłopomanii. Jako chłopskie dziecko Piękna Zośka próbowała się wyemancypować społecznie, bo bycie modelką wielu znanych krakowskich artystów dawało szansę na awans społeczny i na pieniądze, które pozwalały przetrwać w niełatwej rzeczywistości, tym bardziej, że Zofia Paluchowa była także matką. Jednak jej próba emancypacji była niełatwa, obciążona złym wyborem matrymonialnym i niestety, skończyła się tragicznie. Jej progresywny, jak na swoją klasę społeczną, model życia powodował, że powstawały intensywne napięcia, zazdrosny mąż wzniecał rozliczne kłótnie, nadużywał alkoholu, nie pozwalał od siebie odejść, aż w końcu posunął się do okrutnego morderstwa. Tak wygląda fabularna strona tej historii, ale – na ile zrozumiałem intencje reżysera – Wierzchowskiemu chodzi także o przyjrzenie się nieudanej próbie emancypacji społecznej i roli kobiety w tamtych realiach. Zofia Paluchowa jest ofiarą klasową, bo trudno nie dostrzec, że chłopstwo na początku XX wieku nie było delikatnie mówiąc klasą uprzywilejowaną. Aktualnie trwają prace nad scenariuszem, dlatego póki co mówię głównie o dosyć ogólnych zamiarach. Natomiast znam już adaptację „Kroniki wypadków miłosnych” Tadeusza Konwickiego, którą przygotował Jarosław Tumidajski. Część prób już za nami, powstała też obsada tego przedstawienia. To opowieść chyba dobrze znana publiczności, bo w 1985 r. Andrzej Wajda zrealizował film na podstawie scenariusza Konwickiego, a pewnie wielu widzów przeczytało także książkę. Jarosław Tumidajski zżył się mocno z tą propozycją, wiem, że myślał o niej nie od dziś, licząc na to, że uda mu się kiedyś zrealizować teatralną wersję tej opowieści. Nie ukrywam, że wstrząsające okoliczności, które przyniósł 2022 rok miały pewien wpływ na ten wybór repertuarowy. Bo jest to historia miłosna, ale z wojną w tle. Akcja rozgrywa się na Wileńszczyźnie w cieniu zbliżającej się II wojny światowej. Bohaterem jest dojrzały Witek, który po latach wspomina swoją młodzieńczą miłość, czyli Alinę, jak i cały tamten świat, który zniknął wraz z wybuchem wojny. Ale jak to w teatrze – przedstawienie raczej nie będzie odtwarzało w szczegółach tamtych realiów. Liczymy na to, że spektakl zadziała trochę jak gąbka z opowieści Jana Kotta o teatrze i będzie opowiadać również o naszych czasach.
Premierę zaplanowaliśmy na 12 maja na Scenie Kameralnej w Sopocie.
Na Scenie Letniej w Pruszczu Gdańskim ma się odbyć premiera nowego, zapewne autorskiego przedstawienia Michała Siegoczyńskiego. Cóż to będzie?
Tak, będzie to jak najbardziej autorski spektakl Siegoczyńskiego, na podstawie napisanego przez niego scenariusza. Mamy nadzieję, że jego „Romeo i Julia” otworzy nasz sezon letni. Po rozmowach z reżyserem mogę powiedzieć, że Michał Siegoczyński raczej zamierza „romansować” ze sztuką Szekspira, niż odtwarzać ją w detalach. Siegoczyński jest już znany polskim widzom ze swoich interpretacji i nowatorskich odczytań utworów klasycznych i ze swoich licznych popkulturowych odniesień. Mam nadzieję, że w tym spektaklu pozostawi trochę Szekspira, choć – powtórzę – po rozmowach z reżyserem spodziewam się, iż będzie z tym tekstem nie zawsze zobowiązująco „flirtował” za pomocą swojej wyobraźni i twórczych skojarzeń. Wiem, że autor i reżyser w jednej osobie zastanawia się nad różnymi wariantami tej mitycznej już historii, niekoniecznie kanonicznymi. Proustowski przepis na wielką miłość, czyli chwilowa fascynacja plus odrzucenie, niekoniecznie będzie reżysera interesować. Albo będzie interesować jako jeden z możliwych wariantów. Bo na przykład co by było, gdyby miłość Romea i Julii dotarła do etapu wspólnego prania pieluch? A może skończyła się w sali sądowej podczas rozprawy rozwodowej? Gdy dziś włączyłem telewizor – dowiedziałem się na przykład, że para aktorów, którzy zagrali w 1968 roku w ekranizacji „Romea i Julii” Franco Zeffirellego, wytoczyła wytwórni Paramount proces o to, że na planie filmowym doszło do nadużyć, gdyż zagrali sceny nagości będąc niepełnoletnimi aktorami, na co się wcześniej z producentem nie umawiali. Kto wie, może Michał Siegoczyński również w tym znajdzie jakąś pożywkę dla swojej opowieści? Uroczysta premiera odbędzie się na Scenie Letniej w Pruszczu Gdańskim, z którym współpracujemy już od 15 sezonów. A potem przedstawienie pokazywane będzie na Scenie Kameralnej w Sopocie. Następnie mamy nadzieję grać je na Dużej Scenie w Gdańsku, gdy tylko uda nam się ją otworzyć. Nie będzie to jedyna nasza premiera na Scenie Letniej w Pruszczu Gdańskim, bo w wakacje planujemy jeszcze pokazać bajkę, którą przygotuje choreograf i reżyser Maćko Prusak. Aktualnie z dramaturżką Martą Giergielewicz pracują nad adaptacją mniej znanych baśni braci Grimm. To będzie propozycja familijna, przede wszystkim skierowana do dzieci. Bardzo możliwe, że ten spektakl będzie miał premierę w odcinkach, to znaczy, że najpierw pokażemy dwa, trzy odcinki – a dopiero potem całość przedstawienia.
Podobno sezon 2023/24 w Teatrze Wybrzeże ma zainaugurować nową inscenizacją Jan Klata. Co zamierza wystawić?
Zaproponowaliśmy reżyserowi wystawienie dramatu Stanisława Wyspiańskiego pt. „Wyzwolenie” i Jan Klata dobrze na tę propozycję zareagował. Pamiętamy o „Weselu”, które zamknęło – nie z jego woli – dyrekcję Klaty w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Od tego czasu reżyser nad Wyspiańskim nie pracował. Powróci do tego autora inscenizacją „Wyzwolenia”, a my liczymy na – jak to często u Jana Klaty – dobre, ważne i „mocne” przedstawienie. Liczymy na to tym bardziej, że dramaty Wyspiańskiego zawsze mówią nam coś istotnego o Polsce i Polakach. Motywuje nas też fakt, że po remoncie będziemy jesienią otwierać Dużą Scenę Teatru Wybrzeże. Dlatego warto przypomnieć ten narodowy arcydramat, który notabene rozgrywa się w teatrze. Mam nadzieję, że premiera „Wyzwolenia” nastąpi na początku nowego sezonu – pod koniec września albo na początku października. Mówię to z pewną dozą ostrożności, bo w kwestii terminu otwarcia Dużej Sceny jesteśmy zależni od okoliczności, na które nie zawsze mamy wystarczająco duży wpływ. Ale na dziś jesteśmy z wykonawcą umówieni, że jesienią remont powinien się już zakończyć, a my będziemy mogli najpóźniej w październiku 2023 roku zaprosić widzów na premierę „Wyzwolenia” w reżyserii Jana Klaty. I tego się trzymajmy.