9 listopada 2024

loader

Thriller w Łodzi zatopiony

fot. materiały prasowe

Andrzej Bart jest bardzo dobrym, sprawnym pisarzem. Jego ciekawy debiut „Rien ne va plus” (1991) przyniósł mu nagrodę Kościelskich. Potem przyszły m.in. „Don Juan raz jeszcze”, „Piąty jeździec Apokalipsy”, „Rewers”, „Fabryka muchołapek”, „Bezdech”, „Dybuk mniemany”. Charakteryzuje je zróżnicowanie problematyki, jako że Bart nie jest pisarzem jednego tematu, jednej obsesji.

Na ostatniej stronie okładki jego najnowszej powieści, „Śmierć głośna, jest cicha”, edytor tak oto, w telegraficznym skrócie zajawia zawartość powieści: „Za kilka miesięcy ulicą Piotrkowską przejedzie Adolf Hitler. Tymczasem inny niedoszły artysta morduje młode kobiety. Dla lepszego efektu w starannie wybranych miejscach podrzuca elegancko opakowane części ciała. W mieście działa już także niemiecka V kolumna. To ostatnie chwile Łodzi, w której, jak mawiał Izrael Joszua Singer, przeglądał się cały świat. Bilet do nieistniejącego już miasta, które zanim stało się stolicą filmu, było już kinem w czystej postaci”.

Biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z thrillerem, co zaznaczone jest na pierwszej stronie okładki, wyjawienie a priori jego rdzenia jego kryminalnej konstrukcji nie wszystkim czytelnikom, tym lubiącym zaskoczenia i zagadki, się spodoba. Bo jak thriller to thriller, jak zagadka kryminalna to zagadka kryminalna. Chyba że chodzi jednak o coś innego i o to Barta podejrzewam.

Jako się rzekło, Bart to bardzo sprawny, profesjonalny pisarz. Dar obrazowania, niezłe dialogi (choć nie tak dobre jak u Raymonda Chandlera), ciekawie zarysowane sylwetki, szczypta finezyjnej ironii. Jednak w tej obszernej, może nazbyt obszernej (pięćset stron) powieści obraz Łodzi 1939 roku przykrywa warstwę gatunkową thrillera, który ledwie spod niej wyziera. Zalew dialogów, inteligentnych, odwraca uwagę i neutralizuje ewentualne „dreszczyki”.

Więcej tu społecznego i środowiskowego kolorytu niż kryminalnej esencji. Niestety, z punktu widzenia czytelniczych odczuć, psychopatyczny i ekscentryczny skrytobójca ani się umywa do doktora Hannibala Lectera. 

Jakub Wencel

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Policja bije kibiców FC St. Pauli

Następny

Warszawskie święto kina