25 listopada 2024

loader

Warszawskie pióra z nominacjami

Krzysztof Lubczyński /Facebook

Aż trudno uwierzyć, że choć Warszawa jest prawdziwym zagłębiem dziennikarskim, nie powstał obyczaj wyróżniania dziennikarzy związanych szczególnymi więzami ze stolicą i Mazowszem.

Owszem, od wielu lat istnieje ustanowiona przez Samorząd Mazowiecki Nagroda im. Cypriana Kamila Norwida, ale nie obejmuje ona swoim zasięgiem dziennikarzy – adresowana jest do środowiska twórców kultury, w szczególności artystów i animatorów twórczości w dziedzinach: literatury, muzyki, plastyki i teatru. Dziennikarz może się tam czasem przez przypadek zaplątać. Jest też nagroda dla varsavianistów, a więc nagroda branżowa, tematyczna – jednak takiej, która dotyczyłaby dzienniarstwa związanego z własnym centrum świata, czyli w tym przypadku z Warszawą i Mazowszem, nie ma, choć nagród ci u nas dostatek.

W wielu miastach i regionach od lat takie tradycje się zawiązały. Dość wspomnieć o krakowskiej nagrodzie Złotej i Zielonej Gruszki. Toteż Oddział Warszawski Stowarzyszenia Dziennikarzy RP postanowił wreszcie wypełnić tę lukę i warszawsko-mazowiecka nagroda dziennikarska po raz pierwszy przyznana zostanie już w tym roku.

Patronka nagrody
Patronką Nagrody obrana została Karolina Beylin (1899-1977), pisarka, dziennikarka, recenzentka,
tłumaczka m.in. Karola Dickensa (np. sławny „Dawid Copperfield”) i Michała Zoszczenki, autorka wielu powieści obyczajowych publikowanych wspólnie z siostrą Stefanią już przed drugą wojną światową. Jej losy mogłyby posłużyć za kanwę fascynującej opowieści filmowej. Podczas wojny aresztowana przez gestapo, uciekła z tansportu, potem znalazła pracę jako nauczycielka w majątku Frankopol, gdzie udało się jej ściągnąć także siostrę Stefanię. Uczyła potem w dworach ziemiańskich pod pseudonimem Maria Maliszewska.

Przeżycia z okresu Holocaustu mocno nią wstrząsnęły, na co zwróciła uwagę Anna Gąsiorowska w szkicu o Karolinie Beylin. Otóż słynąca z łagodności recenzentka pisała w kilkanaście lat po wojnie, po warszawskiej premierze „Pierwszego dnia wolności” w reżyserii Erwina Axera (1959): „Każdego z nas, który był świadkiem bestialstw hitlerowskich, zbrodni popełnionej na Warszawie, potworności badań w gestapo i obozów śmierci niepokoi od lat zagadnienie „dobrych Niemców” i stokroć szersze pytanie: gdzie znajdują się granice prawdziwego człowieczeństwa, czy w obliczu tamtych koszmarów jest w tych granicach miejsce na zdjęcie z wszystkich Niemców odpowiedzialności za to, co się stało”.

Już okresie międzywojennym praktykowała Karolina Beylin jako dziennikarka. Debiutowala w roku 1926 w „Kurierze Porannym”, gdzie prowadziła rubrykę „Obrazki warszawskie” sygnowane tylko jedną literką (b). Po kilku latach (1930) przeszła do ówczesnej popołudniówki „Kurier Czerwony” (tytuł pochodził od koloru winiety, a nie tendencji ideologicznych).
Po wojnie stała się jedną ze współzałożycielek „Expressu Wieczornego” (też czerwony tytuł), z którym związana była do roku 1968. Prowadziła rubrykę warszawską, pisała felietony. m.in. „A tu jest Warszawa” i publikowała „ekspresowo” recenzje teatralne. „W teatrze właściwie wszystko jej się podobało” – wspominał Andrzej Dobosz. Trochę nawet sobie z tego żartowano.
Ale Karolina Beylin nieodmiennie z życzliwością i wytrwałością człowieka pióra przekonanego o wadze słowa krzewiła wiedzę o stolicy, jej życiu kulturalnym, przeszłości i współczesnym obliczu. Pisała jasno i kompetentnie, doskonale wiedząc do jak szerokiego kręgu odbiorców pisze. Teksty publikowane w jej gazecie, której nakład sięgał często miliona egzemplarzy, dosłownie trafiały pod strzechy.

Poświęciła wiele energii nowym książkom, przede wszystkim o Warszawie, m.in. „Dni powszednie Warszawy w latach 1880–1900” (1967), „W Warszawie w latach 1900–1914” (1972), Warszawa znana i nieznana (1973). Te warszawskie pasje narodziły się podczas studiów polonistycznych, kiedy pisała pracę doktorską „Życie codzienne w twórczości Prusa”.
Dlatego inicjatorzy tej Nagrody napisali tak: „Obierając Karolinę Beylin za patronkę nowej nagrody Zarząd pragnie nawiązać do dziennikarstwa wewnętrznie zdyscyplinowanego, opartego na głębokiej wiedzy, szacunku dla ocenianych ludzi i tworzonego z troską o jasność przekazu”. Brzmi to jak przykazanie dziennikarskie, o którym zbyt często się zapomina.

Czworo nominowanych
Znamy już nazwiska nominowanych do pierwszej edycji Nagrody. Z prawdziwą radością znajduję wśrd nich kolegę z tych łamów, red. Krzysztofa Lubczyńskiego. Ale gratulacje należą się wszystkim nominowanym, Zarząd Oddziału Warszawskiego bowiem po zapoznaniu się ze zgłoszeniami nominował czworo z nich.

Nominacje do Nagrody otrzymali więc (cytuję komunikat):

Krystyna GUCEWICZ, dziennikarka, krytyczka, poetka i pisarka, przez wiele lat związana z „Expressem Wieczornym”, inicjatorka i organizatorka Ostrych Dyżurów Poetyckich w Teatrze Narodowym, autorka popularnych książek, tomów wierszy, towarzysząca życiu kulturalnemu stolicy;

Ewa KIELAK, wydawczyni i redaktorka naczelna „Stolicy”, a przedtem „The City Voice”, niestrudzenie współtworząca środowisko znawców i pasjonatów zainteresowanych historią i dniem współczesnym Warszawy, laureatka nagrody m.st. Warszawy (2012);

Grażyna KORZENIOWSKA, dziennikarka i recenzentka, przez wiele lat związana z magazynem „Sukces”, dziennikiem „Super Express”, obserwatorka życia kulturalnego, towarzysząca od początku festiwalowi „Era Schaeffera” i wielu wartościowym poszukiwaniom artystycznym, m.in. Video-teatrowiPOZA;

Krzysztof LUBCZYŃSKI, pisarz, krytyk literacki, pasjonat historii, autor wielu książek związany z portalem pisarze.pl i „Dziennikiem Trybuna”, na którego łamach publikował wieloodcinkowy cykl „Kapsułki pamięci” w dużej części poświęcony ludziom i miejscom ważnym dla Warszawy.

Spośród nominowanych Zarząd wybierze laureatkę/ laureata Nagrody im. Karoliny Beylin. Ale już teraz można powiedzieć, niezależnie od tego, kto ostatecznie zdobędzie ten laur, że to wyborna ekipa.

O każdej z nominowanych osób mógłbym dorzucić wiele ciepłych uwag. Ich obecność, widoczny udział w staraniach o trochę lepszy świat, prawdziwie krzepi. Wciąż, na szczęście, są ludzie, którym zależy, którzy nie machają obojętnie ręką, którzy – chociaż wcale tego nie muszą robić – upominają się o innych i za innych.

Czy to się przyjmie?
Nie wiem, czy się przyjmie, choć pewnie powinienem okazać więcej „urzędowego” optymizmu. Należę przecież, a nie ma powodu, żeby to ukrywać, do grona, które tę nagrodę postanowiło utworzyć. Zawsze przy takich okazjach rodzą się wątpliwości, czy nie za dużo już tych nagród, czy nie następuje inflacja konkursów, a każdy nowy ma niewielkie szanse wyjść z cienia – prędzej utonie, niż zwróci na siebie uwagę. Ale nawet przy tak sceptycznym podejściu, nie ma lepszego sposobu, aby podziękować tym, którzy naprawdę czegoś dokonali, i podpowiedzieć innym, że warto iść ich śladami.

Podobno najwięcej w Europie nagród przyznają Włosi, zwłaszcza w dziedzinie poezji. A jednak nie uchroniło to ich przed plagą mafii. Stąd już tylko krok od starego dowcipu, że kawiarnia na Nowym Świecie została zamknięta z powodu przebudowy torów tramwajowych na Kawęczyńskiej. Tak w przyrodzie społecznej to nie działa, że jakaś jedna czy nawet sto fantastycznych nagród odmienia bieg wydarzeń. Ale nawet jeśli tak nie jest, to wciąż warto się starać, aby tak się stało.

Tomasz Miłkowski

Tomasz Miłkowski

Poprzedni

Teraz Wimbledon

Następny

Wyjaśnią Getback?