„Wielka Polska” Rafała Ziemkiewicza wydana nakładem „Fabryki Słów” jest publicystycznym pamfletem na współczesną Europę lewicowo-liberalną.
Ziemkiewicz jej nie lubi, nie cierpi tak, jak jego ideologiczni przyjaciele, „promocji LGBTQ”, praw kobiet, panoszenia się „lewackich ideologii”, idei federacyjnego lub tym bardziej scentralizowanego państwa europejskiego w miejsce „Europy narodów”, dominacji Niemiec w strukturach Unii Europejskiej („Stary Bismarck na nowo”) i tak dalej. To kanon publicystyczny, który możemy znaleźć w dowolnym tytule prasowym czy portalu prawicowym, nacjonalistycznym czy konserwatywnym, w tekstach Zdzisława Legutko, Zdzisława Krasnodębskiego, Bronisława Wildsteina i wielu innych.
Poza tymi zasadniczymi zarzutami pod adresem współczesnej Europy unijnej, Ziemkiewicz skrzętnie wyszukuje też jej specyficzne detale, konkretne schorzenia, wady, absurdy, nonsensy. Nie jest to bardzo trudne zadanie, ponieważ Unia Europejska jako twór ludzki niewątpliwie obarczony jest niejedną wadą i potrafi to dostrzec nawet taki euroentuzjasta jak piszący te słowa. Ziemkiewicz jest publicystą, obserwatorem i analitykiem, który te wady skrzętnie odnotowuje, wytyka, piętnuje. Czyni to sprawnie i ta warstwa jego publicystyki, i poprzedniej, i tej tworzącej zawartość „Wielkiej Polski”, jest prawdziwie interesująca, a fragmentami nawet pouczająca w lekturze. Słowem – tam gdzie celem autora jest diagnoza istniejącego stanu rzeczy, tam naprawdę (choć nie całkowicie bynajmniej) miewa on sporo racji. Schody zaczynają się tam, gdzie po diagnozach przychodzi czas na budowanie wizji Europy lepszej niż ta „lewacka”, „federastyczna”, niemiecka.
Wtedy okazuje się, że w szufladzie „konserwatywnych” (cudzysłów jest tu uzasadniony, ponieważ to co po prawej stronie określa się jako konserwatyzm, z klasycznym konserwatyzmem ma zazwyczaj niewiele wspólnego), prawicowych ideologów jest niewiele poza anty unijnymi epitetami, anty unijnymi resentymenty i szydzeniem z „lewacko-liberalnych ideologów”. Na czym miałaby polegać realna, konkretna przewaga prawicowych i konserwatywnych projektów, jakimi sposobami miałby one uczynić życie Europejczyków? Na czym miałby polegać ten „Nowy, Wspaniały Świat” prawicy i konserwatystów? W czym miałby być lepszy od obecnego, tak, obarczonego wadami? Naprawdę trudno dociec. Z tytułu najnowszej książki Ziemkiewicza i z reprodukcji, która zdobi jej okładkę (podniesienie dzwonu Zygmunta z obrazu Jana Matejko – czas szczytu chwały I Rzeczypospolitej) wynika, że „projekt” Ziemkiewicza polega na wizji reaktywacji „Wielkiej Polski”. Co prawda endeckie pojęcie „Wielka Polska” nikły ma związek z wielonarodową I Rzeczpospolitą w apogeum jej świetności, ale niech tam… Za punkt wyjścia swoich wizji przyjął Ziemkiewicz książkę amerykańskiego futurologa George’a Friedmana „Następne sto lat. Prognoza na XXI wiek”. Ma z niej jakoby wynikać, że Friedman widzi przyszłość Polski w roli przyszłego „mocarstwa nad Wisłą”. Jednak czytelnik, którego wizja ta zaintryguje, próżno będzie szukał u Ziemkiewicza przywołania szczegółowych argumentów, sformułowanych przez Friedmana dla uzasadnienia swojej prognozy. Wywód Ziemkiewicza i tu rozpływa się w ogólnikach, a w miejsce przytaczania jego argumentacji autor odwołuje się do Romana Dmowskiego i kardynała Wyszyńskiego, czyli zamiast w przestrzeni zakreślanej przez futurologię, wchodzimy do muzeum przysypanego naftaliną. A oto próbka tego, jak źródła swojej optymistycznej wizji postrzega Ziemkiewicz. Używa on oto metafory wampira. „Wymierająca, starzejąca się zachodnia Europa za cenę różnych funduszy, z których większość i tak do niej wróciła, wyssała nas z krwi i podtrzymała w ten sposób swą kondycję, niczym stary wampir-hrabia, który obdarzył łaskami jurnego parobka, by mu regularnie upuszczać krwi, wykorzystując naiwny zachwyt obdarowanego (…) Jak wie każdy, kto czytał fantastykę (…), ofiara wampira sama staje się wampirem i zmuszona jest wysysać krew z innych. Chcąc nie chcąc takim właśnie wampirem stajemy się dla Ukrainy i innych wschodnich sąsiadów”.
Wizja to może efektowna, ale zdecydowanie mało realna. Jeśli do tego dodać tezę, w której Wildstein uważa, że polski sukces polityczny i cywilizacyjny przełoży się na ożywienie wiary Polaków i wzrost szacunku dla wartości chrześcijańskich, to jesteśmy w pełnoskalowym science-fiction, w fantastyce, czyli w gatunkach literackich, które Ziemkiewicz uprawiał niegdyś jako prozaik. Jak na dłoni widać bowiem, że wzrost cywilizacyjny Polski w ostatnim trzydziestoleciu doprowadził do radykalnego krachu religijności w Polsce, zwłaszcza w najmłodszym pokoleniu.
Reasumując: warto poczytać „Wielką Polskę” Ziemkiewicza jako ciekawą utopię, fragmentami niezłą analizę, ale realność wniosków wysnuwanych z tego przez Ziemkiewicza trzeba między bajki włożyć. Żadnej „Wielkiej Polski” nie będzie.