Po marcu 1968 jedną z „destynacji” emigracyjnych obywateli polskich żydowskiego pochodzenia była Dania. Ten fakt jest powszechnie znany, ale nie są powszechnie znane losy tychże emigrantów w kraju niezbyt odległym, ale słabo w Polsce znanym, nieco więc w związku z tym tajemniczym.
Bogusława Sochańska, była dyrektorka Duńskiego Instytutu Kultury w Warszawie, znakomita tłumaczka literatury duńskiej, w tym m.in. twórczości Hansa Christiana Andersena przybliżyła nam tę problematykę w książce „Z Polski do Danii”, w której zebrała relacje piętnastu polskich emigrantów marcowych. Całość poprzedza wstęp „Kampania marcowa i pomarcowa emigracja” autorstwa historyka, profesora Dariusza Stoli. Nie sposób tu nawet pobieżnie zreferować relacji emigrantów, których noty biograficzne znajdują się na końcu książki i których część już nie żyje.
Nie sposób streścić tu zawartości tych relacji nawet w największym skrócie, ale już same ich tytuły wiele mówią: „Składanie świata z kawałków”, „Przynależność do różnych kultur do dar”, „Nie pozwolono mi poczuć się Polakiem”, „Spotkanie z Danią”, „Najlepsza demokracja na świecie”, „Polska była naszym domem”, „Wciąż pisałam listy do Polski”, „Po obu stronach granicy”, „Czuję się Duńczykiem”, „Tolerancja”, „Otwierał się przede mną cały świat”, „Wyjeżdżałem do Izraela”, „Moje miejsce w nowym świecie”.
Reakcje autorów wspomnień na nieplanowaną wcześniej emigrację były różne. Istotnym czynnikiem traumatycznym był fakt, że nie wyjechali na ogół z własnej nieprzymuszonej woli, lecz zostali zmuszeni do wyjazdu pod naciskiem politycznym i administracyjnym.
Dla większości było to źródłem dramatu, choć niektórzy (n.p. Józef Parnas) traktowali to jako wyzwolenie się z nielubianego kraju, który postrzegali jako antysemicki. Większość, nawet jeśli była zadowolona z warunków życia w bogatej i dobrze zorganizowanej Danii, tęskniła za Polską, w końcu ich ojczyzną i krajem dzieciństwa (a ten sentyment zawsze pozostaje w emocjonalnej pamięci), starała się zachowywać kontakt z rodziną, przyjaciółmi i krajem w ogólności.
Z relacji większości można, na ogół nie wprost, wywnioskować, że nigdy do końca nie asymilowali się w nowym krajem, nigdy nie stali się Duńczykami. Było to zwyczajnie niemożliwe z psychologicznego punktu widzenia.
Niektóre ze wspomnień poszerzone są o relacje z wcześniejszego życia w Polsce, z dzieciństwa, młodości. I tylko pewien niedosyt może wzbudzić relatywnie niewielka uwaga jaką bohaterowie wspomnień poświęcili krajowi swojego nowego osiedlenia, Danii, jej życiu, sprawom, problemom, mentalności, obyczajom i tak dalej.
No cóż, wspomnienia wywołały w nich imperatyw przywołania raczej polskiej młodości niż duńskiego życia, dla niż już powszedniego. Polecam ten bardzo interesujący zbiór.
pau/pap