Być może należałoby przystąpić ad rem, od razu, bez zbędnych ceregieli, do zawartości i jakości tej książki, ale jednak bez krótkiego zarysowania sylwetki autora, jej obraz byłby niepełny. W tym bowiem przypadku nie da się oddzielić książki od autora, bo przez nią przemawia sam, we własnej osobie, Rafał A. Ziemkiewicz, od kilku już dziesięcioleci publicysta prawicowej prasy, można by rzecz – jej weteran, postać niemiła do tego stopnia, że z przyczyny swojej napastliwości i bezceremonialności bywa nazywany „żulnalistą”.
To nacjonalista, zadeklarowany endek, ksenofob, antyeuropejczyk, nie pozbawiony jednak sporej dozy samodzielności, która wprowadzała go kilkakrotnie na kolizyjny kurs z oficjalną linią PiS.
Nie da mu się jednak odmówić tego, że pisze nieźle, zajmująco, wyraziście, choć brak mu własnego, interesującego stylu. „Strollowana rewolucja” to siódma już jego (m.in. po „Polactwie”, „Michnikowszczyźnie”, „Myślach nowoczesnego endeka”, „Chamie niezbuntowanym”) książka publicystyczna. „Wychowany w wierze, że Zachód to ostoja wolności i demokracji, w najbardziej pijanym widzie nie wyobraziłbym sobie, że ledwie trzydzieści lat po tym, jak komunistyczna zaraza haniebnie wygasła w swym kacapskim mateczniku, opanuje ona umysły Zachodu – „wolnego świata”, jak nazywało się go za moich czasów” – napisał we wstępie („Na początek: koniec świata”) do „Strollowanej rewolucji”. Powiada Ziemkiewicz: „Nie sztuka czuć, że świat się psuje czy wariuje, nie sztuka zauważyć, że nadchodzi koniec świata. Sztuką jest ten koniec świata przeżyć i w świecie kolejnym znaleźć to, co będzie dobre, co da się wykorzystać i co trzeba rozwijać.
W zalewie informacji o rewolucyjnych zmianach, pandemicznych restrykcjach, politycznych przewrotach, ulicznych zamieszkach, obalaniu pomników i budowaniu nowych, potępianiu tego, co do niedawna było święte, i uznawaniu za świętość tego, co do niedawna otaczano pogardą albo lekceważeniem – ustalić co jest skutkiem, a co przyczyną”.
I od pierwszego rozdziału („Demokracja niemożliwa i gasnące oświecenie”), Ziemkiewicz biczuje ten świat.
Mamy do czynienia z jego złością i jeremiadą, że – mówiąc hamletycznie – „świat wyszedł z formy” – zbankrutowała demokracja, polityka w ogóle, ekonomia, wolność, kultura, obyczaje. To, co się dokonuje nazywa on „strollowaną rewolucją” według niego inną niż dotychczasowe i najgorszą z nich.
W tej swojej zapiekłej nienawiści do współczesnego świata staje się Ziemkiewicz kimś w rodzaju „Kononowicza” wyższego intelektualnie sortu. I choć nie można Ziemkiewiczowi odmówić racji w niektórych ocenach, n.p. gdy mówi o kompletnym upadku, zmarginalizowaniu kultury wyższej, o zwycięstwie prymitywizmu i dosłowności, a także w niektórych innych kwestiach, to zastanawia, dlaczego w katalogu ziemkiewiczowych pretensji do świata, nie znalazło się n.p. potępienie zniszczenia natury przez człowieka i ani jedno dobre słowo pod adresem ekologów, którzy próbują ten świat ratować. Można przyjąć do wiadomości jego nienawiść do lewicy i idei postępowych, ale z drugiej strony trudno pojąć, dlaczego nadzieję na ratunek dla świata upatruje on w nacjonalistycznych, antydemokratycznych, autorytarnych ruchach politycznych, ksenofobicznych i homofobicznych ruchach polityczno-kulturowych, które ostatnio przybrały na sile. Naprawdę nie sposób uwierzyć, że akurat one mogą uratować świat. Mogą najwyżej uczynić go jeszcze bardziej nieznośnym i strasznym. Innymi słowy, w swojej warstwie diagnostycznej książka Ziemkiewicza jest nader interesująca, ale już w warstwie postulatywnej to bezładna, ideologiczna kanonada obok celu . I choć nie każdy znajdzie upodobanie w czytaniu takich podlanych „żulnalistyczną” żółcią okropności, w lekturze tego katalogu ohydy współczesnego świata, to jako zbiór często trafnych diagnoz i jako obraz myślenia pewnych środowisk, warta jest ona lektury.
Rafał A. Ziemkiewicz – „Strollowana rewolucja”, Fabryka Słów, Lublin-Warszawa 2021, str. 439, ISBN 978-83-7964-674-6