30 listopada 2024

loader

O Polaku, który wprowadził aliantów do Afryki

fot. PLauMaroc / Twitter

Choć mjr Mieczysław Słowikowski „Rygor” odegrał kluczową rolę w lądowaniu aliantów w Afryce Północnej w 1942 r., przez lata jego rola była nieznana, a jego zasługi przypisywali sobie Amerykanie i Brytyjczycy – mówi w rozmowie z Piotrem Śmiłowiczem, ambasador RP w Maroku Krzysztof Karwowski, z którego inicjatywy powstał w Kenitrze w Maroku mural, poświęcony pułkownikowi Słowikowskiemu.

Skąd pomysł muralu przedstawiającego majora Mieczysława Słowikowskiego w Kenitrze w Maroku.

Zacznę od tego, że sama idea uhonorowania majora Mieczysława Słowikowskiego „Rygora” pojawiła się jakieś trzy lata temu, jeszcze przed moim przyjazdem do Maroka. Wtedy razem z moim przyjacielem Pawłem Kudzią, historykiem-pasjonatem, szukaliśmy związków między Polską, a Marokiem. Przykładem takiego związku jest właśnie „Agencja Afryka” i kierujący nią major Mieczysław Słowikowski „Rygor”. W lipcu 1941 roku dotarł on do Algierii jako szef ekspozytury polskiego wywiadu na Afrykę Północną i stworzył genialną siatkę agentów, rozpościerającą się nie tylko na Algierę, ale i na Tunezję i Maroko. Ta siatka to właśnie „Agencja Afryka”. Odegrała ona kluczową rolę w operacji „Torch”, czyli lądowaniu wojsk amerykańskich i brytyjskich w Afryce Północnej w listopadzie 1942 roku. Kierując tą siatką, Słowikowski często pojawiał się w Maroku, gdzie werbował agentów i odbierał od nich meldunki. Spotykał się też z przyjaciółmi, takimi jak miejscowy komisarz Marcel Dubois, jego opiekun i dobry duch w Maroku, czy na przykład Josephine Baker…

Tą słynną tancerką amerykańską?

Tak, słynną tancerką, która współpracowała z francuskim ruchem oporu. Właśnie z nią Słowikowski trzymał zresztą do chrztu syna owego komisarza Marcela Dubois. Gdy poznaliśmy historię majora Słowikowskiego, uznaliśmy, że koniecznie trzeba go uczcić i pokazać jego rolę. Zastanawialiśmy się tylko, jak to zrobić. Paweł Kudzia opublikował kilka artykułów o wkładzie Słowikowskiego i „Agencji Afryka” w doprowadzeniu do operacji „Torch”.

W tych artykułach pisał, że Słowikowski swoją aktywność szpiegowską rozwinął dzięki działalności gospodarczej, którą podjął w północnej Afryce. To była oficjalna działalność „Rygora” i pod tą przykrywką prowadził pracę wywiadowczą?

Dokładnie tak. Gdy przyjechał w lipcu 1941 roku do Algierii, zaczął szukać przykrywki, pod którą mógłby swobodnie działać. Nestor polskiej Polonii w Algierze zasugerował mu, by przejął upadającą fabrykę płatków owsianych. To okazało się strzałem w dziesiątkę. Słowikowski zrobił na tym rewelacyjny biznes. Byłą to przykrywka wywiadowcza, która dodatkowo przynosiła zysk. Dochody z tego biznesu Słowikowski wykorzystywał do opłacania agentów, przekupywania urzędników Vichy itd. To jednak nie był koniec jego biznesowej aktywności. Fabryka płatków owsianych produkowała dużo odpadów, Słowikowski wpadł więc na pomysł, żeby założyć hodowle świń. Dzięki temu utylizowane były odpady po płatkach owsianych. Co ciekawe, hodowla świń sąsiadowała z lotniskiem w Algierze. Dzięki temu ludzie Słowikowskiego mogli bez przeszkód obserwować ruch samolotów wojskowych. Potem w Agadirze w Maroku Słowikowski wykupił dodatkowo fabrykę kutrów i firmę zajmującą się produkcją sardynek. Dzięki temu mógł wypływać w morze, obserwować statki i porty na wybrzeżu marokańskim.

W jakim stopniu te wszystkie firmy były opanowane przez polski wywiad?

Cały marketing tych firm to byli oficerowie polskiego wywiadu. Jako przedstawiciele tych firm podróżowali po Algierii i Maroku. Był wśród nich np. Maksymilian Ciężki, jeden z autorów złamania kodu „Enigmy”. Ale wszyscy ci ludzie funkcjonowali jako szanowani biznesmeni i nikt im nie przeszkadzał w podróżach.

Rozumiem, że wtedy terytoria Maroka i Algierii były wtedy pod władzą współpracującego z Niemcami rządu Vichy.

Tak, stąd były tam także duże wpływy Gestapo. Tyle, że Maroko różniło się od Algierii, bo było protektoratem, a Algieria była po prostu francuską kolonią. Ówczesny sułtan Maroka, późniejszy król Mohammed V odmówił na przykład władzom francuskim wydania marokańskich Żydów. Odmówił też, by Żydzi marokańscy nosili żółte gwiazdy. Stwierdził, że jeśli już, wszyscy Marokańczycy będą je nosili. Inna sytuacja była w Algierii, bezpośrednio podlegającej administracji Vichy. Zarówno w Algierii, jak i w Maroku działał oczywiście francuski ruch oporu, z którym major Słowikowski współpracował. Miał też sporo szczęścia. Gestapo było na jego tropie, specjalna jednostka niemieckiej tajnej policji przyjechała z Francji, szukając szpiega. W pewnym momencie został nawet aresztowany, ale zwolniono go dzięki pomocy przyjaciół. Wszystko to opisał w swoich wspomnieniach „W tajnej służbie – polski wkład do zwycięstwa w II wojnie światowej”, wydanych w Londynie w latach 70.

Ale dlaczego akurat Polak budował siatkę wywiadowczą dla Aliantów w Afryce Północnej?

Gdy w 1940 roku upadła Francja, cała jej flota, druga co do wielkości flota w Europie, pozostała nienaruszona. Brytyjczycy zażądali więc od Francuzów oddania tej floty, bo nie chcieli ryzykować, że dostanie się ona w ręce Niemców. Francja odmówiła. Brytyjczycy wpłynęli więc do jednej z zatok algierskich, gdzie większość tej floty stacjonowała i gdy Francuzi nie zareagowali na kolejne ultimatum, po prostu zatopili całą francuską flotę. Przy okazji zginęło wielu marynarzy francuskich. Ta sprawa wywołała ostry spór między Wielką Brytanią, a Francją. W tej sytuacji Brytyjczycy mieli olbrzymie trudności, by zbudować na francuskich terenach siatkę wywiadowczą. Wcześniej przecież nie mieli szpiegów u sojusznika. Gdy jeden z Brytyjczyków otrzymał zadanie, by stworzyć siatkę wywiadowczą w Afryce Północnej, oświadczył, że potrzebuje pół roku na przygotowanie takiej misji. Tymczasem Słowikowski powiedział, że może jechać do Afryki Północnej nawet następnego dnia. Stąd to on zbudował siatkę wywiadowczą dla Aliantów. Amerykanie, którzy podsumowywali potem operację „Torch” uznali, że to był genialny ruch Brytyjczyków, że wskazali właśnie kogoś takiego jak Słowikowski. Który nie tylko stworzył siatkę wywiadowczą, ale był niezwykle efektywny i skuteczny. Słowikowski wysłał m.in. poprzez konsulat amerykański w Algierze ponad 1200 raportów i depesz. Zastrzegł, że zarówno Brytyjczycy, jak i Amerykanie mogą z depesz korzystać, pod warunkiem, że będzie zaznaczone, iż źródłem jest wywiad Wojska Polskiego. Dzięki „Rygorowi” Amerykanie wylądowali w 1942 roku w Maroku praktycznie z zamkniętymi oczami, ratując dziesiątki tysięcy żołnierzy.

Podczas uroczystości odsłonięcia muralu w Kenitrze przyznał to ambasador USA w Maroku…

Major Mieczysław Słowikowski był w Afryce Północnej od lipca 1941 roku. W czerwcu 1942 roku osobiście prezydent USA Franklin Rooslvelt wysyłał do niego do Algieru pułkownika Roberta Solborga, by ten osobiście poznał człowieka, który przesyła tak wyśmienite informacje. Pułkownik Solborg rozmawiał ze Słowikowskim po polsku, miał bowiem matkę Polkę. Ta rozmowa ostatecznie przekonałą Amerykanów do desantu właśnie w Maroku. Słowikowski cieszył się z tej decyzji, liczył bowiem, że kolejnym krokiem będzie ofensywa na Bałkanach i dzięki temu Polska zostanie wyzwolona od południa. Jak wiemy, niestety tak się nie stało. Po operacji „Torch” miała miejsce konferencja w Casablance, podczas której spotkali się prezydent Roosvelt z premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchilem, a także sułtanem, późniejszym królem Maroka Muhammedem V. Zdjęcie z tego spotkania również zostało przedstawione na muralu, obok postaci majora Mieczysława Słowikowskiego, gdy był dekorowany w Algierze w 1943 roku medalem „Legion of Merit”. Na muralu jest także mapa lądowania Amerykanów i Brytyjczyków w Afryce Północnej. Mural jest w Kenitrze, bo to było jedno z miejsc lądowania Aliantów w Afryce Północnej.

Jak udało się doprowadzić do tego, że mural powstał?

Myślę, że gdy zakończę swoją misję ambasadora, napiszę o tym książkę. Pomysł muralu pojawił się pod koniec 2021 roku, kiedy przygotowywaliśmy plan pracy na 2022 rok. Wiedzieliśmy, że na ten rok przypada 80. rocznica operacji „Torch” i chcieliśmy w ten sposób tę rocznicę uczcić. Wtedy wiedza o Słowikowskim była niewielka. Po wojnie Amerykanie i Brytyjczycy przywłaszczyli sobie jego zasługi, a o nim nie miał kto przypominać, bo w komunistycznej Polsce był wyklęty.

I po wojnie musiał zostać na emigracji w Wielkiej Brytanii.

Redakcja

Poprzedni

Wszystko co jemy to trucizna?

Następny

Po finale mundialu powrót na stare śmieci