6 grudnia 2024

loader

Wstydliwa dolegliwość

fot. unsplash

Reklamowane na nietrzymanie moczu preparaty są stratą czasu i pieniędzy, bo nic nie dają – przekonuje prof. Ewa Barcz z Warszawy. Zapewnia, że są inne skuteczne metody leczenia tej dolegliwości.

Nietrzymanie moczu, a także inne choroby dna miednicy, to wciąż jedna z najbardziej wstydliwych dolegliwości. Wiele osób krępuje się zwrócić się z tym do lekarza. Niektórzy „leczą się” we własnym zakresie, szukając pomocy na przykład u „dr Google’a” i sięgając po reklamowane w internecie preparaty. Na ogół są one zawodne. Prof. Ewa Barcz, która jest kierownikiem Katedry Ginekologii i Położnictwa Wydziału Medycznego Collegium Medicum Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Międzyleskim Szpitalu Specjalistycznym w Warszawie, ostrzega, że często reklamowane preparaty na nietrzymanie moczu są stratą czasu i pieniędzy – nic nie dają. Z kolei fizjoterapia, ćwiczenia mięśni dna miednicy, pomaga głównie w profilaktyce oraz leczeniu mniej nasilonych objawów. „Ćwiczenia mięśni Kegla zalecane są u kobiet w ciąży i po porodach. Przy innych problemach, takich jak wypadanie narządów, fizjoterapia niewiele daje. Warto jednak mieć świadomość, że każdy wysiłek obciąża dno miednicy, jest więc czynnikiem ryzyka. Dlatego każda kobieta powinna wiedzieć, jak uruchomić te mięśnie w czasie aktywności fizycznej, np. na siłowni” – twierdzi specjalistka. Zaznacza, że z powodu chorób dna miednicy cierpi u nas około 30 proc. kobiet po 18. roku życia, ale im starszy wiek, tym częściej one występują. Po ukończeniu 50-60 lat dotyczą połowy kobiet, a po 65. roku życia – aż 70 proc. Dlatego – podkreśla – każdy lekarz powinien pytać pacjentki o tę dolegliwość. „Pytanie o ten objaw powinien zadać każdy lekarz pierwszego kontaktu i każdy ginekolog. Dotyczy to każdej pacjentki, także tej w ciąży i po porodzie, bo często właśnie wtedy problemy te się zaczynają” – przekonuje.
Do rozpoznania nietrzymania moczu nie jest konieczne tzw. badanie urodynamiczne. „Nie jest potrzebne i nie należy go wykonywać rutynowo. Nadużywanie tego badania wynikało z zapisów refundacyjnych leków stosowanych w nadreaktywności pęcherza moczowego. Ten zapis na szczęście zniknął. W większości przypadków możemy określić formę nietrzymania moczu oraz zaplanować leczenie na podstawie wywiadu, badania fizykalnego oraz badania ultrasonograficznego” – twierdzi prof. Ewa Barcz.

Wyjaśnia, że rozpiętość i skala objawów są bardzo różne – od częstomoczu dziennego czy wybudzania się w nocy z powodu uczucia parcia na pęcherz (nokturia), po wypadanie narządów (np. pęcherza, macicy, jelit). Nocturia często prowadzi do bezsenności, zaburzeń nastroju, depresji, problemów w kontaktach seksualnych, infekcji skórnych okolic intymnych itd. U starszych kobiet, z powodu częstego wstawania do toalety, pojawia się ryzyko złamań nocnych (np. szyjki kości udowej) i innych urazów. Generuje to ogromne koszty dla systemu ochrony zdrowia. Trzeba jednak pamiętać, że nietrzymanie moczu jest określeniem objawu, a nie rozpoznaniem choroby. „Objaw ten może być spowodowany różnymi chorobami, np. uszkodzenia anatomiczne mogą doprowadzić do wysiłkowego nietrzymania moczu (WNM). Nadreaktywność pęcherza moczowego to patologia o innym podłożu, której objawem może być gubienie moczu w mechanizmie parcia naglącego. Choroby te mogą współwystępować, więc znalezienie przyczyny nietrzymania moczu nie jest proste” – tłumaczy specjalistka.

Jak się leczy nietrzymanie moczu?
Zależy to od formy nietrzymania moczu – od tego, czy jest ono związane z nadreaktywnością pęcherza, czy też wysiłkowym nietrzymaniem moczu. „Nadreaktywność wymaga zmiany stylu życia, redukcji masy ciała, unikania palenia papierosów, kofeiny itd. Jeśli to nie wystarcza, zalecamy terapię farmakologiczną. Trzecią linią leczenia jest leczenie zabiegowe – iniekcja dopęcherzowa toksyny botulinowej lub neuromodulacja krzyżowa, która polega na umieszczeniu elektrody wzdłuż nerwu krzyżowego trzeciego. Do elektrody podłączamy modulator, który aktywuje nerw poprzez zmianę częstotliwości i natężenia prądu. Modulator można wyłączyć, np. na okres ciąży. Po około 5 latach, kiedy bateria przestaje działać, możemy ją łatwo wymienić. Około 80 procent naszych pacjentek z nadreaktywnością pęcherza moczowego opornego na leczenie farmakologiczne zyskuje w ten sposób nową jakość życia” – zapewnia. Wysiłkowe nietrzymanie moczu (WNT) dotyczy niemal wyłącznie kobiet. „W łagodnych przypadkach WNT leczeniem zachowawczym jest fizjoterapia. Można tu również stosować m.in. specjalne tampony podcewkowe, które w niektórych przypadkach bardzo dobrze się sprawdzają. Główną metodą jest jednak działanie operacyjne. W niepowikłanych przypadkach WNM daje ono efekt pełnego wyleczenia u 94-96 procent pacjentek” – twierdzi prof. Ewa Barcz.

W pandemii pacjentki z nietrzymaniem moczu często nie były diagnozowane ani leczone, ponieważ lekarze skupiali się na chorobach onkologicznych i stanach nagłych. „Na szczęście od lutego 2021 r. operujemy już wszystkie przypadki. Nasz ośrodek jest jedynym w Polsce, który posiada dostęp do wszystkich technik operacyjnych i zabiegowych stosowanych na świecie. Kolejki są więc ogromne” – wyjaśnia specjalistka. Apeluje jednak, by kobiety nie wstydziły się mówić o swoich problemach z nietrzymaniem moczu lub stolca, czy z wypadaniem narządów miednicy. Żeby zgłaszały to swoim lekarzom pierwszego kontaktu, ginekologom, urologom, geriatrom. I żeby pamiętały, że są to choroby uleczalne.

gpr/pap

Redakcja

Poprzedni

Mundial w Katarze to błąd

Następny

Polki pokonały Hiszpanię!