19 września 2024

loader

… A Chwedoruk pod prąd

Czytelnicy Trybuny dobrze znają politologa, prof. Rafała Chwedoruka z Uniwersytetu Warszawskiego. W środowiskach lewicowych, zwłaszcza SLD-owskim słynie on z niezmiennego namawiania członków tej partii do porzucenia mrzonek o możliwym zjednoczeniu różnych nurtów lewicowych. Głosi konsekwentnie, od dłuższego czasu, że SLD jest jedynym prawdziwie rozpoznawalnym ugrupowaniem na lewicy, które ma szanse na sukces wyborczy. Bardzo umiarkowany, ale pozwalający na powrót do sejmu. Musi tylko odrzucić swe niepopularne bądź niezrozumiałe w jego elektoracie hasła równościowe w zakresie kulturowo-obyczajowym, a skupić się na hasłach równościowych z zakresu socjalnego. Musi być jednoznacznym, wyrazistym, zdecydowanym i nieoglądającym się na elity medialne wyrazicielem interesów ludzi pracy najemnej. Tylko w ten sposób może odnaleźć drogę politycznego awansu, który na powrót zapewni tej partii możliwość wpływania na wydarzenia w kraju.
W tym duchu prof. Chwedoruk wypowiedział się również w gorącym obecnie temacie aborcji. Jak zwykle dla wielu Czytelników Trybuny może to być wypowiedź kontrowersyjna, ale warto się z nią zapoznać. Myślenie bowiem zawsze jest w cenie, nawet, jeśli czasami trochę boli.

(red. DT)

Z prof. Chwedorukiem rozmawiał Przemysław Prekiel.

Komu służy podgrzewanie debaty o aborcji? Ten spór wraca jak bumerang w debacie publicznej.

Prof. Rafał Chwedoruk: – Nie ulega wątpliwości, że jest na rękę części opozycji, zwłaszcza KOD-owi i Nowoczesnej, środowiskom, które chcą uwzględnić kulturowy wymiar konfliktów socjo-politycznych i na tym zbudować swoją tożsamość. Dla liberalnej opozycji to doskonała okazja, aby ukazać oś podziału na linii liberalno-europejskie z jednej strony i konserwatywno-sarmackie z drugiej. To również okazja do mobilizacji liberalnej części młodego pokolenia z wielkich ośrodków miejskich, zwłaszcza, gdy marsze KOD są zdominowane przez starsze wiekiem pokolenie beneficjentów transformacji ustrojowej.

Nie jest to zatem temat, który elektryzuje tradycyjny lewicowy elektorat?

– Doskonałą ilustracją dylematów lewicy w tej materii jest los dziś trochę zapominanej Unii Pracy. Ta partia zaczynała w dość paradoksalny sposób. Zaczynała bowiem wokół Stowarzyszenia Solidarność Pracy, której liderem był Ryszard Bugaj. Była to klasyczna partia lewicy socjalnej, która unikała konfliktu kulturowego. Było w jej szeregach trochę związkowców z NSZZ Solidarność. Po wprowadzeniu w 1991 roku bardzo skromnej reprezentacji posłów, co nie było wielką sztuką, ponieważ nie było progu wyborczego, kształtująca się partia powstawała w momencie ostrego konfliktu aborcyjnego. Unia Pracy zdecydowała się wówczas, tracąc przy tym dwóch z sześciu posłów, na udział w tym konflikcie. W 1993 roku Unia Pracy uzyskała 7 proc. poparcia, co stawiało ją na czwartym miejscu poparcia wśród partii politycznych. Głównym elektoratem wówczas były młode i dobrze wykształcone kobiety z wielkich i dużych miast. Straciła jednak szybko ten elektorat na rzecz Unii Wolności i potem już nie weszła do Sejmu.
Dziś mamy do czynienia z podobną sytuacja. Liberalny biegun konfliktu kulturowego reprezentowany jest przez liberalny, dobrze wykształcony i wielkomiejski elektorat. Są to dzieci pokolenia solidarnościowej inteligencji lat osiemdziesiątych, mocno proeuropejskie, emancypacyjne, a przy tym nie są zainteresowani ani lewicowością w wymiarze symboliki i historii (są anty PRL-owskie), ani tym bardziej w wymiarze gospodarczym. Tradycyjny elektorat SLD jest [natomiast], owszem, antyklerykalny, zawsze z niepokojem patrzył na wzrost roli Kościoła w życiu politycznym, jednak nie jest aż tak radykalnie liberalny światopoglądowo. W wielu tematach jest prawie równie zachowawczy jak elektorat PSL, a nawet PiS-u, co nie dziwi, gdyż nie jest to elektorat wielkomiejski w swojej masie.
W ostatnich wyborach Zjednoczona Lewica zyskała trochę głosów wielkomiejskich, straciła jednak znaczną część swojego wiernego elektoratu w małych i średnich miastach, np. ludność prawosławną, która jest bardzo lewicowa, ale jest również bardzo mocno konserwatywna w kwestiach obyczajowych. Lewica zbierająca dziś podpisy pod referendum aborcyjnym wzmacnia liberalny biegun polityki. Liberalni wyborcy, jeśli będą mieli do wyboru wciąż silną PO, otrzymującą olbrzymie wsparcie elit społecznych Nowoczesną i KOD, to, dlaczego mieliby wybierać mniejsze podmioty lewicowe? I nawet najwierniejsi wyborcy lewicowi mogą stanąć przez poważnymi dylematami. Jest to działania na własną szkodę. Wystarczy odrobić sobie lekcję z postaw innych partii tej części Europy.
Dla lewicy zawsze rosło wtedy, kiedy pojawiały się jakieś zagrożenia o charakterze socjalnym, a kiedy wybuchały konflikty kulturowe, lewica traciła.

Jak w takim razie ocenia Pan rywalizację na lewicy. Inicjatywa Polska zgłasza projekt ustawy, SLD chce referendum, a partia RAZEM organizuje protesty w całym kraju?

– Problem polega na tym, że w dużej części, poza autorami tych projektów, prawie nikt o nich nie słyszał. W stosunku konfliktu między rządem a liberalną opozycją, to nie ma większego znaczenia. Paradoks polega na tym, że dziś PiS jest trochę poza tym sporem, bowiem to nie PiS zgłasza projekt zaostrzania prawa aborcyjnego. Dla PiS podtrzymywanie tego sporu jest nie na rękę, istotna część wyborców uważa to za temat zastępczy.
Gdybyśmy zapytali przeciętnego Polaka o Inicjatywę Polską, to mógłby uznać, że jest to jedna z kanapowych grup postendeckich – biorąc pod uwagę kuriozalną jak na lewicę nazwę tej organizacji. Zwróćmy uwagę na pewien paradoks: w Inicjatywie Polskiej znajdują się osoby deklarujące lewicowe poglądy, a w ugrupowaniu Europejscy Demokraci mamy dwóch dawnych członków Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. To pokazuje, że mamy do czynienia z jakimś kabaretem.
Jeśli chodzi o partię RAZEM, to niewątpliwie jest to dobra okazja dla tej partii. Pomimo, iż deklaruje ona lewicowe poglądy na gospodarkę, to uzyskała głosy przede wszystkim liberalnego i wielkomiejskiego elektoratu, młodych ludzi, którzy są w stanie się zjednoczyć wokół liberalnego i antyklerykalnego przekazu. Jednak, jeśli przedstawiciele RAZEM zaczną mówić o wymiarze socjalnym, ich poparcie stracą. Zderzą się wówczas, niczym swego czasu Janusz Palikot, z murem pokolenia, które było wychowane w darwinizmie społecznym.
W przypadku SLD wystarczy spojrzeć na sekwencję czasową. Pewien wzrost sondażowy w tym roku wystąpił wówczas, kiedy miały miejsce dyskusje i celebracja tzw. żołnierzy wyklętych. Dla trzonu wyborców SLD sprzeciw wobec takiej polityki historycznej jest bardzo istotnym tematem, istotniejszym niż przebrzmiały spór o aborcję. Pracując na rzec referendum, SLD pracuje na rzecz swojej konkurencji.

Dziękuję za rozmowę

trybuna.info

Poprzedni

Referendum w sprawie aborcji

Następny

Nieudany jubileusz Lewandowskiego