10 listopada 2024

loader

A szef się śmieje

Rzecz się dzieje w Małopolsce. Gdzieś koło Tęczyna. Żona pisze: „Mąż pracował na czarno bo kryzys, bo covid.. Ceny rosły zmuszały do pracy… Aż doszło do wypadku kiedy szybko, szybko bo następna budowa.. Mąż spadł z dachu ręce połamane w drobny mak i dwa kręgi złamane w kręgosłupie. Szef broniąc swój tyłek daje umowę zlecenie i załatwia mężowi badania wysokościowe na zleceniówce, wstecznie.

Mąż chorobowego na dzień dostaje 2 złote i 58 groszy. A najgorsze w tym jest to że ten niby szef śmieje się z męża że nic mu teraz nie zrobi!!” Rozmawiam z nią i dowiaduję się, że takich przypadków jest więcej. Przynoszą pracownika, który spadł z dachu, sąsiada i każą mówić, że to się stało w domu. A człowiek ma złamaną miednicę i zero ubezpieczenia. Umawiamy się na przyjazd, pomoc prawną, nagłośnienie sprawy.

Załatwiam kamerę, pieniądze na paliwo. Aż tu nagle ludzie się wycofują. Mężczyzna, który najpierw zgodził się pracować bez zabezpieczeń, bez ubezpieczenia, bez badań, na wysokości, a potem podpisał szefowi antydatowaną umowę nie chce walczyć w sądzie. Najprawdopodobniej nie wierzy w sprawiedliwość. Nie wierzy, że w sądzie można wygrać z szefem. Co ludzi skłania do podejmowania pracy na takich niewolniczych warunkach? Głupota? Nie, bieda i pewien obyczaj, ukształtowany przez dziesięciolecia dzikiego kapitalizmu. Pracodawca to na polskiej prowincji wciąż car i Bóg. Może wszystko, a na miejsce okaleczonych w wypadkach znajdzie następnych, równie potulnych i bezradnych.
Jak choćby tysiące ochroniarzy, którzy godzą się na stawki dwa razy niższe od ustawowych, byle tylko utrzymać tę robotę. Bo oszukiwanie pracowników nie jest w Polsce jakkolwiek karane i po prostu się opłaca. A kara za zgłoszenie oszustwa, którego sprawcą jest szef jest utrata zarobku. Starsi ludzie dojeżdżający godzinami do dużych miast żeby popilnować cudzego majątku potrzebują tych wypłat, nawet jeżeli dwukrotnie zaniżonych, bo w miejscowościach skąd pochodzą pracy nie ma żadnej, a jeść trzeba. Im bardziej ktoś zadłużony u lichwiarzy tym chętniej godzi się na największy nawet wyzysk. I siedzi w pracy po czterysta godzin miesięcznie, bo jak ma dwukrotnie zaniżoną stawkę, to musi siedzieć dwa razy dłużej, żeby jakoś żyć.

I dopóki Inspekcja Pracy będzie uprzedzać szefów o swoim przybyciu na kontrolę, nic się nie zmieni. Oszukiwani i niemiłosiernie wyzyskiwani pracownicy o tym wiedzą i dlatego się nie stawiają, rezygnują z korzystania z przysługujących im praw, które w praktyce okazują się fikcją.

Wystarczy włączyć telewizor, radio czy wejść w Internet, aby się przekonać, ze najważniejsi są pracodawcy. To oni dostają tarczę anty-Covidową, to o ich biznesach mówi się z troską gdy jest inflacja. O pracownikach, których jest 10 razy więcej w mediach jest głucho. Nic dziwnego, że siedzą cicho i dają się kiwać.

Piotr Ikonowicz

Poprzedni

Premier Chin podczas prestiżowych targów importowych obiecuje dalsze otwarcie Chin

Następny

Nierozsądny ruch prezydenta