8 listopada 2024

loader

Autorski portret Aleksandra Forda

Wyjęty z kontekstu

Aleksander Ford (1908-1980) był twórcą najbardziej kasowego filmu w dziejach polskiego kina – „Krzyżaków”. Film wszedł na ekrany kin 15 lipca 1960 roku, w 550 rocznicę bitwy pod Grunwaldem i od tej pory rozpoczął się jego wieloletni triumfalny pochód przez ekrany Polski i świata. Żaden polski film nie pobił już tego gigantycznego rekordu.
Sam Ford był jedną z najciekawszych osobowości w dziejach kina. Nie tyle może w aspekcie artystycznym, bo uprawiał kino tradycyjne, klasyczne („Ulica Graniczna”, „Piątka z ulicy Barskiej”, „Pierwszy dzień wolności”), ale jako działacz polityczny i filmowy, przez kilka lat „cesarz” polskiej kinematografii, człowiek przez kilkanaście lat decydujący o jej kształcie.
Formalnie był komunistą przybyłym do Polski w 1944 roku, jako pułkownik Ford, jeden z tych co przybyli „ze Wschodu”, z ZSRR „na radzieckich czołgach”, stał się „komunistycznym” dygnitarzem, ale wydaje się, że światopoglądowo raczej ideowym komunistą nie był. Jak krzykliwy paradoks brzmiało jego nazwisko – brzmiące jak nazwisko amerykańskiego kapitalisty, magnata automobilowego lub jak marka produkowanego przez
niego auta.
Opowieść czy biografia Aleksandra Forda może przyjąć – zasadniczo – jedną z dwóch postaci. Pierwsza, to portret jej bohatera na tle obszernego, opartego na bogatej dokumentacji, obrazu epoki i środowiska w którym działał. Druga to opowieść o człowieku, o artyście, portret jednostki.
Autor pracy „Ford. Reżyser” Michał Danielewicz wybrał drugi wariant, w moim odczuciu ze szkodą dla wymowy całości. Ford był postacią mocno osadzoną w systemie politycznym PRL, tymczasem Danielewicz pokazuje go właściwie jako samodzielnego gracza, indywidualistę, który stacza samodzielną walkę o swoją indywidualną pozycję. Środowisko polityczne w którym Ford był osadzony, czyli najwyższe gremia PZPR, a także środowisko filmowe w którym działał na co dzień, są tu właściwie zaledwie zamarkowane, a przecież postać reżysera trudno zrozumieć bez tego kontekstu.
Być może to młody wiek autora sprawił, że nie mógł on czuć klimatu i mechanizmów tej kolektywistycznej epoki, jaką był okres 1948-1968. Nałożył na czasy odległe i całkiem inne niż dzisiejsze, własne wyobrażenia czerpane z teraźniejszości. W jego ujęciu Ford to niemal self-made-man, ktoś w rodzaju „Wielkiego Gatsby”, a to całkowicie zafałszowuje obraz czasów których książka dotyczy, to sprzeczne z realiami epoki. Dlatego o ile czytelnik „Forda. Reżysera” może się z lektury sporo o Fordzie dowiedzieć, to o epoce, tle historycznym dowie się bardzo niewiele.
Rezygnując z klasycznej pracy dokumentalnej Danielewicz postawił na nadmierne rozszerzenie składników z pogranicza prozy literackiej, sytuacji na pół wymyślonych czy w całości fikcyjnych, n.p. dotyczących wyobrażonych szczegółów życia rodzinnego Forda, momentami nie pozbawionych akcentów czułostkowych, sentymentalnych. Nie było to najszczęśliwsze rozwiązanie, bo rozszczepia percepcję czytelnika w dwóch różnych kierunkach.
Narracja opowieści rozbita jest na cząstki, które mają często rysy impresji, uogólnionych refleksji, ale oddalają narrację od dyscypliny faktograficznej, dokumentalnej. Można by rzec, że w opowieści o starym Fordzie za dużo jest subiektywizmów młodego autora. W gruncie rzeczy nie sformułowałem tych uwag w trybie zarzutów, jako że sam autor niejako uprzedził czytelnika odnośnie przyjętej metody pisania opowieści o Fordzie: „Ta opowieść powstała na podstawie źródeł, ale nie jest ich bezpośrednim zapisem. Źródłowe wypowiedzi czasem przytaczane są słowo w słowo, częściej jednak poddane zostały obróbce: skrócone, skompilowane (na przykład niektóre recenzje filmowe są zlepkiem kilku) albo sparafrazowane tak, aby ich sens mógł lepiej wybrzmieć w uszach współczesnych. Z tego samego powodu czyściłem je z ówczesnej nowomowy, żeby wydobyć to, co się za nią skrywało”.
Otóż właśnie – w mojej ocenie na tym właśnie polega słabość tej książki. Człowiek będący produktem bardzo konkretnej epoki został opisany niejako abstrakcyjnie, wypreparowany z historycznego tła, także z ówczesnego języka, „nowomowy”, jako postać o rysach uniwersalnych, ponadczasowych. Nie ma natomiast w tej opowieści klimatu, nastroju, smaku czasów w których Fordowi wypadło żyć i działać. Wadą pracy jest także bardzo zdawkowe potraktowanie amerykańskiego okresu życia Forda, w tym tła jego samobójczej śmierci. Dlatego na pełną, opartą na maksymalnie rozległej i głębokiej kwerendzie biografię Aleksandra Forda przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Michał Danielewicz – „Ford. Reżyser”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2019, str. 350, ISBN 978-83-66232-26-6.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Rydzyk kontra dobra zmiana

Następny

PPL ścigają

Zostaw komentarz