6 grudnia 2024

loader

Awans dla szpiega*

Prezydent Andrzej Duda nadał stopień generalski szpiegowi CIA. Bohaterski mit Kuklińskiego zbudowano z pominięciem istotnych faktów z jego życia.

Od kilkunastu już lat niektórzy historycy i publicyści głoszą, że w latach 1972–1981 płk Ryszard Kukliński przekazał Amerykanom 35 tys. stron dokumentów, w większości sporządzonych w języku rosyjskim, głównie planów strategicznych Moskwy i Układu Warszawskiego (UW), struktury organizacyjnej paktu, składu jego sił zbrojnych i frontów, organizacji obrony przeciwlotniczej (a więc polskiego frontu i polskiej obrony powietrznej kraju) na wypadek konfrontacji z Zachodem, w tym również planów użycia broni nuklearnej. […] Niektóre publikacje i wypowiedzi w tej sprawie pokazują, że ich autorzy nie mają zielonego pojęcia o tym, o czym piszą lub mówią. […] Amerykanie upublicznili dotąd ok. 1,5 tys. stron raportów CIA spośród 35 tys. przekazanych im rzekomo przez Kuklińskiego. Raporty te są sporządzone w języku angielskim, którego Kukliński nie znał. Najwięcej zawartych w nich informacji dotyczy sytuacji w Polsce i przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego, a także groźby obcej interwencji wojskowej. Nawet pobieżny ogląd tych materiałów upoważnia do wniosku, że tylko część z nich może pochodzić z meldunków Kuklińskiego. Niektóre z publikowanych dokumentów nigdy bowiem nie znajdowały się ani w Sztabie Generalnym WP, ani nawet w urzędzie Ministra Obrony Narodowej. […]
W dokumentach dotyczących Ryszarda Kuklińskiego, zwłaszcza w teczkach Informacji Wojskowej, a potem WSW występują znaczne braki. Były pracownik Informacji Wojskowej, K. Stanisławski, twierdził, że na przełomie 1952 i 1953 r. zniszczono teczkę Kuklińskiego, z którym się kolegował w szkole oficerskiej. Zachowały się akta personalne z okresu jego pracy w Straży Ochrony Obiektów we Wrocławiu. […] Różne okoliczności wskazują na to, że w tym czasie dwie polskie służby specjalne: Służba Bezpieczeństwa i Informacja Wojskowa, pozyskiwały tam współpracowników. Nad obiema służbami pieczę sprawowali oficerowie radzieckich służb specjalnych. Od 7 marca do 13 kwietnia 1946 r. Kukliński przebywał w areszcie śledczym we Wrocławiu podejrzany o napad rabunkowy z bronią. Prawdopodobnie wtedy, w areszcie, został zwerbowany przez Urząd Bezpieczeństwa. Dnia 1 października 1947 r., nie mając jeszcze 18 lat, Kukliński rozpoczął naukę w OSP nr 1 we Wrocławiu. Przypuszczalnie wtedy Służba Bezpieczeństwa przekazała go Informacji Wojskowej. […]
Z upublicznionej „Karty operacyjnej” płk. Ryszarda Kuklińskiego wynika coś, o czym on sam nigdy nie wspominał. Chodzi mianowicie o jego trwającą przynajmniej od lat 60., a więc już po likwidacji Informacji Wojskowej, współpracę z Zarządem II WSW (kontrwywiad wojskowy). Współpracę tę utrzymywał jako „osoba zaufania” (OZ), co znajduje potwierdzenie w owej „Karcie…”. W wypadku oficera starszego, członka PZPR, oznaczało to „osobowe źródło informacji” (OZI). […] Kukliński był przez służbę kontrwywiadu opiniowany pozytywnie i wykorzystywany operacyjnie. Sam był do tej służby pozytywnie ustosunkowany i chętnie przekazywał jej informacje. Pływając swoim prywatnym jachtem, już w 1964 r., Kukliński maskował zadania wykonywane przez oficerów kontrwywiadu. Jego wyjazd do Wietnamu (przebywał tam od 2 listopada 1967 do 25 maja 1968 r.) był uzgodniony między Zarządem I (operacyjnym) i Zarządem II (wywiadowczym) SG WP. Z „Karty…”, a także innych źródeł wynika, że wykorzystywał go tam zarówno kontrwywiad, jak i wywiad wojskowy. Przed wyprawami jachtowymi do RFN, Holandii, Belgii i Francji, organizowanymi pod patronatem Zarządu II SG WP w lipcowe urlopy w roku 1975 i 1976, był znowu pozytywnie opiniowany przez organy kontrwywiadu WSW. Nie wiadomo, na czym polegał ów patronat polskiego wywiadu nad rejsami jachtowymi pod kierownictwem Kuklińskiego. Wiadomo wszakże, iż po powrocie z nich składano stosowne meldunki. W trakcie wspomnianych zeznań, złożonych w 1997 r., sam Kukliński potwierdził, że wyprawy te (np. latem 1972 r.) miały charakter rejsów operacyjnych, odbywanych w celu studiowania północno-nadmorskiego kierunku operacyjnego na Zachodnim Teatrze Działań Wojennych, na którym w czasie wojny miał działać Front Polski. […]
Wciąż aktualne pozostaje pytanie: co płk Kukliński mógł przekazywać swoim mocodawcom z CIA? […] Z „Karty….” można wyczytać, że Kukliński nie zajmował zbyt wysokiej pozycji w strukturze organizacyjnej SG WP. W 1964 r. ukończył Akademię Sztabu Generalnego WP i rozpoczął służbę w Oddziale Szkolenia Operacyjnego SG WP. Następnie był głównym specjalistą w Zarządzie Operacyjnym, a potem szefem Oddziału Planowania Ogólnego (po zmianie nazwy – Oddziału Planowania Strategiczno-Obronnego) w tym zarządzie. Niewątpliwie były to stanowiska ważne, choć nie na tyle, aby posiąść na nich przypisywaną mu wiedzę. […]
Nie od rzeczy będzie w tym miejscu odwołać się do osobistych doświadczeń ze służby w Sztabie Generalnym. W instytucji tej spędziłem w sumie przeszło 20 lat i przez ten czas nieźle poznałem mechanizmy jej funkcjonowania, także te związane z udziałem Polski w UW. Zresztą trafiając tam, nie byłem bynajmniej żółtodziobem, gdyż miałem już za sobą staż na stanowisku zastępcy szefa Sztabu Pomorskiego Okręgu Wojskowego, poprzedzony wcześniejszą służbą na wszystkich niemal niższych poziomach organizacyjnych wojska. Pamiętam dobrze zadania Zarządu I Operacyjnego i jego oddziałów. W czasie, gdy Kukliński służył w tym zarządzie, byłem zastępcą szefa tej komórki, a jednocześnie szefem Oddziału Gotowości Bojowej i Dowodzenia. W Sztabie Generalnym służyłem także na innych stanowiskach, do pierwszego zastępcy szefa tej instytucji włącznie. Miałem więc dość dobre rozeznanie w problematyce, którą zajmował się ten centralny wówczas organ kierowania i dowodzenia wojskiem, nazywany często „mózgiem armii”. Z tego też tytułu miałem wiedzę na temat całych Sił Zbrojnych PRL, a także mechanizmów funkcjonowania UW. Brałem udział w posiedzeniach gremiów kierowniczych tego sojuszu, włącznie z posiedzeniami Doradczego Komitetu Politycznego. Mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że na zajmowanym stanowisku płk Kukliński mógł znać przede wszystkim plany rozwoju Wojska Polskiego i przygotowania obszaru kraju jako części tzw. teatru działań wojennych (TDW), a więc główne szlaki komunikacyjne i ważne obiekty, których niszczenie bronią jądrową mogło być dla przeciwnika opłacalne. […] Nie istniały jednak pięcioletnie plany strategiczne UW na lata 1971–1975, 1976–1980 i 1981–1986, które Kukliński miał przekazywać CIA. Planowanie strategiczne i operacyjne nie odbywało się bowiem w cyklach 5-letnich. W rzeczywistości chodzi tu o kilkusetstronicowe, niejawne „Protokoły o rozwoju SZ PRL wydzielanych na czas wojny w skład ZSZ UW” na te lata wraz z załącznikami. Były one związane z tzw. rekomendacjami dowództwa ZSZ UW. Zatwierdzał je prezes Rady Ministrów PRL. Zawierały one dane dotyczące stanu osobowego (liczba żołnierzy) WP w danym 5-leciu oraz uzbrojenia (zapasy rakiet, torped, bomb, amunicji, materiałów pędnych i smarów), a także przygotowania infrastruktury obronnej kraju na wypadek wojny. Dokumenty te były odpowiednio skorelowane z planami rozwoju gospodarczego kraju, a także z planami importu i eksportu uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Znam te protokoły z autopsji, bo brałem udział w procesie ich przygotowania. Były sporządzane przez SG WP w porozumieniu z pozostałymi instytucjami centralnymi MON oraz dowództwami okręgów wojskowych i rodzajów sił zbrojnych, a także z resortami cywilnymi. Scalał je Oddział I Planowania Strategiczno-Obronnego Zarządu Operacyjnego, którym wówczas kierował płk Kukliński. […] Jeden z analityków CIA w rozmowie z dziennikarzem „Rzeczypospolitej” przyznał, że Kukliński nawet wtedy, gdy przebywał już w Stanach Zjednoczonych, przydatny był przede wszystkim jako ekspert od Wojska Polskiego. Jeżeli wierzyć niektórym raportom CIA opartym na jego meldunkach, a także relacjom pewnych autorów, w tym byłych pracowników tej agencji, to można stwierdzić, że Kukliński donosił nawet na swoich przełożonych i kolegów, posuwając się przy tym do konfabulacji. Przekazywał charakterystyki osobowe generałów i innych oficerów z centralnych i operacyjnych szczebli dowodzenia. Znał ich dobrze chociażby z tytułu przygotowywania w podległym mu oddziale dokumentów informacyjnych dla Sztabu ZSZ UW. Była w nich pozycja dotycząca obsady zasadniczych stanowisk w WP na czas wojny.
Wszyscy ci, którzy kiedykolwiek mieli do czynienia z wojskową stroną działalności Układu Warszawskiego wiedzą, że na posiedzeniach organów wojskowych paktu, a nawet na posiedzeniach Doradczego Komitetu Politycznego (DKP) nie omawiano planów wojennych. Opracowywano je w zaciszu sztabowych gabinetów w Moskwie i przechowywano w stalowych sejfach pod specjalna ochroną. To, co dotyczyło Zjednoczonych Sił Zbrojnych UW w całości planowano w radzieckim, a nie polskim Sztabie Generalnym. Do takich prac miała tam dopuszczenie tylko nieliczna grupa oficerów, a zwłaszcza marszałków i generałów radzieckich. Nie mieli takich uprawnień przedstawiciele armii innych państw UW włącznie z ministrami obrony i szefami sztabów generalnych. Żaden z nich nie widział planów strategicznych ZSRR ani nawet planów rozwoju Armii Radzieckiej. Nie mógł ich też widzieć płk Kukliński, który nigdy nie był w radzieckim Sztabie Generalnym. Znajomość planów wojennych ZSRR płk. Kuklińskiemu przypisywali: prof. Zbigniew Brzeziński, amb. Richard Davies i Jan Nowak Jeziorański. Tymczasem zaprzeczył temu nawet sam Kukliński. Uczynił to kilkakrotnie zeznaniach, które składał w 1997 r. przed polskimi prokuratorami w Stanach Zjednoczonych. Czytamy tam m.in.: Cała moja uwaga skupiała się na wykazywaniu im (tzn. Amerykanom – F.P.) nie tyle potencjału sowieckiego, bo ten potencjał był rozpoznany, ale na czytaniu tego potencjału, rozumieniu jego możliwości. To stwierdzenie można uznać za wiarygodne; Kukliński mógł to robić na podstawie analizy ćwiczeń narodowych i koalicyjnych, w których uczestniczył lub których był współautorem bądź uczestnikiem zespołów przygotowujących ich omówienia. Nie jest jednak równoznaczne ze znajomością strategicznych planów wojennych ZSRR i UW.[…]
Wątpliwości dotyczą także miejsca i okoliczności nawiązania współpracy Kuklińskiego z CIA. Wciąż nie wiadomo kto i gdzie go zwerbował lub przewerbował („odwrócił”). Wydaje się co najmniej dziwne, że jakoby współpracę z CIA pułkownik miał nawiązać podczas wyprawy jachtowej do Hagi via Wilhelmshaven. Czy nie prościej było uczynić to podczas służby w Wietnamie lub na miejscu w Warszawie? To tu przecież pracował jego oficer prowadzący. Od 1979 r. funkcję tę pełniła p. Sue Burggraf. […] Wiele do myślenia daje też milczenie Kuklińskiego, a także byłych pracowników CIA na temat jego służby w MKKiN w Wietnamie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że właśnie tam doszło do nawiązania współpracy Kuklińskiego z Amerykanami. […] Komandor Piotr Daniuk, prokurator, który oskarżał Kuklińkiego, twierdził, że wielką pasją oskarżonego były kobiety i właśnie od nich się zaczęło. Podczas jednego z rejsów Kukliński zwierzył się gen. (podówczas płk.) Mieczysławowi Dachowskiemu, że tuż przed powrotem do kraju został doszczętnie okradziony i na miejscu musiał się zapożyczyć u dwóch pań. Pożyczkę pokwitował i zobowiązał się do jej zwrotu. Nie wiadomo, jak później wykorzystano jego podpis i jak zwracał zaciągnięty tam dług. Podczas rejsów jachtowych dysponował jednak znacznymi kwotami waluty obcej i nie ograniczał się w jej wydawaniu.
O tym, że Kukliński został zwerbowany w Wietnamie jest także przekonany płk Jurij Ryliow. Ten były radziecki attaché wojskowy w Warszawie udzielił w 2001 r. wywiadu tygodnikowi „Niezawisimoje Wojennoje Obozrienije”. Opowiedział w nim o skomplikowanej, błyskotliwie zaplanowanej i pomyślnie przeprowadzonej operacji Głównego Zarządu Wywiadu Wojskowego (GRU) pod kryptonimem „Kukłowod” (po polsku „Lalkarz”). Według niego, kariera szpiegowska Kuklińskiego zaczęła się właśnie pod koniec lat 60. w Wietnamie. Miał on tam zostać zwerbowany przez Amerykanów. Ryliow nie ujawnił jednak, w jaki z kolei sposób „wyszli na niego” oficerowie GRU, a także, w jakich okolicznościach podjął się Kukliński roli podwójnego agenta. Dodał tylko, że w 1974 r., będąc na kursie w Akademii im. Woroszyłowa (WAK) w Moskwie, Kukliński miał jednocześnie przejść odpowiednie szkolenie w GRU. Czekała go wspaniała, generalska kariera wojskowa. Perspektywy te zniweczyły wydarzenia 1981 r. Wtedy to podjęto na Kremlu decyzję, aby przy pomocy niestandardowego sposobu poinformować Waszyngton o stanowisku Moskwy w sprawie polskiej. Chciano dać do zrozumienia, że cała odpowiedzialność ciąży na samych Polakach, którzy powinni byli zaprowadzić u siebie porządek własnymi siłami. Miało to także wymusić na gen. Jaruzelskim działania bardziej zdecydowane. Na ołtarzu osłabienia napięcia w stosunkach radziecko-amerykańskich Moskwa zdecydowała się poświęcić jedną ze swoich znaczących figur, tj. Kuklińskiego, który odpowiadał za opracowanie ściśle tajnych dokumentów związanych z wprowadzeniem stanu wojennego. Znamienny tu był brak reakcji Kremla na ucieczkę Ryszarda Kuklińskiego. Pamiętam, że wiadomość o jego dezercji z zadziwiającą beztroską przyjął nawet marsz. Wiktor Kulikow podczas wizyty w Warszawie po 7 listopada 1981 r., a więc już po dezercji agenta. Długo milczał również Waszyngton; żadnych sygnałów w tej sprawie nie odnotował przebywający w Stanach (6–9 grudnia 1981 r.) wicepremier Zbigniew Madej, pomimo że był przyjęty przez wiceprezydenta George’a Busha. Milczenie Amerykanów zostało odebrane w Warszawie jako zielone światło dla decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego. […]
Okoliczności nawiązania współpracy z CIA przedstawił Kukliński w cytowanych już kilkakrotnie zeznaniach z 1997 r. Powiedział wówczas m.in.: Latem 1972 roku mieliśmy rejs operacyjny dla studiowania zachodniego kierunku europejskiego teatru. Naszego pomocniczego – nadmorskiego kierunku operacyjnego, przydzielonego nam na czas wojny. Podczas rejsu skierowałem list w dwóch kopertach zaadresowanych do wojskowego attaché Stanów Zjednoczonych przy ambasadzie w Bonn. Do spotkania doszło 18 sierpnia w Hadze o 22.10 i trwało ponad dwie godziny. W tym miejscu dodam, że w 1972 r. (przypuszczam, że było to ok. 1 lipca) w Zarządzie Operacyjnym SG WP doszło do niecodziennego wydarzenia, które można uznać za autentyczny wypadek nadzwyczajny. Zaginął mianowicie kilkusetstronicowy egzemplarz (egz. nr 8, jeden z wydrukowanych 25 egz.) nowej dyrektywy oraz instrukcji o gotowości bojowej Sił Zbrojnych PRL opatrzony klauzulą „Tajne specjalnego znaczenia” (numery rejestracyjne: 001023/I i 001024/I) wraz z załącznikami. Szef Oddziału VI (dyslokacja wojsk i studia nad TDW) w Zarządzie I płk Kazimierz Kaganiec sugerował, że dokumenty te zostały przypadkowo zniszczone. Jakiś czas potem zaginął też równie tajny egzemplarz obszernych objętościowo „Węzłowych założeń obronnych PRL”, czyli tekst ówczesnej polskiej doktryny wojennej. Mówiono, że zagubił go jeden z członków rządu. Nikt do tej pory nie wie, gdzie się te dokumenty zapodziały. Być może ich zniknięcie miało związek z potrzebą uwiarygodnienia się agenta? […]
Za przejaw megalomanii Kuklińskiego można uznać kreowanie się przez niego na szefa zespołu planującego stan wojenny, mimo że nigdy nim nie był.
Raporty CIA sporządzone są w języku angielskim, którego Kukliński nie znał. Jego pisane po polsku meldunki i dokumenty, które przesyłał, musiały być więc odpowiednio przetworzone. Nietrudno zauważyć, że obraz wielu faktów i wydarzeń w wersji angielskojęzycznej nie zawsze zgadza się ze znaną nam z autopsji rzeczywistością. Nigdy się chyba nie dowiemy, czy wynikało to z trudności przekładu, z ingerencji analityków CIA czy też może było efektem świadomego zniekształcania obrazu rzeczywistości przez samego agenta. Przykładem mogą być […] dziwne rozbieżności i charakterystyczna stronniczość w relacjach na temat wydarzenia z 1 grudnia 1981 r. w Moskwie, w którym przyszło mi brać udział. Tak np. (Sławomir) Cenckiewicz powołując się bezkrytycznie na meldunek (którego zresztą nie widział) Ryszarda Kuklińskiego z grudnia 1980 r., wbrew faktom stwierdził, że Puchała konsultował (podkreśl. – F.P.) z Sowietami plan interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Polsce. I dalej: na polecenie ministra obrony Jaruzelskiego, gen. Hupałowski i płk Puchała zatwierdzili (podkreśl. – F.P.) w siedzibie Sztabu Generalnego ZSRR plan wprowadzenia (pod pretekstem manewrów) oddziałów Armii Czerwonej, armii NRD i armii czechosłowackiej na terytorium Polski. […]
Z całą odpowiedzialnością mogę oświadczyć, że żaden z polskich oficerów ani niczego podczas pobytu w Moskwie nie popierał, ani o niczym nie decydował. Powstaje też pytanie, skąd Kukliński wiedział, co 1 grudnia 1980 r. działo się w radzieckim Sztabie Generalnym w Moskwie, skoro go tam nie było? W tym samym czasie uczestniczył on bowiem (z gen. broni Eugeniuszem Molczykiem) w posiedzeniu Komitetu Ministrów Obrony państw UW w Budapeszcie. Istotna zaś, a przy tym trafna jest konstatacja Kuklińskiego, że moskiewski szczyt (spotkanie przywódców państw UW 5 grudnia 1980 r. – F.P.) groźby interwencji wcale nie zażegnał. Uświadomił jedynie polskiemu kierownictwu, że od uderzenia nie ma odwrotu. Jeśli nie uderzą sami, to zrobi to za nich Armia Czerwona wraz z innymi wojskami Układu Warszawskiego. […] Prawnokarna ocena działań płk. Kuklińskiego doprowadziła do stwierdzenia, że działał on bez wątpienia w sposób sprzeczny z prawem, ale w stanie tzw. wyższej konieczności, co doprowadziło do umorzenia prowadzonego przeciwko niemu śledztwa. […] Z wypowiedzi Leszka Millera, prezesa Rady Ministrów w latach 2001–2004, wynika, że płk. Kuklińskiego zrehabilitowano z powodów czysto pragmatycznych. Miller otwarcie powiedział: człowiek, który współpracował z NATO nie może być uważany za zdrajcę, gdy Polska stara się o członkostwo w Pakcie. Można to odbierać jako przejaw realizmu politycznego władz państwowych, którym w nowej sytuacji geopolitycznej i strategiczno-militarnej na początku XXI w. zależało na usunięciu wszelkich przeszkód na drodze do integracji Polski z Zachodem. […] Nie trzeba być wybitnym analitykiem sytuacji międzynarodowej, by dojść do logicznego wniosku, że o wstąpieniu Polski do NATO nie mogła decydować taka czy inna ocena roli jednego człowieka – choćby nim był ktoś nawet tak zasłużony dla Stanów Zjednoczonych, jak Ryszard Kukliński. Sam zdrowy rozsądek podpowiada bowiem, że wśród czynników sprawczych tego historycznego wydarzenia najważniejsze było nie tyle umorzenie śledztwa w sprawie Kuklińskiego, ile raczej uwzględnienie ówczesnych uwarunkowań geostrategicznych: położenia Polski w Europie, jej potencjału demograficznego, gospodarczego i militarnego, a także pozytywna ocena zapoczątkowanych w 1989 r. przemian demokratycznych. […]
Ze względu na brak możliwości rozpoznawania radzieckiego potencjału wojennego i planów jego wykorzystania, płk Kukliński mógł być tylko niewielkim elementem całego amerykańskiego systemu wywiadowczego. Dla wywiadu radzieckiego mógł być zaś cennym źródłem informacji o rzeczywistym stanie WP, a także o jego dowódcach. Oprócz informacji z posiedzeń organów UW mógł on przekazywać CIA różnorodne dane przygotowywane w Moskwie w ramach całego systemu dezinformacji na temat Armii Radzieckiej. Z własnej inicjatywy nie mógł przekazywać nawet informacji o wojskach radzieckich w Polsce. Dokładnego ich stanu, pomimo istnienia polsko-radzieckiej umowy z 17 grudnia 1956 r. ustalającej zasady czasowego stacjonowania tych wojsk w Polsce, nie znał do końca nawet rząd PRL. […]

Artykuł ukazał się na witrynie klubgeneralow.pl
(Tytuł i skróty – DT)

trybuna.info

Poprzedni

Kombinacja norweska

Następny

Najpierw Serbia, potem Rumunia