U.S. Marines with Bravo Company carry rifles during practice for the 57th inaugural parade at Marine Barracks Washington in Washington, D.C., Jan. 18, 2013. President Barack H. Obama was elected to a second four-year term in office Nov. 6, 2012. More than 5,000 U.S. Service members participated in or supported the inauguration. (U.S. Marine Corps photo by Cpl. Chelsea Anderson/Released)
To militarno–patriotyczne zawołanie oznaczało kiedyś dosłowne wezwanie, do zamocowania bagnetów na karabinach i przygotowania bezpośredniej walki wręcz z przeciwnikami. Szczytową popularność zdobyło w czasie II wojny światowej, za sprawą użycia go przez barda lewicy – Władysława Broniewskiego – jako tytułu wiersza, a potem książki. Kompanie honorowe, zakładające i zdejmujące bagnety w zależności od okoliczności, używają tej komendy także współcześnie.
Ale prawdziwych bitew z użyciem „białej” broni teraz już nie ma. Dzisiaj, co wyraźnie widać na przykładzie ukraińskiego „poligonu”, walka toczy się głównie zdalnie, pociskami, rakietami i bombami, rzucanymi z pomocą komputerów i urządzeń przenoszenia na tereny wroga lub, bardziej selektywnie, na jego oddziały i wybrane obiekty.
Już inna broń
Wezwanie „bagnet na broń” może być jednak z powodzeniem wykorzystywane, jako przenośnia w mniej krwawych bitwach – szczególnie w walkach przedwyborczych.
Właśnie ostatnio dochodzimy do tego etapu, w którym główną bronią są nośniki prawdziwych i fałszywych informacji, emitowanych początkowo przez nasze języki, struny głosowe i osobiste komputery, a potem przekształcanych w filmiki, filmy, słuchowiska i zróżnicowaną poziomem i objętością literaturę.
Nieco więcej niż 60 proc. rodaków zapowiada swój udział w wyborach. Ta informacja – potwierdzana przez kolejne sondaże – zawsze mnie psychicznie dobija.
To bowiem znaczy, że – statystycznie – niemal co drugi mój sąsiad interesuje się tylko swoim życiem, albo życiem swojej rodziny, nie dostrzegając jego związku z ze sposobami i jakością rządzenia sporym krajem nad Wisłą.
Albo nawet dostrzegając, ale nie wierząc, że jego głos w wyborach będzie miał jakiekolwiek znaczenie.
Mój psychiczny dołek pogłębia fakt, że w tej aktywnej „większej połowie” prawie 20 proc. nie wie jeszcze, na kogo będzie głosować, a nieco ponad 30 proc. zamierza popierać ugrupowanie prowadzone przez najbardziej łagodnego autokratę Europy, czyli Jarosława.
Czas ostrzenia bagnetów
Przy takiej mozaice wyborczej, nikomu niedającej pewności ani wygranej, ani przegranej w tej politycznej wojnie, obie liczące się strony przystąpiły już wyraźnie do ostrzenia współczesnych bagnetów. Bagnetami w tej fazie „wojny przedwyborczej” są przede wszystkim informacje, które powinny kompromitować drugą stronę i kusić potencjalnych wyborców z grupy niezdecydowanych, albo – jeszcze lepiej – „przeciągać” tych, którzy dotychczas chcieli wspomagać przeciwników. Czym bagnet jest lepiej zaostrzony faktami, przypuszczeniami i sugestiami, a nawet kłamstwami, tym może być skuteczniejszą bronią w ostatecznej rozgrywce.
Jakość zaostrzonych bagnetów jest decydująca, ale nie można lekceważyć także umiejętności tych, którzy je wykorzystują. Obywatele – wyborcy mają wprawdzie chwiejne poglądy i sympatie, ale wydaje mi się, że ostatnio kształtują się pewne wzorce, wygrywające z konkurencją. Do niedawna popularne upodobania do bezczelności, hałaśliwości, zalewu kłamstewek i niewybrednych żarcików, ustępują atmosferze koleżeństwa i wspólnej troski o przyszłość.
Niepokojący jest jednak fakt, że używane do ostrzenia narzędzia ograniczane są coraz bardziej do finansowych obietnic. Już w poprzednich wyborach szykująca się do boju „armia” prawej strony sięgnęła masowo po to narzędzie, nie bacząc, że trzos staje się szczupły i trzeba głębiej sięgać po kredyty. Teraz, jeszcze bardziej wyraźnie, nie próbuje się zdobywać głosów potencjalnych wyborców błyskotliwymi decyzjami rządzenia, tylko się je kupuje.
Przeciwnik malowany na czarno
Ośmielam się twierdzić, że większe postępy zrobiono w drugiej płaszczyźnie ostrzenia bagnetów, czyli w oczernianiu przeciwników. Czym oni są gorsi, tym my jesteśmy lepsi i zasługujemy na uznanie, a nawet na miłość ludu. Zwłaszcza coraz słabiej zjednoczona prawica, dysponująca możliwością wpływu na większość środków przekazu i epatując część społeczeństwa pokazową pobożnością, cieszy się względną stabilizacją poparcia. Wydaje się jednak, że nie docenia zbliżających się następstw zderzenia instrumentu kupowania sympatii, z coraz bardziej uciążliwą inflacją. Nie docenia też braku umiejętności rządzenia w warunkach wolnego rynku, czego wymownym przykładem jest bałagan wywołany na rynku zboża.
Synteza
Przyglądając się z boku tym przedwyborczym zmaganiom i stosowaniu zróżnicowanych metod ostrzenia języków, słów i fraz zastępujących bagnety, doszedłem do wniosku, że w miarę zbliżania się do rozstrzygających terminów, następuje stopniowa syntetyzacja wzajemnych zarzutów. Każdy nowy zarzut, kompromitujący przeciwników fakt, kolejna afera finansowa, przykład nieudolności nominatów daje się już zaliczyć do jednej z syntetyzowanych grup. Może nie jestem dostatecznie wnikliwy, ale wydaje mi się, że u każdej z dwóch głównych walczących stron wykształciły się tylko po dwie takie grupy.
Wielbiciele lub po prostu zwolennicy dzierżącego władzę Jarosława, każdy nowy zarzut, niemal instynktownie, dopasowują do:
– po pierwsze – chorobliwie powtarzanej tezy, że wszystko, co w Polsce jest jeszcze złe – to wina niejakiego Donalda Tuska. On sam jest także syntezą tego zła. Lubi Niemców, po niemiecku mówi lepiej niż po angielsku, widywał się z Putinem i obaj się uśmiechali. No i w czasie II wojny, kiedy Kaszuby były częścią Niemiec, jego dziadek dał się zmobilizować do wojska, czyli Wehrmachtu!. A przecież mógł odmówić i dać się patriotycznie rozstrzelać albo powiesić!
I po drugie – jeśli coś złego nie jest dzisiaj bezpośrednią winą tego Tuska, to pośrednio wynika z jego nieudolności w latach, gdy zajmował zaszczytne stanowisko premiera w polskim rządzie. Uciekł z tego stanowiska, na lepiej płatną posadę w europejskiej biurokracji. Ale to nie miało istotnego znaczenia, bo cała popierająca go dzisiejsza opozycja nic dobrego dla ludzi i państwa nie zrobiła, nie miała żadnych pomysłów podnoszących poziom życia obywateli.
Synteza zarzutów po stronie opozycji jest równie wyraźna, chociaż nieco mniej spersonalizowana. Każdy nowy zarzut też można zaliczyć do jednej z dwóch grup:
Pierwszej – wbrew werbalnym życzeniom swego wodza, niemal wszyscy członkowie PiS i koalicjantów, idą do polityki i władzy dla pieniędzy. Co kilka dni wybucha nowa afera, w której ludzie aktualnej władzy sięgają do finansów państwa, „Dojenie” ojczyzny odbywa się na wiele sposobów, w znacznej części stanowiących wynalazki obecnej ekipy rządzącej. Jednocześnie gmatwa się prawo w taki sposób, aby utrudnić ściganie tego typu przestępstw, lub zapewnić bezkarność Ludziom, którzy je popełniali. Otwiera się też całkiem legalne strumienie przepływu pieniędzy państwa i jego spółek gospodarczych, m.in. przez stopniowe podnoszenie pensji i premii kierownictw, do poziomu kilkudziesięciu, a nawet powyżej 100 tysięcy miesięcznie.
I znowu po drugie – zarzuca się rządzącej ekipie, że prowadzi złą politykę kadrową, powierza poważne stanowiska i zadania ludziom niemającym żadnych kwalifikacji – poza posłuszeństwem i bezmyślnym powtarzaniem sloganów emitowanych przez władze. To z kolei staje się jedną z głównych przyczyn braku umiejętności kierowania państwem, popełniania kosztownych błędów, traktowania rozdawnictwa, jako jedynego skutecznego instrumentu zarządzania. To też staje się przyczyną i pożywką okłamywania społeczeństwa, i coraz bardziej śmiesznego organizowania uroczystych imprez, poświęconych wzajemnemu wręczaniu nominacji, odznaczeń i chwaleniu rzekomych umiejętności i osiągnięć ludzi władzy.
Premier dziękuje
Kropką nad „i” takich imprez stają się też często podziękowania premiera kierowane do niektórych członków rządu. Można odnieść wrażenie, że ministrowie w Polsce pracują społecznie i tylko z patriotyzmu pełnią swoje funkcje. Premier dziękuje nawet tym, którzy nie zgadzają się z jego decyzjami i mają niepodważalne zasługi w demolowaniu systemu zarządzania państwem.
Ale nie martwmy się, Te podziękowania – jak sądzę – są też instrumentem ostrzenia bagnetów. Mają przekonywać obywateli, że atmosfera wewnątrz rządu jest pełna wzajemnych sympatii, grzechy są wybaczane i patriotyczna troska o dobro narodu może rozkwitać bez przeszkód.