Koniec Państwa Islamskiego w Syrii?
W listopadzie 2017 r. w Syrii w rękach armii tzw. Państwa Islamskiego znajdowało się już tylko jedno większe miasto – Abu Kamal – leżące na obszarach pustynnych nad rzeką Eufrat. Z jednej strony, trochę z przypadku, stało się ono ostatnią „stolicą i twierdzą” ISIS. Z drugiej strony, wobec przejścia przekupionych lokalnych plemion na stronę wspieranych przez USA Kurdów, „wyścig” do Abu-Kamal prowadzili tak Kurdowie i US Army, jak i wojska rządowe i ich sojusznicy. Dodatkowo, ogromne znaczenie do zdobycia miasta przywiązywał Iran, który za wszelką cenę, chce mieć drogowe, lądowe połączenie obszarów szyickich z Libanu poprzez Syrię i Irak do Iranu. Jedyna droga, wiedzie właśnie przez Abu-Kamal. Złożoność międzynarodowych interesów i sojuszy sprawiła, że bitwa o Abu-Kamal rozstrzygała interesy tak graczy globalnych (Rosja i USA), mocarstw regionalnych (Iran, Izrael i Arabia Saudyjska), jak i bezpośrednich sąsiadów Syrii i Iraku.
Siły i plany stron bitwy
Koalicja pod wodzą Waszyngtonu, czyli Kurdowie ze „szczyptą” Arabów pod nazwą YPG, wsparci wojskami USA, za cel podstawowy uznawała zdobycie wielkich pól naftowych Omar na lewym brzegu Eufratu. Lokalne plemiona, współpracujące dotychczas z ISIS i czerpiące zyski z sprzedaży ropy, z lękiem przyjmowały nadejście armii rządowej Syrii. Więc jak to na Bliskim Wschodzie od stuleci bywa, doszło do targu, za utrzymanie udziału z wydobywanej ropy, plemiona zdradziły ISIS i przeszły na stronę Kurdów/USA. Wprawdzie, jak twierdzą specjaliści, rzeka Eufrat została uzgodniona jako linia rozgraniczenia wpływów mocarstw pomiędzy prezydentem Putinem i Trumpem, to jednak rzecznik waszyngtońskiej koalicji ogłosił, że Abu-Kamal, jest celem do zdobycia. Siły wyznaczone do tej operacji liczyły ok 6 000 bojowników YPG, z czego gros stanowili Kurdowie przerzuceni tu po zdobyciu miasta Rakka, oraz ok. 700-800 żołnierzy USA, w większości z sił specjalnych, wojsk powietrzno-desantowych oraz Piechoty Morskiej. Wsparcia nacierającym udzielało zgrupowanie lotnictwa koalicji, liczące kilkaset samolotów różnych typów i śmigłowców szturmowych AH-64 „Apache”.
Państwo Islamskie – ostatni bój armii dżihadystów
Dowództwo wojskowe Państwa Islamskiego postanowiło zamienić miasto w „twierdzę”. Jednak, poniesiona kilkanaście dni wcześniej klęska i niespodziewanie szybka utrata miasta Majadin, atakowanego przez syryjską dywizję generała Sukhejla al-Hasana – „Tiger Force”, utrudniło to zadanie. Majadin był wysuniętą bazą zaopatrzeniową, skąd od miesięcy wychodziły jednostki ISIS do operacji ofensywnych w obszarze pustyni, w tym na Palmirę i główną linię komunikacyjną syryjskiej armii idącą z Homs do Deir ez-Zor. To tam znajdowały się duże składy broni i amunicji. Podczas odwrotu sił bojowników, zagrożonych okrążeniem przez wojska syryjskie, na skutek intensywnego operowania lotnictwa syryjskiego i rosyjskiego nie udało się tych zapasów wywieść. W ręce „Tygrysów” wpadły dziesiątki ton pocisków artyleryjskich, setki karabinów maszynowych, min moździerzowych, działa, moździerze, wyrzutnie rakietowe i czołgi. Mimo to, serią zaciekłych kontrataków, dywizja generała Sukhejla al-Hasana została przez bojowników powstrzymana. Utraciła niemało ludzi i sprzętu, w tym co najmniej jeden najnowszy rosyjski czołg dostarczony Syryjczykom, czyli T-90. Sukces ten i powstrzymanie dalszego natarcia wojsk syryjskich idących wzdłuż brzegu Eufratu był podstawą wyciągnięcia szeregu błędnych wniosków przez dowodzących armią ISIS. Dowódcy wojskowi ISIS uznali, że impet natarcia przeciwnika, pod wpływem strat oraz problemów z zaopatrzeniem, wyczerpuje się. Linie komunikacyjne armii syryjskiej wydłużyły się i podlegały stałemu przerywaniu, przez mobilne grupy bojowników operujących na głębokich tyłach, na bezkresnej pustyni. Postanowiono zatem „bronić się w polu”, frontem na północ, w oparciu o rozbudowane fortyfikacje polowe i mniejsze wioski. Walka manewrowa, kontrataki terrorystów samobójców, wypady na rozciągnięte linie komunikacyjne armii rządowej wydawały się być bardziej perspektywicznym sposobem obrony, niż bierne stawianie oporu w oparciu o zabudowę miejską Abu-Kamal. Tym bardziej, że wojska bojowników w wojnie manewrowej, działaniach nocą, przewyższają armię rządową o głowę. Inicjatywa, mobilność, znajomość terenu (lokalna ludność wspiera ISIS) i świetne zachodnie noktowizory dawały bojownikom zdecydowaną przewagę.
Siły uderzeniowe wojsk syryjskich wspieranych przez Rosjan, faktycznie wyhamowały. ISIS zyskał tak cenny na wojnie czas, fortyfikował pozycje na północ od Abu-Kamal. Był to jednak prawdopodobnie fortel rosyjskich doradców, stojących za planem ofensywy.
Iran swoimi proxi wchodzi do gry o Abu-Kamal
Abu – Kamal, choć ważne dla Damaszku, Moskwy i Waszyngtonu, było jednak kluczowym strategicznie punktem dla innego gracza – dla Teheranu. Persowie za cel całego zaangażowania w wojnie z ISIS na terenie Iraku i Syrii przyjmowali połączenie „szyickim korytarzem” Iranu z Libanem. W rejon miasta przybył „człowiek od specjalnych zadań” , niezmordowany, przebiegły polityk, zdolny oficer, wręcz legendarny na Bliskim Wschodzie generał Kasem Sulejmani. Oficer elitarnego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, dowódca sił „Kuds” – sił Iranu operujących poza granicami kraju. Generał ten uratował Baszszara al-Assada przed klęską w 2015 roku, odegrał wielką rolę w uratowaniu dla sił rządowych Aleppo i był jednym z architektów pojawienia się w Syrii, nowego sojusznika – Rosjan. Ledwie dwa miesiące temu wynegocjował zaskakującą zmianę sojuszy i kierował operacją irackich sił rządowych, które pozbawiły Kurdów, po tym jak przeprowadzili referendum niepodległościowe, ich stolicy – miasta Kirkuk i ogromnych, bogatych pól naftowych na północy Iraku. A wszystko to prawie bez strat, gdyż część przywódców kurdyjskich zdradziła, bo ich Sulejmani przekupił, umiejętnie negocjując.
Wróćmy jednak pod Abu-Kamal. Miasto leży kilkanaście kilometrów od granicy z Irakiem. A tam, kluczowym przeciwnikiem ISIS są szyickie (proirańskie) milicje Haszd al Szabi. Milicje te wyszkolili i wyposażyli w broń Irańczycy, dowodzą nimi irańscy oficerowie z Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. I owe milicje przebiły się do granicy z Syrią, wyzwalając z rąk ISIS, leżące nad granicą irackie miasto Al-Quaim.
Od strony zachodniej przez pustynię syryjską, niejako równolegle do granicy z Jordanią, wielokrotnie bombardowane przez lotnictwo Izraela i USA, ku granicy z Irakiem przedzierały się operujące na terenie Syrii oddziały proirańskie. W szczególności „Liwa Fantimion”. To Szyici z Afganistanu, zwerbowani i wyszkoleni oraz uzbrojeni przez Iran, przetransportowani do Syrii w celu wsparcia wojsk prezydenta Assada. Oraz elitarne, bitne oddziały proirańskiego Hezbollahu z Libanu. Całość dopełniali spadochroniarze irańscy z 65. brygady powietrzno-desantowej „Nohed”, których było około 200-250. W ciężkich i krwawych walkach zdobyli oni trzy miesiące temu stację przesyłu ropy T-2 i utknęli ok. 40 km na zachód od miasta. Dowództwo ISIS było jednak spokojne, gdyż na ufortyfikowanych liniach obronnych przy intensywnym stosowaniu „szahid mobili” (terroryści samobójcy), oraz kontratakach na tym odcinku frontu przeciwnik wydawał się być wyhamowany. Tak więc również tu, na zachodzie od Abu Kamal, co okazało się zgubne, sztab ISIS również przyjął bitwę w polu.
Decydujące starcie
Uważni obserwatorzy wojny na Bliskim Wschodzie wychwycili w pierwszym tygodniu listopada serię „dziwnych” zdarzeń. Przez kilka dni brak było informacji o ruchach wojsk syryjskich i sojuszniczych. Obszar penetrowała duża liczba bezpilotowych aparatów rozpoznawczych (BSL), tak irańskich jak i rosyjskich. Na irackich zdjęciach propagandowych, pokazujących walki o irackie nadgraniczne miasta prowadzone przez milicje szyickie, dostrzec było można najnowsze rosyjskie czołgi T-90. I to te znane z zdjęć w Syrii w charakterystycznym ciemnozielonym malowaniu. Można więc było wysnuć wniosek, że przez granicę syryjsko-iracką, przez pustynię, przeszły z Syrii do Iraku oddziały Hezbollahu, bo to im Rosjanie przekazali kilka tych maszyn jeszcze podczas walk o Aleppo.
I oto, 10 listopada, oddziały „Haszd al-Szabi” przekroczyły granicę iroacko-syryjską i rozpoczęły natarcie na Abu-Kamal, wbijając obrońcom miasta, przysłowiowy „nóż w plecy”. Od południowego wschodu linii obronnych broniących dostęp do miasta ISIS nie wybudował. Jakby tego było mało, na linie obronne ISIS na zachodzie od Deir ez-Zor, od strony stacji przepompowywania ropy T-2, rozpoczęły się bombardowania rosyjskiego lotnictwa. I nie były to już uderzenia pojedynczych maszyn Su-34 czy Su-24M2 z bazy Chmejmim, a trwające kilka dni grupowe naloty (po 6 samolotów) strategicznych bombowców Tu-22M3. Maszyny te startując z lotnisk w Rosji, leciały nad Iranem, Irakiem wykonując precyzyjne uderzenia bombowe na cele wskazane przez rozpoznawcze bezpilotowce. Każdy rosyjski bombowiec zrzucał 4 000 kg bomb. Na pozycje dżihadystów, z precyzją do 10-15 metrów od punktu celowania, dzięki satelitarnemu naprowadzaniu i systemowi Gefest-24, Tu-22M3 spuszczał serię 8 półtonowych bomb. Żadne polowe umocnienia czy wykute tunele, nie były wstanie oprzeć się niszczycielskiej lawinie ognia i stali spadającej z nieba. Rosjanie mają cały arsenał bomb burzących, odłamkowo-burzących, penetrujących czy z subamunicją, rozcalajacych się kilkadziesiąt metrów nad ziemią, rażących powierzchniowo, jakie w zależności od potrzeb zastosowali. Tak czy inaczej, po trzech dniach, siły Hezbollahu, Irańczyków i szyickich milicji stały u bram Abu-Kamal. Równolegle, rosyjskie Su-24M2, Su-30 i Su-34 punktowo likwidowały wykryte baterie moździerzy, okopane czołgi oraz pozycje dział. Efekt tych nalotów był piorunujący. Terroryści zasadniczo zostali pozbawieni broni wsparcia i ich silnie przetrzebione jednostki, chaotycznie odeszły w obszar zabudowy miejskiej.
Działaniami wojsk zdobywających Abu-Kamal kierował osobiście generał Kasem Sulejmani. Miasto wewnątrz nie było szczególnie przygotowane do obrony i pod ogniem artylerii oraz nalotów lotnictwa syryjskiego i uzbrojonych dronów irańskich, przeciwnik szybko się cofał. Wytworzyła się sytuacja kryzysowa i znów kilka dni pod rząd działała rosyjska „Dalnaja Awiacja” i jej zespoły szóstek Tu-22M3.
Walki w mieście do domena świetnie wyszkolonych do tego typu działań praktyków wojen z Izraelem – Hezbollahu. To oni oczyścili miasto i reszki wojsk ISIS przeprawiły się na drugi brzeg Eufratu, lub odeszły na północ od miasta ku jednostkom powstrzymującym dywizję generała Sukhejl al-Hasana. „Tygrysy”. W obliczu ciężkich walk, dla Syryjczyków nadeszło wsparcie od strony Deir ez Zor. Podeszły wyszkolone i wyposażone przez Rosjan oddziały V Ochotniczego Korpusu Szturmowego.
Zaskakujący „atak kamikadze” Czeczenów z ISIS
13 listopada do bramy lotniska w Deir ez-Zor podjechały dwa pojazdy z żołnierzami mówiącymi po rosyjsku i w mundurach rosyjskiej armii. Zostały przepuszczone do wnętrza bazy. Okazało się, że to „komando” samobójców, Czeczenów walczących po stronie Państwa Islamskiego. Terroryści rozdzielili się. Czterech poderwało się w pobliżu bazujących tam samolotów, niszcząc 3 samoloty szkolno-bojowe służące bezpośredniemu wsparciu wojsk typu L-39 „Albatros”. Jeden zdetonował ładunek na sobie w pobliżu punktu dowodzenia, zabijając kilku syryjskich oficerów i żołnierzy. Czterech dalszych zlikwidowała ochrona bazy.
Oddziały dywizji „Tygrys” wraz jednostkami z V Korpusu Ochotniczego, osłaniając prawą flankę od strony pustyni przebijały się ku Abu-Kamal. Od 23-26 listopada oraz w dniach 1-4 grudnia pozycje wojsk ISIS znów bombardowały strategiczne Tu-22M3. Jak szczury przyparte do ściany, oddziały bojowników stawiały zaciekły opór i kontratakowały. Nie mając już dokąd się cofać, wolały ginąć w walce. Z drugiej strony, są to ludzie tak zindoktrynowani, że w przypadku dostania się do niewoli trzeba by ich było dożywotnio izolować. Stąd i stronie rządowej oraz sojusznikom Damaszku, zależy na „wybiciu” w walce sił ISIS.
Warto zauważyć, że bojownicy mieli nadal duże ilości przeciwpancernych pocisków kierowanych, wysokiej jakości zachodniej produkcji karabinów wyborowych, moździerzy i broni piechoty. Pojazdy samobójców „szahid mobile” wspierali oraz sami „szahidzi” – bojownicy obwieszeni materiałem wybuchowymi stanowiący „siły szturmowe”, które wciąż rzucane były do kontruderzeń, zadając straty wojskom syryjskim i sojusznikom. Za cenę ok. 450 zabitych i rannych żołnierzy syryjskich i sojuszniczych, Abu-Kamal zostało zdobyte. Wojskom generała Suhejl al-Hasana idącym z północy pozostawało nadal ok 20 km do miasta. 6 grudnia, po nalotach strategicznych Tu-22M3, padły miejscowości Dżała, Ramadi i Bukan. Dywizja „Tygrys” połączyła się z Hezbollahem idącym od strony Abu-Kamal. Tu również cena zwycięstwa była wysoka. W ocenie analityków, straty wojsk generała Sukhejl al-Hasana w ostatnim tygodniu walk sięgnęły ok. 500 zabitych i rannych.
Na zachodzie zostały jeszcze ogromne, liczące ok. 7000 km kwadratowych, teoretycznie okrążone, niezamieszkane połacie syryjskiej pustyni, gdzie operują siły ISIS mające oparcie w lokalnych plemionach. Walka na tych obszarach może potrwać kilka tygodni, a zgrupowanie na północ i zachód od Abu-Kamal, do końca roku powinno zostać rozbite. Sztab armii rosyjskiej zameldował prezydentowi Putinowi, że ISIS jako zorganizowana struktura quasi państwowa na terenie Syrii przestało istnieć.
„Pax Russica”
Ostatnie dni przyniosły też ujawnienie zaskakującej współpracy Rosjan z plemionami na wschód od Eufratu, czyli jakby w „amerykańskiej strefie wpływów”. 3 grudnia w El-Salijach odbyło się posiedzenie „Komitetu zarządzania terytoriami na wschód od Eufratu”. W skład tego ciała weszły posiadające autorytet osoby z lokalnych plemion oraz wspierający lokalne milicje Kurdowie. Zaproszono też rosyjskiego generała majora Jewgienija Popławskiego z „Centrum Rozejmowego walczących sił w Syrii” z siedzibą w Chmejmim (rosyjska baza lotnicza w Syrii). Generał poinformował o współpracy z siłami lokalnych milicji i Kurdów podczas ostatnich walk z ISIS. W szczególności, rosyjskie lotnictwo na rzecz tych sił wykonało 678 wylotów bojowych, unicestwiając 1450 celów. Wyłonione przez Komitet lokalne władze, w porozumieniu z Rosjanami, mają umożliwić powrót na te tereny uchodźców oraz zapewnić dostawy pomocy humanitarnej. Szefem władz wybrano Hassana al-Josefa. Przedstawiciel Komitetu Mahmud Nuri poinformował, że lokalne władze uznają podległe tereny za integralną część Syrii, podziękował za pomoc w walce oddziałom kurdyjskim i Rosjanom. Zadeklarował zarazem, że siły kurdyjskie są gotowe zapewnić bezpieczeństwo rosyjskim wojskowym, jeśli Ci przybędą na te tereny. Jak zatem z tego widać, Rosjanie „grają na wielu fortepianach”, zyskali zaufanie różnych lokalnych plemion i grup etnicznych oraz wyznaniowych. Wobec „zwijania się” obecności USA w regionie, bo taka jest polityka prezydenta Donalda Trumpa, na Bliskim Wschodzie „Pax Americana , zastępuje „Pax Russica”.
Rosja, ewidentny zwycięzca wojny w Syrii, może stać się gwarantem pokoju w tym od dziesięcioleci „gorącym” obszarze, targanym wojnami, acz przebogatym w węglowodory. Dla nas, Europejczyków najważniejsze jest to, że Rosjanie walnie przyczynili się do unicestwienia Państwa Islamskiego i są o krok od zakończenia wojny w Syrii. Powstrzyma to exodus do Europy uchodźców, sprawi, że duża ich część wróci do domów, a radykalny islamski terroryzm stracił swoją bazę. I wszystko to dokonała rosyjska armia, tak znienawidzonego przez europejskie i amerykańskie elity „złego Putina”. Elity, które inspirując i finansując serię „kolorowych rewolucji” w ramach „Arabskiej wiosny”, wywołały największy od II Wojny światowej kryzys humanitarny nieznanych rozmiarów. Armia rosyjska „zgasiła” jeden z tych „pożarów”, którego Rosja nie rozniecała.