6 listopada 2024

loader

Cisi bohaterowie podniebnych marzeń na Wojskowych Powązkach

Jeżeli zapomnę o Nich, Ty Boże na niebie zapomnij o mnie

                                                                                                                                       A. Mickiewicz

Pragnęli wznieść się w przestworza, poczuć smak nieskrępowanej przestrzeni i wolności, spoglądać na świat dotąd dostępny tylko ptakom. Z biegiem lat urzeczywistniały się chłopięce marzenia, zasiadali za sterami samolotów. Wielu z nich wystartowało do swojego ostatniego lotu, lotu, który nie skończył się szczęśliwym lądowaniem. W tą ostatnią lotniczą podróż zabrali swoje nadzieje, plany i kolejne marzenia, których już nigdy nie zrealizowali. Jak po równi pochyłej zsunęli się w stronę ciszy zamkniętej w kamieniu. Śmierć dotyka swą nieubłaganą dłonią każdego człowieka. Jednak ich musnęła stanowczo za wcześnie. Marzycieli, którzy zginęli śmiercią lotnika. Pilotów, którzy stali się ofiarami wypadków lotniczych w czasie pokoju, w Polsce międzywojennej.

Po opanowaniu powietrza przez balony, później sterowce na początku XX wieku dołączyło do nich lotnictwo. Ta niezwykle tajemnicza i fascynująca dziedzina początkowo była dostępna niewielu śmiałkom. Kiedy człowiek tylko oderwał się od ziemi zaczął bić rekordy czasu spędzonego w powietrzu, pokonywanych odległości, wykonywał karkołomne ewolucje akrobacyjne. W dwudziestoleciu międzywojennym o podniebnych sukcesach Polaków szeroko rozpisywała się prasa. Wielkie sukcesy lotników sportowych będących w czołówce światowej, zdobywców pucharu Gordona Benetta w międzynarodowych zawodach balonowych, zwycięstwa w challenge’ach – największej imprezie lotniczej świata, napawały dumą rodaków. Spektakularne sukcesy przemysłu lotniczego, wspaniałe konstrukcje lotnicze rodzimych konstruktorów, widoczne podczas pokazów lotniczych uświetniających uroczystości państwowe, rozbudzały wyobraźnię młodych ludzi. Zdjęcia niezwykłych mężczyzn i kobiet w swoich niesamowitych maszynach, „romantyzm” latania, wszech obecny entuzjazm otaczający lotników i ich niezwykle efektowne loty wywoływały chęć zostania pilotem, by móc nareszcie zobaczyć ziemię z lotu ptaka.

Lotnictwo polskie, nieodłącznie związane z lotnictwem wojskowym, narodziło się wraz z odrodzoną Polską ponad sto lat temu. Przyczynili się do tego doświadczeni piloci wywodzący się z armii zaborczych. Podobnie cenni byli mechanicy, których świetna znajomość sprzętu pozwalała utrzymać w linii wysłużone maszyny. W okresie dwudziestolecia międzywojennego powstało wiele udanych rodzimych konstrukcji samolotów przeznaczonych dla wojska. Odnoszone dzięki nim sukcesy polskich lotników powodowały wzrost zainteresowania lotnictwem. Do nowej broni garnęli się zarówno żołnierze z innych formacji, jak i młodzi entuzjaści lotniczej przygody. Lotnicze trofea zdobywali głównie piloci wojskowi, więc sen o lataniu mogła spełnić armia. Prócz spełnienia chłopięcych marzeń noszenie lotniczego munduru było wielkim honorem. Lotnictwo, a co za tym idzie i piloci cieszyli się wyjątkowym prestiżem i wysokim uznaniem. Powstała potrzebna baza szkoleniowa, później umiejętności szlifowały pułki lotnicze. Dla wielu młodych ludzi latanie i lotnictwo ciągle jawiło się romantyczną przygodą. Niestety ten romantyzm czasem kosztował najwyższą cenę.

Praca pułków lotniczych, kształtujących młodego człowieka, okupiona była śmiercią wielu pilotów. Były one widownią licznych katastrof lotniczych z udziałem samolotów wojskowych. Jerzy Pawlak, uznany historyk Polskich Skrzydeł, ustalił, iż między 1 stycznia 1921 a 31 sierpnia 1939 roku śmiercią lotnika zginęło ponad sześćset osób. Przyczyny były różne: lekkomyślność i brawura pilotów, ich niskie kwalifikacje, wadliwe samoloty, złe warunki atmosferyczne, splot nieszczęśliwych wydarzeń, ale też złe decyzje dowództwa. Czasem trudno było pilotowi wyzbyć się nawyków wyrobionych na starym sprzęcie, co fatalnie skutkowało, gdy przesiadali się do nowszych konstrukcji o większym skomplikowaniu technicznym. Niecodzienne zdarzenie, jakie przydarzyło się w 1931 roku płk. Jerzemu Kossowskiemu, graniczyło z cudem. Podczas prób samolotu Lublin R-XIII, w czasie akrobacji pilotowi urwał się drążek. Kossowski wyskoczył ze spadochronem, a samolot samodzielnie wylądował! Płk Kossowski stworzył w Lidzie szkołę znakomitych lotników myśliwskich, stwarzając tym samym podwaliny przyszłych polskich zespołów myśliwskich akrobatów powietrznych. Tu u znakomitych instruktorów uczył się także Jerzy Bajan. 

Wypadki i katastrofy lotnicze występują w lotnictwie od początku jego istnienia, powodują straty zarówno w ludziach, jak i w sprzęcie. Jednak, kiedy nawet najdroższy samolot można zastąpić innym, to straty ludzkie są niepowetowane. Nauka, szkolenie pilota i nabieranie przez niego doświadczenia to proces długotrwały. Lata trzydzieste XX wieku to czas wspaniałych sukcesów polskiej awiacji, ale i okres wielu podniebnych tragedii. Piękny obraz polskiego lotnika, wykreowany z czasów niedawnej wojny – odważnego, honorowego, mającego poczucie misji i poświęcenia wzmagał w społeczeństwie dumę narodową. I poczucie ogromnej straty, gdy dochodziło do śmierci któregokolwiek z nich. Pogrzeby lotników gromadziły równie ogromne tłumy jak pochówek Adama Mickiewicza na Wawelu, bez względu na to, czy był to wysoki stopniem wojskowy, szeregowiec czy uczeń pilot. Były poczty sztandarowe, asysta honorowa, godna oprawa, przemowy i tłumy mieszkańców.

Fragment tłumów na pogrzebie kpt. pil. Józefa Piaseckiego w Poznaniu. Uwagę zwraca trumna na specjalnym powozie w kształcie kadłuba samolotu. (Ze zbiorów NAC).

Nie inaczej było, kiedy mając trzydzieści cztery lata, zginął kpt. pil. inż. Józef LEWONIEWSKI. Niezależnie od służby wojskowej zajmował się sportem lotniczym. W 1930 roku uczestniczył w Międzynarodowych Zawodach Lotniczych Challenge na samolocie PWS-51. 15 sierpnia 1931 roku na samolocie PWS-52 wykonał lot dookoła Polski bez lądowania, na trasie Warszawa-Toruń-Lublin-Biała Podlaska-Warszawa-Poznań-Kraków-Lwów-Lublin-Biała Podlaska-Warszawa pokonując 1754 km w czasie 12 godzin 35 minut, ze średnią prędkością 140 km/h. Przygotowywał się do lotu dookoła świata. 11 września 1933 roku pod Kazaniem w niesprzyjających warunkach atmosferycznych jego samolot wpadł w korkociąg, z którego Lewoniewski zdołał wyprowadzić maszynę, jednak za nisko i samolot zawadził o ziemię. Ciało pilota z honorami przewieziono do granicy polskiej, skąd do Warszawy towarzyszyła polska eskorta honorowa. W pogrzebie uczestniczył jego młodszy brat, gen. lotnictwa radzieckiego, słynny polarnik Zygmunt Lewoniewski. Niestety jego postać i dokonania są w pamięci już tylko nielicznych. Tak obecnie wygląda kamienny, opuszczony grób Józefa Lewoniewskiego na Wojskowych Powązkach – kwatera A17, rząd 7, grób 1.

Grób kpt. pil. inż. Józefa Lewoniewskiego.

Miłośnikom polskich sukcesów lotniczych nie obcy są Jerzy Bajan, choćby ze zwycięstwa w Challege’u w 1934 roku i Karol Pniak z Cyrku Skalskiego, ale kto pamięta, że tworzyli „Trójkę Bajana”. Tym trzecim był plutonowy pilot Stanisław MACEK. Tworzyli słynny zespół akrobatów lotniczych. Ta krakowska szkoła akrobacji myśliwskiej, wywodząca się z Lidy i wspomnianego płk. Jerzego Kossowskiego, była słynna w całej Polsce.

Ich popisowym numerem była akrobacja trzech samolotów PWS-A, których skrzydła łączyły dwumetrowe parciane taśmy. Samoloty wykonywały wiązankę figur utrzymując odległość właśnie nie większą niż owe dwa metry. Po wylądowaniu piloci demonstrowali nienaruszone taśmy. „Wytrawni bywalcy” pokazów komentowali ze „znawstwem” oglądane arcydzieło lotnicze: „– Tato, czemu oni się powiązali? – Ty głupi, przecież sznurki trzymają ich w kupie”

Podniebni akrobaci byli rozpoznawani i uwielbiani. Wysokie kwalifikacje Stanisława Macka pilota-akrobaty zaowocowały odkomenderowaniem go z 2 PL do Samodzielnego Dywizjonu Doświadczalnego Instytutu Badań Technicznych Lotnictwa. Prototyp samolotu po oblataniu go w wytwórni i usunięciu usterek ujawnionych w trakcie oblotu, był przekazywany do IBTL. Tu po lotach próbnych pilot proponował poprawki i wypowiadał się o przydatności konstrukcji. Loty próbne doświadczalne wykonywano na samolotach o nieznanych jeszcze własnościach lotniczych. Nowe konstrukcje zawsze zawierają pewien element niepewności, który może być usunięty dopiero w wyniku przeprowadzenia prób w rzeczywistych warunkach lotu. Wykwalifikowani fachowcy badali nowe konstrukcje przed dopuszczeniem ich do użytkowania, sprawdzali egzemplarze wyprodukowane seryjnie, jak również sprzęt, który przeszedł naprawy po uszkodzeniach.

Taki lot próbny wykonywał Stanisław Macek 20 czerwca 1938 roku na samolocie PZL.37A Łoś. Pod Piasecznem, podczas wykonywania akrobacji, od samolotu oderwało się skrzydło i część kadłuba. Zginęła cała załoga: plut. pil. Stanisław MACEK (31 l.), st. majster wojskowy Ignacy KASPRZYK (28 l.) i szer. pom. mech. Mieczysław SIOCH (24 l.). Samolot był modelem niedopracowanym, nie usunięto w nim wszystkich usterek. Przyczyną katastrofy było złe nitowanie blach poszycia do dźwigarów skrzydła, niektóre nity przytwierdzone były jedynie do samej blachy, zamiast łączyć obie części. Skutkiem katastrofy było roznitowanie dwudziestu już wyprodukowanych skrzydeł Łosia i połączenie ich na nowo. Zrozumienie przyczyn powodujących wypadki lotnicze jest kluczem do ich zapobiegania, niestety wadliwa technologia okupiona była życiem trzech młodych ludzi. Bajan jest pochowany w Wielkiej Brytanii, Pniak w rodzinnym Jaworznie. Pamięć o Stanisławie Macku, czołowym polskim pilocie myśliwskim i wspaniałym, doświadczonym akrobacie ilustruje zdjęcie jego grobu – kwatera C16, rząd 1, grób 12.

Grób plut. pil. Stanisława Macka.

Po jego lewej stronie pochowany jest Mieczysław Sioch (kwatera C16, rząd 1, grób 11). W tej obok niego bezimiennej stertce ziemi (kwatera C16, rząd 1, grób 10) nie leży NN, choć na mogiłce nie ma żadnej tabliczki. Jest tam pochowany Franciszek PANEK. Na widocznych żelaznych krzyżach-masztach pierwotnie zawieszone były samolotowe śmigła.

Mogiły (od lewej) Franciszka Panka, Mieczysława Siocha i Stanisława Macka.

22 lipca 1938 roku samolot pasażerski Lockheed L-14H Super Electra wykonywał lot z Czerniowiec do Bukaresztu (część rejsu Warszawa-Bukareszt). Na skutek burzy z piorunami maszyna rozbiła się 20 km od Câmpulung, w Karpatach, w Rumunii. Ginie 14 osób, w tym kapitan samolotu sierż. pil. Władysław Kotarba (38 l.), radiooperator Zygmunt Zarzycki (33 l.) i mechanik Franciszek Panek oraz jedenastu pasażerów. Franciszek PANEK jest pochowany w tym samym rzędzie (obok siebie), co ofiary rumuńskiej katastrofy – Olimpiusz Nartowski i Zygmunt Zarzycki (mają rodzinne zadbane nagrobki) i mający tragiczne ziemne mogiły Mieczysław Sioch (jest przynajmniej imienna tabliczka) oraz Stanisław Macek (na spadłej tabliczce po dwóch widniejących literkach nie sposób dociec czyj to grób!). Tej rozmytej stertce ziemi frasobliwie przygląda się ukrzyżowany Chrystus. Najwyższy czas przywrócić pamięć tej bezimiennej mogiłce. Franciszek PANEK urodził się 11 września 1904, był mechanikiem pokładowym PLL Lot (obsługiwał samoloty Douglas i Lockheed). Jeden z wytrawniejszych mechaników, stale latający na trudniejszych trasach. Jest taka piękna o nim opinia: „cichy, wzorowy pracownik, w czasie lotu spełniał także funkcję stewarda. Zawsze starał się pasażerom uprzyjemnić podróż. Miał najświeższe gazety, ilustracje, częstował owocami, a jeżeli jakiś pasażer zachorował opiekował się nim jak najczulsza niańka”. Czy dziś nie ma nikogo, kto zaopiekowałby się tym cichym, zapomnianym grobem?

W niewielkiej odległości od tych smutnych mogiłek jest miejsce wyjątkowe, jedyne takie na Wojskowych Powązkach. Rzuca się w oczy niespotykane usytuowanie okazałego grobu, okolonego dużą, wolną przestrzenią. Tu, przy każdej nadarzającej się okazji, spotykają się członkowie Warszawskiego Klubu Seniorów Lotnictwa. Otaczają swoistym kultem Stanisława Latwisa, wszędzie podkreślając, iż nieomal dwadzieścia lat temu byli inicjatorami odnowienia jego grobu (informuje o tym również stosowna tabliczka na nagrobku). Podczas porządkowania tego miejsca, uroczystości ze sztandarami składania wieńców, zapalania zniczy, nie sposób ominąć dwóch charakterystycznych grobów. Przechodząc koło nich od dwóch dekad ludzie ci „nie widzą”, iż tuż obok, po prawej stronie są mogiły, które szczególnie się wyróżniają. 

Kamienne kule na narożnikach obramowania nadają wyjątkowy, ciekawy charakter temu miejscu. Niestety, przez blisko dziewięćdziesiąt lat warunki atmosferyczne i ludzka niepamięć zrobiły swoje. Na jednej kamiennej, skromniutkiej tablicy częściowo tylko można odczytać napis. Dzięki porastającej mogiły trawie i chwastom „malowniczo” odznaczają się one wśród marmurowo-granitowych nagrobków. Obramowania grobów bywają przydatne, gdy podczas uroczystości dla Latwisa można na nich stanąć, by być widocznym na zdjęciu. To miejsce wiecznego spoczynku por. pil. Aleksandra Jerzego KREMIENIECKIEGO (29 l.) – kwatera C16, rząd 8, grób 7. i por. pil. obs. Tadeusza Józefa Pawła PIENIĄŻKA h. ODROWĄŻ (34 l.) – kwatera C16, rząd 8, grób 6.

Groby por. pil. Aleksandra Kremienieckiego i por. pil. obs. Tadeusza Pieniążka h. Odrowąż.

Aleksander Kremieniecki z 4 PL odkomenderowany do Samodzielnego Dywizjonu Doświadczalnego latał w eskadrze prototypów. Podczas oblotu doświadczalnego, 27 lipca 1935 roku, na samolocie PZL.P.2.23II Karaś zginął pod Okęciem, w okolicy wsi Gorzkiewki. Zginęła też załoga: por. pil obs. Tadeusz Pieniążek-Odrowąż (asystent w IBTL) i ppor. rez. obs. Stefan Marian KŁUSEK  (31 l.), pracownik IBTL.

Kpt. pil. obs. Karol ORŁOŚ (37 l.), zwany „żelaznym pilotem”, cieszył się wielkim uznaniem wśród podchorążych. W życiu codziennym cichy i skromny, nie popisywał się posiadaną fachową wiedzą i kunsztem lotniczym. Jeszcze jako uczeń należał do tajnych stowarzyszeń polskich, wydawał nielegalne pisemko. Za zasługi bojowe został odznaczony Krzyżem Orderu Virtuti Militari. Podczas swej służby lotniczej miał cztery wypadki, z których wyszedł cało. Zginął 25 lipca 1931 roku w Dęblinie zderzając się z samolotem pilotowanym przez ucznia. W kamiennym, opuszczonym grobie wraz z nim leżą członkowie jego patriotycznej rodziny – kwatera B17, rząd 1, grób 11.

Grób kpt. pil. obs. Karola Orłosia.

27 kwietnia 1926 roku w czasie wyrzucania wieńca nad pogrzebem płk. pil. Aleksandra Serednickiego (zmarł w szpitalu po wypadku samolotowym) oddając hołd lotniczy doszło do zderzenia dwóch samolotów. Zginęli sierż. pil. Wacław BRZEZINA (27 l.) – kwatera A16, rząd 5, grób 10) i st. szer. mech. Wincenty GROMADZKI (23. l), który wypadł z samolotu. 

Grób sierż. pil. Wacława Brzeziny.

W 1930 roku Aeroklub RP współorganizuje stały konkurs Lot Małej Ententy i Polski. Udział biorą Czechosłowacja, Jugosławia, Polska i Rumunia. Wybrany do niego wybitny pilot obserwator Walenty AZAREWICZ (29 l.), ginie pod Krasnobrodem 27 sierpnia – kwatera B15, rząd 5, grób 2. Kto pamięta, że „ukochał lotnictwo całym sercem, poświęcał mu wszystkie siły i pracując wytrwale był wzorem oficera”?

Grób ppor. pil. obs. Walentego Azarewicza.

To tylko kilka przykładów zapomnianych, opuszczonych mogił tych, którzy zginęli śmiercią lotnika. Są w najbliższym sąsiedztwie efektownego nagrobka Stanisława Latwisa. On sam nie robił różnic pomiędzy bracią lotniczą. Dla niego: „pilot, inżynier, blacharz w stolicy czy na cichym szybowisku – każdy, kto choć o milimetr pcha naprzód lotnictwo, jest lotnikiem”. To dla obecnych stowarzyszeń lotniczych są ważni, ważniejsi i… tacy, którym nie warto poświęcać uwagi. Ich zarośnięte mogiły, zniszczone nagrobki z zatartymi napisami, z pordzewiałymi metalowymi tabliczkami lub ich w ogóle pozbawione, nie przyciągają szacownych delegacji ani pocztów sztandarowych. Taki entourage fatalnie prezentuje się na zdjęciach. 

Uroczystości rocznicowe i nie tylko, szczególnie znanych katastrof lotniczych, są szumnie obchodzone przez wiele instytucji i stowarzyszeń, ale nie są one po drodze, by udać się na ciche, zapomniane groby tych, którzy także zginęli śmiercią lotnika. Lepiej zasypywać wieńcami ciągle tych samych, bo to i pokazać się można i dodać do kolejnych zasług. Niewiele już osób pamięta, że: „Ojczyzna to ziemia i groby, a narody tracąc pamięć, tracą życie”. 

Paweł Moskwa, też nieznany i zapomniany poeta, rysownik, dziennikarz i lotnik, latał bojowo we wrześniu 1939 roku, mjr obs. Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii napisał: „…spełniłem swe lotnicze zaszczytne zadanie, które dało mi prawo walki i przestrzeni. Z nikim na nic innego bym się nie zamienił, choć nigdy nie wiedziałem, co się ze mną stanie… Zaszczytnym był na zawsze mundur niebieskawy, dumny ubiór wybrańca – naszej Wielkiej Sprawy. Gdy błądząc po niebie zapomnę jak wykonać zwykłe lądowanie i wzlecę tak wysoko, że mi na spotkanie wyjdziesz zza chmur Mateńko…”. Mateńki, choć dumne ze swoich synów-lotników, zawsze prosiły: „synku lataj nisko i powoli” i odprowadzały młodych, pełnych życia pasjonatów lotnictwa w ostatnią drogę, choć to powinno być odwrotnie. Stanisław Skalski zadedykował swoją jedyną książkę Czarne krzyże nad Polską: „mym Przyjaciołom i Kolegom, którzy zginęli samotną śmiercią pilota myśliwskiego, a których mogił nie pielęgnują ręce matek”. Nie ma już Matek, Mateniek ani tych pierwszych lotników, ani tych z drugiej wojny światowej. Dopóki żyły opiekowały się ich mogiłami, jeśli nie odnaleziono ciał troszczyły się o ich pamięć. Kto je teraz zastąpi?

Nasze społeczeństwo wystawiło i wystawia nadal szereg lotniczych pomników, także dla pilotów z innych krajów. Jednak jak widać wieczna pamięć nie dotyczy zapomnianych lotniczych mogił sprzed lat na Wojskowych Powązkach. Do historii przeszły lotnicze sukcesy II Rzeczpospolitej, te rocznice są szeroko upamiętniane. Międzywojenne wypadki lotnicze znikają z kart historii, przepadły już w niepamięci, umarły wraz z upływem czasu i odejściem świadków, których te wydarzenia pogrążały w smutku. Mogiły, często bezimienne, z zatartymi tablicami, na których nie wymieniono zasług tych, którzy zginęli śmiercią lotnika, bo nie są znane, a rzadko kto kwapi się, by je odszukać i przypomnieć, z każdym dniem niszczeją coraz bardziej. Rosną na nich chwasty, płoży się bluszcz, a gęsto porastające paprocie zasłaniają napisy z nazwiskami, jeżeli jeszcze się w ogóle zachowały, nawet pękają i kruszą się kamienie. Piękne lotnicze życiorysy czy dopiero zapisywane, ofiarność w walce o wskrzeszenie niepodległej, dorobek pilotów doświadczalnych idą w zapomnienie, tak jak ich krótkie życie złożone na ołtarzu lotniczej pasji, bo nie dane im było doczekać zasłużonej starości. Z biegiem lat, choć chętnie mówi się o kultywowaniu tradycji polskiego oręża, pamięta się tylko o wybranych. Ostatni to już czas, by zatroszczyć się o zapomniane lotnicze mogiły na Wojskowych Powązkach w Warszawie, inaczej przepadną bezpowrotnie.

Są jeszcze tacy piloci, znani w dwudziestoleciu międzywojennym, a współcześnie też zapomniani, którzy zginęli z rąk hitlerowców i nie mają swoich grobów. Jednym z nich jest ppłk Marian OCETKIEWICZ służył w Legionach, walczył o Lwów i w wojnie polsko-bolszewickiej, a także we wrześniu 1939 roku. W czasie okupacji działał w Organizacji Orła Białego i Związku Walki Zbrojnej. W 1941 roku został aresztowany i wywieziony do Auschwitz, gdzie został rozstrzelany 10 lipca pod ścianą śmierci. Jako cywilny pilot wykonywał loty służbowe, a także pasażerskie loty widokowe nad Kielcami. Na samolocie Albatros B.II wykonał w 1928 roku lot dookoła Polski na trasie Kielce-Kraków-Katowice-Łódź-Poznań-Toruń-Warszawa-Lublin-Lwów-Stanisławów-Tarnopol-Łuck-Brześć nad Bugiem-Lida-Wilno-Białystok-Warszawa-Kielce (3200 km). Symbolicznie został upamiętniony na grobowcu rodzinnym, który znajduje się na Cmentarzu Komunalnym w Krośnie (sektor C1-15-21). Dziś to miejsce jest również zaniedbane i opuszczone. 

Znany przedwojenny krakowski akrobata myśliwski kpt. pil. Bronisław Kazimierz KOSIŃSKI, jako pilot Polskich Sił Powietrznych, lecąc Spitfire’em Mk Vb z rozpoznania znad Brestu został zestrzelony 26 stycznia 1942 roku nad Kanałem La Manche w pobliżu Rame Head w Kornwalii. Miał 35 lat. Zostaje zaginionym w morzu, podobnie jak ponad 430 innych lotników PSP w latach 1940-1946. Jaka jest o nich pamięć potomnych?

Aby faktycznie oddawać hołd polskim pilotom nie można pominąć, jak zaczęła się historia naszej awiacji i jak szczególny wkład wnieśli lotnicy, dla których walka o niepodległość Polski była celem nadrzędnym. Bohaterstwo na polu walki zostało uhonorowane najwyższymi odznaczeniami bojowymi wielkiej rzeszy pilotów. Dziwić może tylko fakt, iż ówczesne naczelne władze wojskowe pomijały milczeniem wkład lotnictwa w wiernej służbie Ojczyźnie. To także oni, już w niepodległej Polsce, zasiadali za sterami samolotów i przekazywali swoje doświadczenie młodym adeptom awiacji. Za to społeczeństwo II Rzeczpospolitej otaczało lotnictwo wyjątkowym szacunkiem, fascynowało się jego osiągnięciami i pielęgnowało pamięć o pilotach, którzy wnieśli wkład w jego rozwój. Wielu z nich zapłaciło za to cenę najwyższą – własne życie. Friedrich Nitzsche zawyrokował, iż „wybrańcy bogów umierają młodo, lecz później żyją wiecznie w ich towarzystwie”. W świetle powyższych przykładów lotnikom – wybrańcom bogów z Powązek pozostaje już tylko boskie towarzystwo, współczesnym żyjącym na nich nie zależy.

Można pozazdrościć, iż na sąsiednich Starych Powązkach ciągle żywa jest inicjatywa Jerzego Waldorffa – kwesty na ratowanie zabytkowych nagrobków. Jeśli nawet na Wojskowych nie ma tak bogatych architektonicznie i rzeźbiarsko grobowców, jak na Starych Powązkach, to jest tu kawał historii polskiej awiacji. Zaklęta w kamieniu czeka na nieobojętnych, pełnych empatii odkrywców, na „drugiego Waldorffa” – pasjonata biało-czerwonej szachownicy, który ocali pamięć zapomnianych i nie pozwoli na to by znaleźli się na śmietniku historii.

Na Powązki, miejsce znane w całym kraju z pochówków znanych ludzi, chętnie chodzi się na spacery. Na Wojskowych Powązkach kwatery zarośnięte trawą, pełne chwastów kamienne i ziemne groby, czasem pokryte gęstwiną paproci nie przyciągają tłumów, sztandarów, delegacje nie składają tam wieńców. Nie polegli w wielkiej znanej bitwie ani w sławnej katastrofie. A jednak są one widomym znakiem, trwałym symbolem dla kolejnych pokoleń. Na te groby powinni przybywać, z bliska i z daleka, entuzjaści lotnictwa, by siebie i innych uczyć miłości do Ojczyzny. Nie tylko w listopadzie, ale przez cały rok jest okazja, by zapalić choć znicz na zapomnianych grobach pilotów. By zatrzymać się przy nich, a chwilą zadumy oddać się refleksji, że swoją śmiercią uratowali dziesiątki innych istnień. Każdy z nich miał wkład w rozwój polskiego lotnictwa, należna jest im nasza nie tylko wdzięczna pamięć, ale i godne miejsce wiecznego spoczynku, a wówczas okaże się, że ich śmierć nie poszła na marne. Proste tabliczki, zatarte napisy to ślad ich krótkiego, prędko zgasłego życia. Leżą obok siebie, nie dzielą ich lata, pochodzenie, dokonania. Złączeni śmiercią lotnika…

Skąd jesteś lotniku? Kto cię opłakiwał? Komu byłeś bliski? Kiedy ginie pamięć dalej powinny mówić kamienie. Płomienną radość życia zamknęli w jednej z najpiękniejszych form życia, w tym, że byli lotnikami. Są jak paciorki kosztownego różańca. Nie umiera ten, kto trwa w pamięci żywych.

P.S. W najbliższym otoczeniu zapomnianych grobów pilotów wymienionych w tekście, znajduje się wiele mogił osób, które zginęły śmiercią lotnika. Ich stan woła o pomstę do nieba. Są to aktualnie odwiedzone i sprawdzone adresy miejsca pochówków. Oto kilka z nich:

1. pil. cyw. instr. ADAMCZYK  FRANCISZEK (33 l.) [25.11.1936]*  C16/1/2.

2. mjr pil. ARCT  LOTARIUSZ PAWEŁ (38 l.) [13.12.1938]  A10/1/3.

3. por. pil. BĄCZKOWSKI  TEODOR (30 l.) [6.02.1931]  A16/5/5.

4. szer. ucz. pil. hr. BROCHWICZ  ROMAN BOLESŁAW (22 l.)  [20.06.1939]  C14/5/10.

5. ppor. obs. DUDZIK  MICHAŁ (25 l.) [10.09.1936]  C16/5/1.

6. ppor. rez. pil. instr. DZIERŻEK  MICHAŁ (26 l.) [21.09.1936]  C16/4/3.

7. radiooper. PLL LOT  FRONC  JÓZEF (34 l.) [28.12.1936]  C16/3/2.

8. sierż. pil. KOMORNICKI  JAN (30 l.) [5.12.1929]  B15/1/20.

9. por. obs. KÓZKA  TADEUSZ (29 l.) [19.06.1939]  C14/6/1.

10. mjr pil. ŁAGUNA  ALEKSANDER (40 l.) [8.10.1934]  C20/5/2.

11. ppor. pil. MARCINKOWSKI  HERBERT (24 l.) [12.11.1934]  C20/7/2.

12. st. szer. ucz. pil. MĄKOSZA  WŁODZIMIERZ TADEUSZ (20 l.) [20.06.1939]  C14/5/11.

13. kpt. pil. NORWID-KUDŁO  EDMUND (35 l.) [23.01.1931]  B15/7/5.

14. kpr. zawod. pil. SZPIGANOWICZ  WŁADYSŁAW (24 l.) [23.11.1938]  C14/6/11.

15. ppor. rez. obs. SZRAJER  JERZY BOLESŁAW (24. l) [7.11.1936]  C16/4/1.

16. kpr. pil. WOLSKI  JULIAN JÓZEF (26 l.) [ 10.09.1936]  C16/6/1.

17. sierż. pil. ZIELIŃSKI  WŁADYSŁAW (34 l.) [4.02.1935]  C16/7/6.

*data śmierci

Niestety wiele podawanych w różnych miejscach adresów kwater nie odpowiada stanowi rzeczywistemu, np. w kwaterze C14 nie istnieją siódmy i ósmy rząd – obecnie to rzędy piąty i szósty. Trudno zatem określić gdzie, i czy w ogóle, istnieją groby wcześniej pochowanych lotników w tych miejscach. Ma z tym kłopot i zarząd cmentarza, z resztą nieszczególnie zainteresowany poprawieniem tej sytuacji. Dotyczy to także adresów wymienionych w tekście (w nawiasach kwadratowych podano adresy ustalone po wizji lokalnej).

Tadeusz KÓZKA C14/8/1 [C14/6/1], Włodzimierz Tadeusz MĄKOSZA C14/7/11 [C14/5/11], Roman Bolesław BROCHWICZ C14/7/10 [C14/5/10]

Oby te smutne, aktualne fotografie (zdjęcia wykonane w sierpniu 2023 roku) grobów tych, którzy chodząc po ziemi wzrok mieli utkwiony w niebo, byli na nim, wstrząsnęły żywymi by zadbali o godne miejsce ich wiecznego spoczynku. To najwyższy, ostatni czas przywrócić im należną pamięć, by wkrótce nie powiedzieć o nich – tu leży NN. By nie stał się to taki obraz jak na poniższych dwóch mogiłkach:

NN C22/7/7.

NN A16/6/5 (widoczna poprzeczna luźna deseczka na „krzyżu” stale wypada i leży na mogiłce)

Zdjęcia grobów: Katarzyna Ochabska (sierpień 2023)

Katarzyna Ochabska

Poprzedni

Siedząc okrakiem na płocie

Następny

Spekulanci śmiercią.  Gdzie zaczyna się droga do Lampedusy?