1 grudnia 2024

loader

Co będzie dalej?

W wieku 75 lat człowiek spodziewa się raczej operacji zaćmy niż noża w oku. Nawet jeśli w okolicach czterdziestych urodzin ów człowiek użył owego oka do napisania książki, która zyskała status „bluźnierczej”. 

W gruncie rzeczy miał trzy dekady, żeby oko wydłubać własnoręcznie. W końcu czy nie zapisano:, „Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je…”? W porządku, to niby nie ta religijna tradycja, której  Salman Rushdie się naraził, ale ogólne założenia wszędzie są takie same. I jeszcze za świętym Markiem: „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze.” Chomeini, oprócz darmowej wejściówki do raju obiecał zamachowcom jeszcze i twardą kasę do wydania na ziemi przez rzeczonych zamachowców lub- gdyby zamachowcom powinęły się noże, to znaczy nogi- ich rodzinom, aby mogły w zastępstwie dysponować hajsem. Zdecydowanie ajatollah wydawał się być osobą bardziej twardo stąpającą po ziemi niż kapłani konkurencyjnych kultów. W katolicyzmie kazaliby sobie pewnie jeszcze dopłacić! W dodatku na ogłoszenie „praca szuka człowieka” wybrał sobie Walentynki 89’. To święto z gołąbkami, serduszkami i wymianą płynów ustrojowych. 

Nie był pierwszy, ale miał najlepiej obcykany PR. Wcześniej o tym, że Rushdie za „Szatańskie wersety” może coś stracić, informowali reakcyjni muzułmanie z parlamentu RPA i fundamentaliści z Pakistanu oraz UK. Tyle, że akurat nie było to w jakże nudne święto miłości… W dodatku Chomeini potrzebował wydarzenia, które odciągnie uwagę ludzi od faktu, że przyobiecał, iż prędzej wypije truciznę niż podpisze rezolucję ONZ o zawieszeniu broni pomiędzy Iranem, a Irakiem. Podpisał, a truciznę- też widać płyn ustrojowy- wyprowadził na zewnątrz… Tak czy siak 3 czerwca 1989 roku umarł, co skutecznie uniemożliwiło cofnięcie fatwy. Dla niego był koniec pieśni, dla pisarza- pieśni początek. Gównianej. Choć zawsze znajdą się zawistnicy, którzy zauważą, że gdyby nie fatwa Chomeiniego to Rushdie nie zaliczyłby Padmy Lakshmi, nie zostałby brytyjskim arystokratą i ostatecznie nie zamieszkałby na warunkach „pączka w maśle” w USA. Nie mnie sądzić czy ta „skórka warta wyprawki”. Chyba sobie jeszcze panią Lakshmi w Internecie pooglądam… 

Na razie pozwolę sobie zauważyć, że to pech zostać okaleczonym na panelu zorganizowanym w Chautauqua; panelu który nosił tak bucowatą nazwę, że aż się ciasteczka dla prelegentów zawstydziły: „Ameryka jako bezpieczna przystań dla pisarzy prześladowanych na całym świecie.” Powiedziałabym, że ani Hank Bukowski, ani Henry Miller, ani Edgar Doctorow ani nawet Eduard Limonow (!) nie wzięliby w takiej szopie udziału i to nie tylko dlatego, że od jakiegoś czasu są szczęśliwie martwi. Wygląda na to, że Salman Rushdie wyliże się z zamachu, ku rozczarowaniu młodego nożownika. Zresztą rozczarowania już wyrażonego na łamach prasy. Dzięki temu, obecnie nie musimy się gremialnie zastanawiać czy Rushdie wyglądał bardzo przystojnie w trumnie czy mniej przystojnie? Jak na trupa przystało, a nie jak na celebrytę- na przykład. Jest to pewna ulga.

Rushdie ma o tyle przerąbane, że jego wolność- znowu- właśnie się skończyła i to zapewne do grobowej deski. I ponownie się okaże, że wielu, jakże wielu mu współczuje, tylko, że nie ma kumpli. Szczególnie, że już kilka lat temu Rushdie’mu kostucha zabrała niezrównanego ziomka, czyli Christopher’a Hitchens’a. Też pisarza, po którego ateistycznych esejach świat może nie wydawał się lepszym miejscem, ale na pewno mądrzejszym i mniej zakłamanym.

  Salman Rushdie powiedział: [w rozmowie z dziennikarzem Mariuszem Zawadzkim, który zapytał go po premierze powieści „Quichotte”- czy się boi?]- „Jeśli pytasz o fatwę, to absolutnie nie. Jedyne, czego się dzisiaj boję, to zapomnienia. Chciałbym, żeby moje książki przetrwały próbę czasu. Żeby były, kiedy mnie już dawno nie będzie. Żeby za sto lat ludzie czytali je i dowiadywali się z nich, jak powstały Indie albo jak wyglądała Ameryka Trumpa. Żeby czytając „Quichotte’a”, nie mogli przerwać lektury napędzani pytaniem: co będzie dalej? Bo przecież właśnie ta elementarna ciekawość-co będzie dalej?- jest głównym kołem napędowym każdej opowieści i w ogóle całej literatury.”

Zatem: co będzie dalej? 72 „dziewice o wielkich oczach” albo 72 grona „białych winogron”. W zależności od tego jak odczytujemy słowo houri. A wcześniej: piękny koniec świata- dla każdego z nas, jedyny i niepowtarzalny.

Izabela Szolc

Poprzedni

Nie palcie podręczników, wydawajcie własne

Następny

Powolne samobójstwo Europy