30 listopada 2024

loader

Czarny tydzień

fot. wikicommons

Tydzień wyprzedaży, okazji, szans i spełniania marzeń. Ciekawe, czemu czarny. Że czarny sen sklepów? W USA okres przedświąteczny generuje zwykle prawie 1/5 rocznej sprzedaży i powoduje, że sklepy wykazują zyski… Być może okazyjne wyprzedaże są szansą, ale raczej dla sprzedających niż kupujących. Być może też dlatego, że w ciągu roku ludzie kupują zwykle to, czego potrzebują, a w okresie przedświątecznym również to, co jest w promocji.

Właśnie z myślą o prawdziwych i tych bardziej czarnych wyprzedażach Komisja Europejska przygotowała specjalną dyrektywę Omnibus, która weszła w życie 28 maja 2022 roku. Dyrektywa ma wzmocnić ochronę konsumentów przed nieuczciwymi praktykami handlowymi, szczególnie w takich okresach jak Czarny Tydzień, by nie był czarny dla kupujących, by nie było fałszywych przecen, kiedy ceny towarów na półkach najpierw nieoczekiwanie rosną, a w czasie promocji spadają – niekoniecznie do poziomu sprzed krótkotrwałej podwyżki.

Jak pewnie się domyślacie, szanowni czytelnicy, u nas to jeszcze nie działa. Projekt ustawy wprowadzającej zapisy dyrektywy do polskiego systemu prawnego jest w trakcie intensywnych konsultacji międzyresortowych. Jest minimalna szansa, że przyszłoroczny Black Weekend będzie nieco mniej czarny. No, chyba że prezydent zawetuje nowelizację kodeksu karnego przybliżającą nas znacznie do irańskich rozwiązań i w konsekwencji minister Ziobro obrazi się na cały świat i odmówi wszelkich konsultacji.

Black Friday zawsze kojarzy mi się z filmem „Lucky Man” Lindsaya Andersona. W tytułowego szczęściarza, angielskiego komiwojażera, wcielił się Malcom McDowell a muzykę napisał Alan Price, współtwórca kultowego (dla mnie) zespołu The Animals. Jedna z piosenek ilustrujących komiwojażerskie przygody nosi tytuł „Sell, sell, sell” („sprzedawaj”) – idealna na Black Week.

To drugi w trylogii Lindseya Andersona film z Malcolmem. Pierwszym był „If” („Jeżeli”). Ten też polecam, bo mam wrażenie, że na brytyjskiej szkole uwiecznionej przez Andersona wzorowali się nasi ministrowie edukacji. Być może nie dotrwali do finału filmu – albo nie dali wiary reżyserowi. Finałem trylogii był „Brytania Hospital” („Szpital Brytania”), który opisywał Brytanię za rządów Margaret Thatcher. Jeśli ktoś dopatrzy się podobieństw do dzisiejszej Polski, może mieć rację. Ciekawych uprzedzam, że nie ma takiego filmu (hasła) w polskiej Wikipedii. Ale to już temat na inną opowieść.

Wracajmy do kupowania – do legend o wzroście PKB. Jak wiadomo, najbardziej szkodliwy dla PKB jest pieszy w solidnych butach, który szerokim łukiem obchodzi wyprzedaże. Nie generuje PKB. Z drugiej strony możliwość „niekupowania” (nie tylko w Black Week) to przywilej i luksus, oznacza bowiem, że kupuje się, kiedy się zechce. Takiego luksusu nie mają ci, którzy kupują, kiedy muszą i kiedy mają za co. Wiedział o tym Lindsay Anderson. Pamiętajmy o tym we wszystkie szare i czarne tygodnie. I w te kolorowe.

Adam Jaśkow

Poprzedni

Słaby występ, ale Kubacki obronił pozycję lidera

Następny

Opisać świat – nieopisywalny i niepoznawalny