10 listopada 2024

loader

Czego nie wiemy o PRL?

Z JANUSZEM ROLICKIM – autorem książki „Nieznośny urok PRL” – rozmawia Krzysztof Lubczyński.

 

Janusz Rolicki – ur. 22 X 1938 w Wilnie, reporter tygodników „Polityka” i „Kultura”, dziennikarz, publicysta, pisarz. W latach 1974-1980 szef redakcji publicystyki kulturalnej, a następnie dyrektor generalny ds. artystycznych TVP. W latach 1996-2001 redaktor naczelny dziennika „Trybuna”. Współautor i prowadzący popularnych programów publicystyki kulturalnej „Sam na sam”, „Godzina z…”, „XYZ”. Autor szeregu bardzo poczytnych książek, m.in. wywiadów-rzek z Edwardem Gierkiem i Zbigniewem Bujakiem („Przepraszam za „Solidarność”), a także powieści politycznych „Dygnitarz” i „Prezenter”. „Wyklęte pokolenia” (2011), to powieść osnuta na polskich losach na Kresach Wschodnich. Laureat m.in. nagrody im. J. Bruna (1966) i im. B. Prusa (1976). Krzysztof Pilawski przeprowadził z nim wywiad-rzekę „Wańka-wstańka” (2014).

 

Pańska ostatnia książka, o której pisaliśmy w „Dzienniku Trybuna” wywołała duże zainteresowanie. Czytelnicy pytają o autentyczność przytoczonych w książce rozmów prowadzonych przez polityków. Zdarzają się też uwagi, że publicystyczne objaśnienia na kartach powieści decyzji podejmowanych przez Edwarda Gierka zakłócają niektórym wartkość beletrystycznej narracji…
Utrafił pan w samo sedno problemu jaki stwarza pisanie powieści politycznej o PRL. Tak naprawdę nie jest to czas odległy, zarazem jednak niezmiernie skomplikowany dla osób, które nie żyły w Polsce Ludowej. Stąd, jeśli podejmuje się próbę opisania dylematów politycznych tamtych czasów, pojawiają się trudności sygnalizowane przez Czytelników. O peerelowskiej epoce pisze się jedynie w tonacji czarno białej. Jeśli jakiś autor sięgnie w narracji po jasne kolory to niemal natychmiast poczuwa się do korygującego opisu pokazującego, że on absolutnie tamtej epoki nie pochwala i uważa, iż była do gruntu zła. Tymczasem realia tamtej Polski z każdą dekadą zmieniały się. W 45-leciu PRL przeżywaliśmy kilka bardzo odmiennych epok. Po pierwsze, rozpiętość PRL od stalinizmu do festiwalu Solidarności i ”Okrągłego Stołu” sprawia, że jest on bardzo różnorodny. Po drugie, skutki tamtych lat są nie do przecenienia dla współczesności. Wtedy to bowiem tak na dobre ukształtował się nowoczesny naród polski. Nie sposób mówić o latach powojennych nie czyniąc odniesień do Międzywojnia. A trzeba pamiętać, o opóźnieniach cywilizacyjnych ziem polskich na progu dziś już stuletniej niepodległości. Produkt krajowy brutto wolnej, przedwojennej Polski dopiero w roku 1938 osiągnął poziom produktu na ziemiach polskich sprzed pierwszej wojny światowej. A ponadto w 1945 roku, a więc u zarania PRL, zostaliśmy przesunięci w Poczdamie o 300 kilometrów ze Wschodu na Zachód od Niżu Europejskiego. Straciliśmy przy tym połowę terytorium Polski przedwojennej, zyskując w zamian 103 tysiące kilometrów kwadratowych kosztem Niemiec. W sumie Polska powojenna była o 80 tysięcy kilometrów kwadratowych – czyli niemal o rozmiar dzisiejszych Węgier – mniejsza obszarowo od Drugiej Rzeczypospolitej. To wszystko „okrasiła” nam jeszcze przymusowa stalinowska transformacja ustrojowa, którą wspierało 10 tysięcy przysłanych z Moskwy oficerów i urzędników oraz garnizony 60 tysięcy żołnierzy Grupy Północnej Wojsk Radzieckich. W sumie więc suwerenność nasza, za zgodą zachodnich sojuszników, była iluzoryczna. Dlatego stopniowe przepoczwarzanie się Polski Ludowej w status państwa w znaczącym stopniu suwerennego, liczącego się w świecie – patrz wizyty trzech prezydentów amerykańskich, prezydentów Francji, kanclerzy Niemiec zachodnich, papieża Polaka – jest zjawiskiem fascynującym, wymagającym poważnej rzeczowej analizy, na którą dotychczas nikt się nie zdobył. W końcu „Solidarność” jako fenomen światowy nie wzięła się z niczego. Stanowiła zwieńczenie wieloletnich procesów liberalizacyjnych jakie miały miejsce w Polsce w latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Za Stalina i za Gomułki była ona po prostu niemożliwa!

Opisując fakty znane z historii trochę się Pan miga jak gdyby unikając konkretnej odpowiedzi na moje pytanie.
Chwileczkę, chwileczkę wszystko będzie po kolei. Przy rozmowach prowadzonych na kartach książki przez Gierka, o które Pan pyta – rzecz jasna, mnie przy nich nie było, stąd zgodnie z regułami gatunku, w powieści konstruuję je wedle mej wiedzy. Natomiast publicystyczne wtręty wyjaśniające tamte decyzje przytoczone są dla lepszej percepcji powieści. Czasem, być może ze szkodą dla czystości narracji ale zgodnie z kolokwialnie wyrażoną zasadą, że zrozumienie wywodu jest najważniejsze.

A objaśnienia, o które pytałem, czemu konkretnie miały służyć?
Powieść umieściłem w kluczowym dla dziejów PRL momencie, tuż po wydarzeniach czerwcowych 1976 roku. Zadecydowały one o krachu dekady gierkowskiej. Bez nich jednak nie byłoby sierpnia i Solidarności, stanu wojennego, a w konsekwencji Okrągłego Stołu i Trzeciej RP. Pamiętajmy, że z powodu rozluźnienia przez Gierka gorsetu doktrynalnego, w dekadzie lat siedemdziesiątych jak w soczewce skumulowały się słabości tzw. realnego socjalizmu. Przypomnę, że Gierek doszedł do władzy po tragedii grudniowej 1970 roku. Za zgodą Breżniewa, wyrażoną w Moskwie w styczniu 1971 roku, zdecydował się na unowocześnienie Polski za kapitalistyczne pieniądze. Wtedy to okazało się, że to nie kapitaliści, zgodnie z przepowiednią Lenina pletli sznur, na którym mieli się powiesić lecz sznur na własną szyję upletli sami komuniści. Rolę sznura spełniły zaciągane masowo kredyty. Wie pan za co Gierek do dziś jest lubiany w Polsce?

Odpowiadając na Pana pytanie najkonkretniej, najściślej – nie wiem.
Za to, że po raz pierwszy w kraju zdominowanym przez Moskwę, chciał obok budowania industrialnej potęgi kraju, podnosić intensywnie poziom stopy życiowej. Dokonał wiele niewyobrażalnych poprzednio gestów wobec społeczeństwa. I tak w pierwszej połowie dekady lat siedemdziesiątych realne zarobki w Polsce podniesiono aż o 41 procent. Zostały zniesione podatki od wynagrodzeń, rolnicy otrzymali emerytury i ubezpieczenie zdrowotne. Zrównano urlopy pracowników fizycznych i umysłowych, skończono z komunizmem wojennym w rolnictwie likwidując chłopskie dostawy obowiązkowe wobec państwa. Poszczególne grupy zawodowe otrzymały przywileje pracownicze w postaci kart nauczyciela, hutnika, górnika itd. itp. Wyrażało się to dłuższymi urlopami i tak zwanymi trzynastkami. Rozbudowano bazę urlopową dla załóg robotniczych i kolonijną dla dzieci. Urlopy zagraniczne stały się powszechne, na wakacje do Bułgarii, Rumunii, na Węgry wyjeżdżało rokrocznie 9 milionów ludzi, a 700 tysięcy na Zachód. Do tych wyjazdów nie były już niezbędne zaproszenia od rodzin z zagranicy. Rozbudowano spółdzielcze budownictwo mieszkaniowe, lokatorzy płacili 10 procent wartości mieszkań lokatorskich. Natomiast za mieszkania własnościowe płacili 25 procent. Równocześnie dbano o wysokie spożycie zbiorowe. Było to jednym słowem istne 500 plus do kwadratu… W przyszłości trzeba było za nie zapłacić!

Kreśli Pan tutaj, chyba przesadnie, prawdziwą idyllę gierkowską w Polsce…
Może nie idyllę ale Gierek rzeczywiście chciał być dla nas dobrym wujkiem. Jego plany jednak, jako upichcone mocno na wyrost, załamały się głównie z powodu braku wzrostu wydajności pracy w Polsce. Zawiodła też koncepcja samospłat dewizowych od zaciągniętych kredytów. Gdyby Gierek mógł wprowadzić w Polsce kapitał zagraniczny, jak to się stało po „Okrągłym Stole”, zapewne nie przegrałby z kretesem ale tego nie mógł zrobić nie łamiąc świętych zasad komunizmu moskiewskiego. Do tego wszystkiego okazało się, że nie może sobie pozwolić na zmiany cen. A bez tego nie mógł on zwiększyć eksportu niezbędnego dla spłacania zaciągniętych kredytów.

Jak rozumiem opisuje Pan tutaj gospodarczo-polityczne tło swej książki…
Tak czynię, zachęcony do tego wprost przez Pana. Powieść moja zaczyna się w momencie zwrotnym dla PRL, bo tuż po wydarzeniach czerwcowych 1976 roku. Były one buntem klasy robotniczej przeciwko próbie odebrania przez władzę zdobyczy lat siedemdziesiątych. Podwyżki te, a dokonywał ich nie rynek, jak obecnie, lecz władze polityczne – były bowiem prawdziwie drastyczne, a tak zwane rekompensaty wyrównywały to w sposób dalece niedostateczny i do tego korzystny głównie dla osób zamożnych. W książce piszę o fakcie mało znanym, że Gierek z Jaroszewiczem postanowili nie rezygnować z planowanej podwyżki poprawiając poziom rekompensat.

Te plany, jak wiem z Pańskiej powieści, zablokował Breżniew….
Właśnie, Breżniew pokątnie o tym poinformowany zaszantażował Gierka blokadą eksportu do Polski życiodajnych surowców, ropy, gazu, rudy żelaza, bawełny. Brak dewiz uniemożliwiający import tych towarów z Zachodu postawił Gierka pod ścianą. Ten szantaż zresztą powtórzony został wobec Jaruzelskiego na przełomie listopada i grudnia 1981 roku. Ja w formie beletrystycznej, najbardziej atrakcyjnej dla Czytelników, staram się przekazać splot ówczesnych wydarzeń. Ponadto tak prowadzę dialog pomiędzy Jaroszewiczem i Gierkiem aby stały się zrozumiałe uwarunkowania polityczno-gospodarcze tamtej Polski. Bo uzależnienie naszego kraju od Kremla wynikało nie tylko z powodu jego militarnej potęgi, lecz także ograniczeń ekonomicznych nałożonych na tzw. kraje socjalistyczne. I tak Rosjanie świadomie skazali podległe sobie państwa na akceptację dwóch rynków, socjalistycznego i kapitalistycznego. Jego istotą był system płatności. Rosjanie za eksport do siebie płacili sojusznikom niewymienialnymi rublami. Stąd wszystkie kraje zależne od Kremla zabiegały o eksport na Zachód. Dlatego w naszej części Europy dolar stał się prawdziwym bożkiem. Sowieci w ten sposób nieświadomie budowali grób dla swego imperium. Blokowali próby przystąpienia Polski do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jak i wprowadzenie w Polsce wymienialnej złotówki, opartej o znaczące zasoby złota z NBP. Ponadto trzeba pamiętać, że Gierek był przeciwny tak ograniczeniu programu budownictwa mieszkaniowego, a dałby on gospodarce pod koniec dekady pewien oddech, jak również koncepcji otwarcia granic dla emigracji zarobkowej. W tej sytuacji pozostały jedynie sklepy komercyjne i nowości irytujące dla społeczeństwa i kompromitujące władze. Doprowadziło to pod koniec dekady do sytuacji rewolucyjnej w Polsce.

I w ten sposób dochodzimy do niespotykanego wcześniej w strefie radzieckiej zjawiska narodzin potężnej opozycji politycznej…
Trzeba przyznać, że do powstania klimatu korzystnego dla opozycji przyczynił się osobiście Gierek. Przed 1976 rokiem znaczący dysydenci tacy jak Michnik, Kuroń, Modzelewski i ich akolici byli praktycznie w uśpieniu bowiem atmosfera polityczna w pierwszej połowie dekady była dla Gierka korzystna. Tę sytuację odmieniły najpierw zapowiedziane zmiany w Konstytucji, a potem wydarzenia czerwcowe i milicyjne „ścieżki zdrowia”. W książce piszę o pierwszych sygnałach powołania KOR, a dochodziły one do Gierka i Jaroszewicza już latem 1976 roku.

KOR wprowadził w Polsce jawną opozycję polityczną. Gierek z Jaroszewiczem, jak Pan pisze, świetnie to rozumieli…
Sądzę, że bardziej Jaroszewicz, bowiem Gierek wykazywał się pewnym idealizmem , który zahaczał o sporą dozę naiwności. Bo PRL bez stalinowskiego knuta nigdy nie była monolitem. W PZPR stale były liczne koterie partyjne, walczące ze sobą zapiekle. To tłumaczy polską specyfikę polegającą na prowokowaniu społeczeństwa przez frakcje kacowskie do akcji rozsadzających dla doraźnych celów pozorny monolit PRL. To wyjaśnia fenomen października 1956 roku gdy „Puławianie”, z pomocą społeczeństwa podkręcanego przez prasę, zablokowali w drodze po władzę „Natolin” kontrolujący wojsko i aparat przymusu. Nie sposób nie przyznać, że jedynie w Polsce Ludowej, kraju raz totalitarnym, raz autorytarnym, społeczeństwo w kulminacjach licznych kryzysów politycznych było w jakiś sposób wmontowywane jako siła pomocnicza walk frakcyjnych. Stąd jedynie w Polsce dochodziło do gdzie indziej nie spotykanych nagłych i zaskakujących zmian na szczytach partyjnych – patrz awanse Gomułki i Gierka. Jaroszewicz na przykład był pewien, że w rewolucji radomskiej i ursuskiej maczał palce Stanisław Kania i jego służby, a nadzorował on tzw. aparat ucisku. Premier złożył wtedy rezygnację na ręce Gierka. Szef partii jej nie przyjął wkrótce awansując Kanię na pełnego członka Biura Politycznego KC PZPR. Znamienne, że historycy Jaroszewicza i Gierka uznali za zwolenników spiskowej teorii dziejów.

Dlaczego Pan nie spróbuje w formie publicystycznej czy eseistycznej podać do druku swoją wizję historii PRL?
Wie pan, niestety jasnych dowodów archiwalnych na twierdzenia tutaj przytaczane, a przekazuję je po licznych rozmowach m.in. z Gierkiem, Jaroszewiczem, Szydlakiem, Rakowskim zwyczajnie nie ma. A w państwach komunistycznych, nie zważano na prawne formułki, stąd decyzje często zapadały ad hoc w nieformalnych gronach. I wtedy post factum pichcono jakieś dokumenty na ten temat. Na przykład decyzja o wkroczeniu Armii Czerwonej do Afganistanu zapadła na spotkaniu kilku decydentów z najwyższego szczebla KPZR na daczy Breżniewa. Natomiast w Polsce decyzje o przemianowaniu Katowic na Stalinogród podjęto nie na posiedzeniu Wojewódzkiej Rady Narodowej, lecz przekazał ją telefonicznie do Katowic Bierut. Stąd wybrałem formę beletrystyczną dla przekazania w formie powieści politycznej tzw. kontrowersyjnych poglądów. Jest to już zresztą druga moja książka o Polsce Ludowej, w której uciekam się do kostiumu powieściowego. O internowaniu Gierka i Jaroszewicza napisałem też w latach dziewięćdziesiątych sztukę teatralną, której o mało co nie wystawił najpierw Janusz Warmiński, a potem Kazimierz Dejmek… Być może skończę me zapasy z historią PRL tak zwanym tryptykiem powieściowym. Jego akcję zaplanowałem usytuować na obozie internowanych przywódców PRL nad Jeziorem Głębokie.

Dziękuję za rozmowę.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Szykuje się zadyma

Następny

Ochojska nie wpuszczona do Sejmu

Zostaw komentarz