1 grudnia 2024

loader

Długi cień Romana

Roman Dmowski (Domena publiczna)

Polska i Polacy mają nieustanny problem z własną symboliką i państwową mitologią. Odrodzenie państwa było efektem splotu wydarzeń politycznych w Europie oraz aktywności polskiej lewicy, głównie socjalistów. W odczuciu innych sił politycznych był to swoisty grzech pierworodny powstającego państwa.

Mitologiczną ekwilibrystykę zaczęła już stosować sanacja, ustanawiając święto ku czci swojego patrona i towarzysza broni. Tylko broni. Socjalistyczną przeszłość Piłsudskiego starano się z czasem zacierać. Piłsudski jednak wysiadł z socjalistycznego tramwaju nie na przystanku niepodległość, lecz na moście Poniatowskiego. Po wojnie rządzący kryptokomuniści wykonywali różne szpagaty historyczne, ale przynajmniej nie musieli uciekać przed rządem lubelskim. A nawet powołali taki drugi.

Po roku 1989 nastąpiła restauracja błędów i wypaczeń II RP. Do grona ojców założycieli odrodzonego państwa awansował Roman Dmowski, dołączając do trójcy Piłsudski, Daszyński, Witos. W sumie piątym powinien być Paderewski, lecz on nie reprezentował żadnej spójnej wizji politycznej czy partii ani też nie zostawił po sobie zwartej grupy zwolenników. Był raczej apolitycznym państwowcem, co nie było rzadkie w II RP, a na pewno częstsze niż w III.

Wielka czwórka nigdy zgodnie ze sobą nie współpracowała. Najbardziej elastyczną postawę i poglądy wyrażał Wincenty Witos, który bywał w każdym rządzie i przeciw każdemu, choć niekoniecznie w tym samym czasie. Nie poparł też rządu Paderewskiego (1919). Był z jednej strony premierem stanu wojny w 1921 roku, współdziałającym i z Piłsudskim, i z Daszyńskim. Z drugiej został obalony przez Piłsudskiego w zamachu majowym. Jako jedyny z ojców założycieli współpracował z Dmowskim w swoim drugim rządzie w 1923 roku.

Piłsudski najpierw współpracował z Daszyńskim i socjalistami, a potem (w 1930) wysłał Daszyńskiego i innych liderów PPS do obozu w Berezie. Pogodził tym samym Daszyńskiego z Witosem. W tym czasie Paderewski wrócił do koncertowania w Stanach, by potem współtworzyć z Sikorskim prawicową opozycję wobec sanatorów (Front Morges).

Piłsudskiego z Dmowskim połączyła i podzieliła jednocześnie kobieta, Maria Juszkiewiczowa, nieodwzajemniona miłość Dmowskiego, która wybrała jednak socjalistę, późniejszego naczelnika państwa. Dla niej Piłsudski zmienił wyznanie, po raz pierwszy, ale – jak się okazało po latach – nie po raz ostatni.

Roman Dmowski wywarł znaczący wpływ na II RP nie tylko dlatego, że jego koncepcja państwa zyskała wielu wyznawców. Wielki Obóz Narodowej Demokracji obarczany jest winą za śmierć prezydenta Narutowicza. To było oczywiste wtedy i jest oczywiste dziś. Wtedy Dmowski był jeszcze sceptyczny wobec roli Kościoła katolickiego w polskiej polityce. Marzył mu się Kościół narodowy, trochę na wzór anglikańskiego. W 1928 roku jednak, ogłaszając manifest polityczny „Kościół, naród i państwo”, Dmowski przekroczył Rubikon, złączył nacjonalizm z katolicyzmem, a połączenie to uświęcił polski Kościół katolicki. Doszło niejako do symbolicznych powtórnych zaślubin Polski (narodowej) z Kościołem (katolickim).

Dmowski bacznie obserwował rozwój ruchów faszystowskich w Europie, a włoscy faszyści byli dla niego wzorem i inspiracją. Mimo że zawsze uważał Niemcy za największego wroga Polski, nie ukrywał zadowolenia po przejęciu władzy przez Hitlera.

Włączanie Dmowskiego do politycznego panteonu może być zrozumiałe jedynie wtedy, gdy świadomie zrezygnujemy z demokracji, równości i wolności. To prawda, że Dmowski był dzieckiem swoich czasów – czasów raczkowania demokracji, bardziej upadków niż wzlotów. Ale wzorowanie się na jego myśli dziś nie przystoi demokracie. Powinno wykluczać z demokratycznego dyskursu, salonu i parlamentu. Poglądy Dmowskiego należy traktować jak relikt epoki słusznie minionej. Tym gorzej, że jego koncepcje wydały się bardzo atrakcyjne nie tylko Kościołowi w Polsce. Powstał cały segment prasy katolicko-narodowej pod patronatem zakonu franciszkanów: „Rycerz Niepokalanej”, „Mały Dziennik”, a także Radio Niepokalanów. Prawdziwe narodowo-katolickie imperium medialne. To na nim wzorował się Rydzyk, tworząc swoje imperium. Tak idee z początku XX wieku zostały przeniesione w wiek XXI. Te same mechanizmy działania plus telewizja. Tak trwa(m) chocholi taniec, nacjonalistyczny amok, któremu przygrywa kościelna muzyka.

„Dopóki w Polsce będzie można wykrzykiwać wzniośle: «Bóg i religia», tam gdzie w gruncie rzeczy chodzi o władzę i pieniądze – dopóty kasta wyodrębnionych z życia dzikusów będzie regulatorem najdonioślejszych spraw społeczeństwa, z jego największą szkodą. Są bakterie, które zabija się światłem”.

Tako rzecze Boy.

aristoskr.wordpress.com

Adam Jaśkow

Poprzedni

Ukraina coraz bliżej Unii

Następny

Czy to koniec sagi dot. saamskiego parlamentu?