8 listopada 2024

loader

Dom wariatów

Notorycznie nie mogłem skończyć pisania tego artykułu, bo co próbowałem postawić ostatnią „kropkę nad i”, to z pisowskiego domu obłąkanych dochodził odgłos kolejnego szaleństwa. Czułem się więc jak bohater paradoksu starożytnego greckiego uczonego Zenona z Elei – Achilles goniący żółwia, ale nie mogący go dogonić (w naszych czasach byłby to króliczek).

Jednak na wieść o tym, że pisowska piechota i artyleria wycofały się z bitwy po Olszynką Grochowską, co sprawiło, że Polacy po raz sto osiemdziesiąty ósmy nie zdołali przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę uznałem, że pewien etap opisywania pisowskiego szaleństwa można już spuentować. Tym bardziej, że mamy bujną wiosnę i szaleństwa się nasilą. Tak mówią uczeni doktorzy od uma. (um – po rosyjsku „rozum”)
Chęć zbadania Trumpa, którą zgłosiło kilkuset amerykańskich lekarzy psychiatrów stawia na porządku dziennym polskie sprawy widziane z tego punktu widzenia. Mamy bowiem do czynienia z władzą, której liczne i coraz liczniejsze zachowania wskazują, że tworzy ją spora grupa osób, ujmując rzecz najdelikatniej, niezrównoważonych emocjonalnie. A po prawdzie mało się uwagi na ten aspekt zwraca. Domem wariatów nazwał „telewizję publiczną” wicepremier Gliński rozjuszony próbami grzebania w domenie zawodowej jego żony, działaczki organizacji pozarządowej. Szkoda, że uniósł się tylko w sprawie koszuli bliskiej jego ciału i na tym poprzestał. Jednak oznak, że mamy do czynienia z pisowskim domem wariatów jest nieporównanie więcej. Jednym z przejawów niezrównoważenia emocjonalnego jest krańcowa nadpobudliwość psychoruchowa zwana obecnie ADHD. Pisowska władza przejawia tę właściwość w najwyższym stopniu. Rzuca się ze skrajności w skrajność, od ściany do ściany. Jesienią poparli „na pałę” barbarzyński projekt całkowitego zakazu aborcji, odrzucając z miejsca liberalny projekt „Ratujmy kobiety”. Gdy jednak czarny protest pokazał swoją siłę, Kaczyński pobiegł w te pędy na sejmową trybunę i kazał akcję odwołać, ku rozpaczy doktor Joanny Banasiuk i pozostałych fanatyków z „Ordo Iuris”. Niedawno PiS wyskoczyło jak Filip z konopi z projektem ustawy o tzw. wielkiej Warszawie, by niemal błyskawicznie wycofać się z tego absurdu. Zaraz potem okazało się, że w grudniu pisowcy uchwalili tzw. ustawę Szyszki, dającą zielone światło dla rzezi drzew, która się obecnie dokonuje. Po kilku dniach od wejścia w życie ustawy albo sam Kaczyński poszedł po rozum do głowy albo ktoś mu zwrócił uwagę na dokonujące się antyprzyrodnicze barbarzyństwo. I zaczęli lex Szyszko zwane też „toporem szyszki” na gwałt odkręcać. Tak jakby nie można było odpowiednio wcześniej pomyśleć i przewidzieć skutki tej kretyńskiej ustawy. Rzecz jasna wszyscy drzewni rzeźnicy, na wieść o perspektywie przykrócenia ich uprawnień, rzucili się do ścinania na potęgę póki można i w ten sposób bezmyślna nadpobudliwość PiS przynosi wzmożenie opłakanych skutków. W tym samym mniej więcej czasie leciwy, siedemdziesięcioletni minister obrony Macierewicz pędzi jak wariat ze spotkania z Rydzykiem w Toruniu na hołd warszawski składany Kaczyńskiemu przez jego dwór w Warszawie („Człowiek wolności”) i rozbija swoją limuzynę, po czym wypada z wraku jak z procy i dalej pędzi jak wariat. W tym względzie Macierewicz jest zresztą znaną od wielu lat marką. W jego ślady poszedł minister spraw zagranicznych Waszczykowski. Jego wariactwo wygląd nieco inaczej. Oto ów jegomość pełniący funkcje „szefa dyplomacji” zachowuje się w sposób jaskrawo kontrastujący z właściwym sensem tego określenia: wyraża niczym publicysta radykalne poglądy ideologiczno-kulturowe, obraża przywódców i dyplomatów krajów zachodnioeuropejskich, głupio ironizuje, wdaje się w publiczne polemiki z partnerami dyplomatycznymi. Swoimi gafami Waszczykowski twórczo wpisuje się w poetykę dowcipów o blondynkach, wzbogacając genderowy aspekt tego zjawiska. Z ministrem spraw wewnętrznych Błaszczakiem jest z kolei tak, jak niegdyś ze stalinowskim Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego. Ktoś zauważył, że słowo „bezpieczeństwo” budziło wtedy w ludziach skojarzenia dokładnie kontrastujące z podstawowym sensem tego określenia. Podobnie jest z Błaszczakiem. Dęty, sztywny, wyjątkowo antypatyczny, zamiast zapewniać obywatelom bezpieczeństwo stał się ucieleśnieniem zagrożenia. Choćby dla tych, których fotografie, jako osób ściganych za udział w legalnych demonstracjach pod Sejmem, znalazły się, w rezultacie skandalicznie bezprawnej decyzji, na stronie internetowej warszawskiej policji. Innym emblematem pisowskiego wariactwa jest minister edukacji Zalewska, która z nadgorliwością prymuski i szerokim uśmiechem forsuje katastrofalną pod każdym względem tzw. reformę systemu edukacji. Ten wariacki katalog pisowski można by bez trudu rozszerzać. Roi się tam od ludzi opętanych nienawiścią, chorą nadaktywnością, obsesjami. Choćby o posła Piętę, zwanego „judzącym Staszkiem”, agresywnego i nadpobudliwego posła Tarczyńskiego składającego groteskowe doniesienie do prokuratury na Teatr Powszechny za „Klątwę”, czy posłankę Pawłowicz, osobę o mentalności i sposobie bycia karykaturalnej „przekupki” z kabaretu.
Nieco mniej jest tego ostentacyjnego wariactwa u premier Szydło i u przewodniczącego rady państwa Dudy. Jej modus postępowania przypomina raczej zachowania wiecznie rozdrażnionej nauczycielki opieprzającej Unię Europejską ja święty Michał diabła, względnie sfrustrowanej gospodyni domowej („Wrzeszczę, bo jestem z Brzeszczy”). Duda z kolei najzwyczajniej marzy o drugiej kadencji na tej swojej marionetkowej niby-prezydenturze, więc, o ile go od czasu do czasu nie poniesie na chwilę dynamika stylu pisowskiego („ojczyznę dojną racz nam wrócić Panie” lub „wnuki i dzieci ubeków”), na ogół zachowuje się ze spokojem nicości.
Ciekawy rodzaj wariactwa reprezentuje wicepremier od gospodarki i finansów Morawiecki. Ze swoją niefrasobliwością, oświeceniowym optymizmem wolterowskiego Kandyda i fantazyjnymi pomysłami przypomina on mocno postacie ekscentrycznych, nieco roztargnionych, szalonych milionerów-wizjonerów-wynalazców z powieści Juliusza Verne. Innym może on przypominać McGyvera lub Chucka Norrisa gospodarki.
Na głowę biją go jednak: drzeworzezak i prowincjonalny galant Szyszko („Mogę łapkę pocałować?”) i komiczny z tą swoją miną smutnego clowna, mistrz i światowy rekordzista gafy dyplomatycznej („San Escobar” i inne). Groteskowe szaleństwo PiS każdego dnia przynosi nowe ciekawe zdarzenia i wypowiedzi. Dlatego ciąg dalszy nastąpi.

 

trybuna.info

Poprzedni

Świat prezentuje się w Astanie

Następny

Turbodoładowanie