8 listopada 2024

loader

Finisaż

Tak nazwali warszawski pokaz ostatnich spektakli zespołu Teatru Polskiego w Bydgoszczy jego twórcy i liderzy, Paweł Wodziński i Bartek Frąckowiak.

Dzięki otwartym ramionom TR Warszawa, zespół, który już nie istnieje, a przynajmniej ta jego część, która odeszła z Teatru Polskiego w Bydgoszczy razem z byłymi już szefami, mógł raz jeszcze zaistnieć publicznie. Przekazać swoje przesłanie (?), znak tożsamości (?), propozycję uprawiania teatru (?). Jak by tego nie nazwać, to dość niezwykłe zdarzenie, takie istnienie „teatru po teatrze”, jakby „życie po życiu”.
Na finisaż złożyły się dwa ostanie (dosłownie: ostatnie) premiery bydgoskiego Teatru Polskiego: „Solidarność. Rekonstrukcja” w reżyserii Pawła Wodzińskiego (premiera odbyła się 23 czerwca) i „Workplace” w reżyserii Bartka Frąckowiaka (premiera odbyła się 24 czerwca). Wkrótce potem, po ogłoszeniu wyników rozpisanego konkursu na dyrekcję Teatru Polskiego tandem Wodziński-Frąckowiak przestał prowadzić teatr. Warszawa ich jednak przygarnęła, nie tylko TR Warszawa, ale miasto – zostali szefami Sceny Prezentacje, jak królowie bez ziemi, bo ma to być teraz teatr impresaryjny bez własnej siedziby, działający w przestrzeni miejskiej, a więc zupełnie nowa twarz Prezentacji, niewiele mająca wspólnego z modelem teatru stworzonego i prowadzonego przez niemal czterdzieści lat przez Romualda Szejda. Paweł Wodziński i Bartosz Frąckowiak wygrali konkurs na szefów Sceny Prezentacje. Od teraz teatr ma być interdyscyplinarny i organizować m.in. biennale sztuk performatywnych i wizualnych. Ale to zupełnie inna historia, wracam do finisażu, czyli wspomnianego niezwykłego wydarzenia w TR Warszawa, w jego nowej sali w ATM przy Wale Miedzeszyńskim.
Wodziński i Frąckowiak kierowali bydgoskim teatrem przez trzy sezony, zyskując sobie opinię szefów jednego z najbardziej lewicowych teatrów w Polsce, teatrów politycznych, które nie uciekają od współczesności, ale spierają się z nią i usiłują na nią wpływać. Bodaj najbardziej widowiskowo było to widać w spektaklu „Żony stanu, dziwki rewolucji a może i uczone białogłowy” Wiktora Rubina i Jolanty Janiczak, który zamykała scena wspólnej manifestacji aktorów i widzów. Spektakl ten wyraźnie nawiązywał do idei „czarnego protestu”. Taki model teatru budził kontrowersje i dyskusje, a nawet donosy nie tylko ze strony prawicowo usposobionych polityków czy recenzentów. Pytanie bowiem, jaki powinien, czy też jaki może być teatr polityczny, i czy w ogóle powinien być polityczny nieustannie pojawia się w dyskusjach, podsycane szczególnie chętnie przez polityków rządzących, dla których niezależny teatr zawsze stanowi problem. Jak by jednak tej kwestii nie rozpatrywać, teatr nie ucieknie od polityki. Zgodnie z powiedzeniem: Możesz nie pamiętać o polityce, ale polityka pamięta o tobie.
Dyrekcję Wodzińskiego i Frąckowiaka tak żegnała redakcja „Le Monde Diplomatique”:
„Teatr Polski w Bydgoszczy właśnie zakończył działalność w obecnym kształcie. Decyzja polityczna lokalnych władz (z Platformy Obywatelskiej) brutalne przerwała dynamicznie rozwijający się projekt artystyczny, intelektualny i społeczny. Trzyletni okres, w którym TPB prowadzili Paweł Wodziński i Bartek Frąckowiak zaowocował wieloma znakomitymi spektaklami, festiwalami i wydarzeniami towarzyszącymi. Powstał wspaniały zespół – artystycznie prezentujący poziom europejski, a zarazem zaangażowany politycznie, zabierający głos w istotnych kwestiach polskiej i globalnej debaty publicznej. Redakcja Le Monde diplomatique – edycja polska współpracowała z TPB w czasie tych trzech lat, i było to dla nas fascynujące doświadczenie. Dziękujemy całemu zespołowi TPB za wspaniałą robotę i życzymy powodzenia w dalszej działalności bo najważniejsza politycznie ekipa teatralna w Polsce nie składa broni. Będziemy zaszczyceni mogąc ją wspierać”.
Spektakle w TR Warszawa można potraktować jako rodzaj podziękowań, choć jest to coś więcej – oferta współpracy, rodzaj artystycznej rezydencji. Czy będzie miało to ciąg dalszy, to się okaże. Na razie aktorzy z Bydgoszczy odtworzyli swoje ostatnie premiery w Warszawie. Prezentacje spektakli obyły się w odwrotnej kolejności niż w Bydgoszczy, to znaczy spektakl „Workplace” (wg scenariusza Natalii Fiedorczuk) poprzedził „Solidarność. Nowy projekt” (inna nazwa sugeruje nowa wersje spektaklu). Ten zabieg obejrzenia ich w innym porządku, możliwe, że tylko techniczny, stworzył jednak inną perspektywę. Najpierw widzowie obcowali niejako z konsekwencjami rewolucji solidarnościowej, z tym, co z postulatów zmian zarządzania majątkiem wspólnym, czyli zakładami pracy, wynikło. To obraz dość przygnębiający, ukazujący skrajne uprzedmiotowienie pracownic, poddanie ich korporacyjnej obróbce i wykorzystywanie do zmanipulowanej i kontrolowanej aktywności zawodowej, wykluczającej osobisty rozwój czy współuczestnictwo. Trzy znakomite aktorki (Beata Bandurska, Magdalena Celmer, Anita Sokołowska) ukazały ten niebezpieczny proces obróbki mentalnej, której poddawane są kandydatki przed zatrudnieniem.
„Solidarność. Nowy projekt” nie jest tym samym spektaklem co bydgoska „Solidarność. Rekonstrukcja”, chociaż oba opierają na tym samym scenariuszu. Jednak warszawska prezentacja przekracza pole obserwacji bydgoskiej premiery – czas płynie i twórcy spektaklu oprócz umownej rekonstrukcji historycznego Zjazdu „Solidarności” w gdańskiej hali „Olivii” z roku 1981, dopisują do spektaklu swego rodzaju współczesne komentarze. Przynosi to materiał filmowy, złożony z cytatów z programu Samorządnej Rzeczypospolitej i rozmaitych projektów programowych „Solidarności”, m.in. „niezależności sędziów” konfrontowanych z dzisiejszą sytuacją polityczną i konfliktami, jakie rodzą się na tle odchodzenia do standardów demokratycznych.
Osią tego spektaklu, trafnie ukazującego atmosferę zjazdową, pełną rozmaitych nieodparcie śmiesznych i drugorzędnych zdarzeń (ciągłe uwagi Prezydium o znikaniu delegatów w bufetach i w kuluarach), a także rozchodzenie się przedstawianych opinii z falującymi nastrojami sali, pozostaje utopijny model samorządu pracowniczego, który miał zmienić realny socjalizm w socjalizm pracowniczy. Wtedy wydawało się, że ten model pozostaje w ostrej sprzeczności z odgórnym centralistycznym zarządzaniem i nie może zmieścić się w granicach panującego porządku ustrojowego. Dzisiaj okazało się, że ten model jeszcze bardziej nie mieści się w ramach agresywnego kapitalizmu, zakorzenionego w XIX-wiecznych zasadach wolności gospodarczej, całkowicie impregnowanych na potrzeby pracowników i nakierowanej jedynie na zysk.
Nie wiem, w jakiej mierze autorzy tych przedstawień dostrzegli związek między solidarnościowym buntem robotniczym a późniejszą katastrofą programów naprawczych, mających wyprowadzić gospodarkę na ożywcze wody demokracji. Okazało się, że to, co miało wyzwolić pracowników, wpędziło ich w jeszcze większe uzależnienie, które tak precyzyjnie sfotografował w swoim spektaklu „Workplace” Frąckowiak.
Gorzki ten finisaż. Ale prawdopodobnie samowiedza, odważny rachunek z tym, czego się pragnęło i do czego doszło, to początek poszukiwania nowego programu, który wyzwoliłby ludzi pracy z ich wciąż niezmienionej roli dodatków do panującego kapitału. Nie przypadkiem spektakl nosi podtytuł „Nowy projekt”. Warto więc na koniec przytoczyć fragment czegoś w rodzaju deklaracji, jaka towarzyszyła finisażowi w TR Warszawa: „Artystki i artyści kontynuują rozpoczętą w Bydgoszczy ideę teatru rozumianego jako miejsca dobra wspólnego – przestrzeni aktywności artystycznej, społecznej i intelektualnej. Zespół zamyka poprzedni etap pracy i otwiera następny, bezpośrednio wypływający ze wspólnych doświadczeń, opartych na solidarności zespołu i idei autonomii. W swoich działaniach ma na celu uruchamianie progresywnej przestrzeni myślenia i działania, będącej odpowiedzią na zmiany zachodzące w polityce kulturalnej. Poszukuje tym samym alternatywy dla konserwatywnych i neoliberalnych formuł funkcjonowania sztuki, a teatr czyni miejscem debaty społecznej”.
Brzmi to może bardziej jak program partii politycznej niż grupy artystycznej, ale kto wie…

trybuna.info

Poprzedni

Pożegnanie Artura Boruca

Następny

Pan (z) Żurawiec